Łączna liczba wyświetleń

sobota, 25 lutego 2012

Rozdział 10



 {Stacy}
Przez chwilę stałam a moje myśli galopowały w tę i w tamtą. Nie mogłam się skupić. Louis, Louis! Czułam się jak jakaś tajna agentka, znałam jego sekret… Musiałam powiedzieć Carol… Zaraz gdzie ona… No tak, na wyspie! Popłynęła tam razem z innymi, na pewno. Z Sam, Emmą, Harry’m i Zayn’em. Liam poszedł gdzieś z Katy… A Louis i Niall dalej byli w pokoju. Stałam jak ogłupiała nie wiedząc co zrobić. Chciałam tam wpaść, wykrzyknąć im wszystko w twarz, a z drugiej strony zachować to tylko dla siebie... Nagle usłyszałam krzątanie. Skończyli rozmawiać i właśnie zamierzali wyjść! Och, nie! Uciekać! Puściłam się biegiem w kierunku brzegu, aby mnie nie dopadli. Znam sekret Tomlinson’a, teraz z pewnością będzie się chciał mnie pozbyć! Może mnie utopi? A ja nie umiem pływać! Nie mogę, nie mogę z nimi płynąć! Dlatego właśnie muszę pierwsza przejąć łódkę. Slalomem, z kocią gracją i zwinnością ominęłam drogowe przeszkody i dopadłam wreszcie do molo. Obróciłam się. Z daleka widziałam nadchodzących chłopców machających do mnie. Wykrzywiłam twarz w uśmiechu, po czym prędko wskoczyłam do łódki i spostrzegłam, że siedzę w łódce z wiosłami, a nie w tej drugiej z silnikiem. Cholera, długo mi zajmie dopłynięcie do wyspy.  Ale nie było teraz czasu, agenci jak ja muszą sobie radzić nawet w najgorszych sytuacjach! Tym bardziej, że Louis i Niall zaczęli już przyspieszać kroku! O Boże, mordercy się zbliżają!

{Louis}
- Stary, co ta wariatka robi? – spytałem widząc uciekającą w popłochu Stacy, która po drodze potknęłam się o ławkę, przewróciła kolesia z lodami i nadepnęła psu na ogon.
- Nie wiem, może coś brała? – spytał mój przyjaciel.
- Tak, na pewno - stwierdziłem ironicznie. 
- To jak tam z tym twoim małym sekrecikiem, hm?
- Możemy to na razie zatrzymać dla siebie? Ja... mam dylemat. Mieszankę uczuć, Niall. Poplątało mi się wszystko, wiesz? Nie dobijaj mnie proszę. Pomóż mi.
- Pomagam. Zakończ to póki możesz.
- Ale nie mogę. Za bardzo mi... zależy.
- Nie niszcz życia komuś kogo nie dawno spotkałeś. Proszę cię, stary. Ona na to nie zasługuje.  Taka jest moja rada.
- Ałaa – powiedziałem gdy dziewczyna wpadła do rowu wykopanego na plaży. Musiałem zmienić temat. – Chyba ma pecha, a gdzieś jej się najwyraźniej śpieszy. Czemu na nas nie zaczeka? Obraziła się czy jak? – Blondynka szybko się wygrzebała, otrzepała jasną sukienkę w paski i biegła dalej.
- Cholera, ale pęd!   Ma jakiś motorek w tyłeczku albo coś. Swoją drogą bardzo zgrabna jest… - stwierdził Horan lustrując ją wzrokiem.
- Uważaj co mówisz, bo ci Zayn dowali, a wiesz, on ostatnio pakuje. I czym wtedy będziesz jeść?
- Co racja to racja.
Wtedy nasza koleżanka na chwile się obróciła, po czym wskoczyła do łódki z wiosłami i zaczęła odpływać.
- Ja pierdole,  Louis…. Niech ona stamtąd wyjdzie! WYJDŹ! WYJDŹ! WRAAACAJ ! – Niall zaczął się do niej drzeć, a ta tylko się uśmiechnęła i robiła dalej swoje.
- Zamknij się, Horan, ja cię! Co ty robisz? Nie drzyj się! – próbowałem zasłonić kumplowi tą jego jadaczkę.
- Louis, ta łódka jest dziurawa! Dziurawa! Laska pójdzie na dno za najwyżej minutę!
- CO?! – dotarła do mnie powaga sytuacji. Jak ta cholerna blondynka mogła nie zauważyć dziury, którą zrobili Harry i Zayn bawiąc się kto trafi z pewnej odległości największą ilość kamieni do łódki. Debile, wiem. Ale ona też nie lepsza!
- NO! – Niall mnie odepchnął i zaczął gnać w stronę molo, a ja za nim. Ale ta wariatka była już w połowie drogi. Za późno!
- Bierzemy drugą łódź! Wskakuj! – obydwoje weszliśmy do stojącej obok łodzi. – Odpalaj ten silnik, szybko! – krzyknąłem patrząc jak daleko jest Stacy. Za chwilę będzie bliżej wyspy niż nas. Kurczę, gdzie ja mam telefon… Szlag, został w domu. Inaczej mógłbym zadzwonić do Harry’ego albo Sam, żeby jakoś tą dziewczynę ostrzegli…. No co jest z tą łódką, czemu my ciągle stoimy w miejscu?! Spojrzałem na Niall’a.
- Co z tobą, ofiaro!
- Louis…. – spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami….. – Nie ma paliwa….
- CO?! – wydarłem się.
- Ona jest w połowie…. Zaraz, zaraz zacznie iść na dno…. Czy ona umie chociaż pływać?
Z nadzieją wpatrywaliśmy na szybko wiosłującą dziewczynę nieświadomą swojego losu.

{Stacy}
Byłam cała spanikowana. Machałam tymi wiosłami i machałam. Jejciu, jakie to ciężkie. Ale trochę sobie wyrobiłam mięśnie od tego noszenia zakupów. Widziałam chłopaków biegnących na molo i próbujących odpalić drugą łódkę, ale im nie wychodziło. Całe szczęście. Niall wrzeszczał w moją stronę coś tam pokazując palcem, pewnie mi wygrażał.  Głupek. Ale za chwilkę będę już bezpieczna, z moimi przyjaciółmi….  A sekret Lou się wyda… Koniec tego dobrego, ty zła marchewko. Taki piękny dzień, spokojne morze, żadnych innych rybaków w pobliżu. Tylko ja sama i delikatna, błękitna tafla wody obok mnie. Słońce było wysoko, ani jednej chmurki na niebie. Idealny dzień na ucieczkę ze szponów mordercy! Zaśmiałam się pod nosem. Pomyślę o karierze agentki. Ja, Sam, Emma i Carol. 4 odlotowe agentki. Ja bym oczywiście miała różowy kostium. Ostatni krzyk mody. Rozmyślając tak nagle spostrzegłam wodę pod moimi nogami… To nic, pewnie się wlała jak startowałam. Moje nowiutkie balerinki…. Ach. Trudno. Zaczęłam sobie śpiewać pod nosem piosenkę, aby szybciej  mi zleciał czas. 
Wychyliłam głowę aby dostrzec moich kumpli i pojazd trochę się przechylił na lewą burtę. Na brzegu wyspy ujrzałam dziewczyny i chłopaków śmiejących się. Nawet mi pomachali. Ja im też. Już, już będę na miejscu. I… Wtedy poczułam jakbym nagle spadała…. Takie bum, jakbym spadła o jeden poziom… W dół oczywiście. Wraz z łodzią. Popatrzyłam na nogi, a woda sięgała już do moich kolan! Zrozumiałam że zaraz sięgnie do głowy…. Wiosłowanie nic nie dawało, łódź była już za ciężka. Zrobiłam się blada, zamarłam. Ja… przecież nie umiem pływać! Utonę! NIE, NIE! Ja nie mogę tam skończyć! Zaczęłam się wydzierać, machać, krzycząc ‘pomocy’ do Sam i reszty. Ale oni mi tylko machali, nie wiedząc, że zaraz umrę. Szłam na dno… Przeżegnałam się i zamknęłam oczy dając się porwać otchłani wody.

{Sam}
Siedzieliśmy sobie na plaży wesoło śpiewając i śmiejąc się. Nawet zapomniałam o Liam’ie. Byliśmy w piątkę, a Stacy właśnie do nas płynęła. Zastanawiałam się, czemu nie z resztą chłopaków, ale nie przejmowałam się tym, być może przypłyną jakąś inną łódką. Na wyspie było dużo drzew i krzaczków, a Emma z Harry’m właśnie się ganiali dookoła. Ja z Carol i  Zayn’em siedzieliśmy śmiejąc się z nich. Zawsze myślałam, że ten ostatni jest takim zapatrzonym w siebie, cichym chłopcem. A tu proszę. Pozory mylą. Bawiłam się jego IPhone’m i włączyłam piosenkę LMFAO ‘Sexy and I know it’. W rytm zaczęłam podrygiwać stopą, a tymczasem Malik… No cóż on po prostu zaczął tańczyć, a dokładnie to wywijać dupą, bo to raczej nie był taniec. Dusiłam się z śmiechu kiedy nagle mnie podniósł za ręce i w związku z tym musiałam zacząć tańczyć z nim. Ale mieliśmy ubaw. Jakieś psy się do nas przyczepiły i skakały wraz z nami. Pf, my tu profesjonalni tancerze, a ten zwierzaki się wygłupiają... Zabawa trwała w najlepsze, kiedy nagle ujrzałam Stacy ciągle stojącą w miejscu pośrodku morza.
- Hej, Zayn… - zaczęłam.
- Hm? – powiedział biorąc wodę leżącą na ręczniku.
- Czemu Stacy ciągle stoi w miejscu? Czeka na kogoś…?
- Nie wiem – Malik zaczął patrzeć w jej stronę marszcząc brwi.  – Może…. Zaraz czy tylko mi się wydaje, czy on jakby znika…. Widzę tylko jej głowę… I coś tam macha….
- Cholera…. Zayn….. – pobladłam. – Ona …. Tonie?
- Tonie?! – wykrzyknął chłopak.
- No tak, ale spokojnie – uspokoiłam się trochę. – Tu nie jest tak niebezpiecznie, dopłynie do nas w jakieś parę sekund…. – nie zdążyłam dokończyć bo Zayn ściągnął koszulkę i zaczął pędem biec w kierunku wody. Ze wstrzymanym oddechem obserwowałam jego mięśnie poruszające się w jednym rytmie, napinające ze wszystkich sił. Cholera, niezłe. Akurat gdy dobiegli do mnie Emma i Loczek, Malik wskoczył do wody.
- Co się dzieje?! – wykrzyknął Styles.
- Ja nie wiem… - wydukałam. – Łódka Stacy chyba tonie, a ona…. No nie wiem. Ale ona może przecież dopłynąć…. A Zayn rzucił się aby jej pomóc…
- Bo ONA NIE UMIE PŁYWAĆ! – krzyknęła Carol.
- COOO?! – wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. Nigdy mi o tym nie mówiła. Ale Zayn’owi najwyraźniej tak. Boże, całe szczęście, że on tu był… Żeby tylko zdążył…. Żeby zdążył….
- Ale, hej, ON TEŻ nie umie pływać…. Znaczy się przynajmniej nie lubi…. Boi się wody – dodał Styles. Wtedy do mnie dotarło jak bardzo Zayn musi kochać Stacy.
Wszyscy z zapartym tchem oglądaliśmy mulata w akcji. Złapał blondynkę za ramiona, następnie, trzymając jedną ręką nieprzytomną ze strachu Stacy a drugą machając, dopłynął do brzegu. Pomogliśmy mu wynieść dziewczynę na brzeg i naraz próbowaliśmy ją obudzić. Na szczęście otworzyła oczy po pary sekundach.
- Boże, Staaacy, jak nas przestraszyłaś! – przytuliłyśmy ją  z całych sił, a Harry podał ręcznik.
- Już okej, naprawdę…. – powiedziała wciąż jednak zszokowana.
- Co się stało? Dlaczego… dlaczego zaczęłaś tonąć? – spytał Zayn.
- Ja…. Nie mam pojęcia. Na początku wszystko szło dobrze, uciekałam przed Lou i Niallem….
- Czemu?
- Czekaj, zaraz wam powiem…. I potem nagle odkryłam że w łodzi jest dziura…. – Zayn i Harry jak na komendę zrobili się cali czerwoni.
- Cholera. – Powiedział Loczek. – Wzięłaś złą łódź. – I opowiedział jej całą historię z kamieniami, przepraszając przy tym bardzo.
- Idioci. - Skomentowałam, na co oberwałam piaskiem od Harolda. - Jak można rzucać kamieniami do łodzi, no? *facepalm*
- Wiesz, potem rzucaliśmy Niall'em....- dodał Zayn i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. 
- Jejku, przepraszam, byłam taka głupia i nie zauważyłam tej dziury…. - rzekła zmartwiona Stacy.
- Już wszystko dobrze – Emma podała jej mlecznego batona. – Ale teraz powiedz, czemu uciekałaś przed chłopakami? To jakaś zabawa?
- Nie….  – Stacy zaczynała sobie pomału wszystko przypominać. – Bo Louis…. Ja podsłuchałam ich rozmowę, w której Niall mówił, że zna sekret Lou…. I teraz ja też go znam…. Bałam się, że chcą mi coś zrobić nim się wygadam… Carol – złapała dziewczynę za ramię – będzie ci to ciężko usłyszeć, ale uznałam że musisz wiedzieć… Louis….
Pięcioro par oczu wpatrywało się w Stacy.
- Louis ćpa.
Harry i Zayn stali jak wmurowani próbując powstrzymać się od śmiechu, a ja popatrzyłam na Carol i Emmę.
- Co? – tylko ta ostatnia była w stanie coś powiedzieć.
- No…. Bo on, to jest Niall, powiedział, że Lou używa nieodpowiednich środków i że ma skończyć to co zaczął i….. no to chodzi o narkotyki! Prochy! Zioło! Nie wiem, co kurde jeszcze.
Zapadła grobowa cisza. Nawet chłopcy, którzy jeszcze przed chwilą nie wierzyli w słowa pokręconej blondynki, zaczęli mieć wątpliwości.
- W sumie – nagle odezwała się Carol. – Niall mnie ostrzegał przed Louis’em, ale myślałam, że jest po prostu zazdrosny czy coś… Przecież…. – Przez chwilę patrzyła pustym wzrokiem przed siebie.
- To jakiś żart. – Powiedział pewnie Harry. – Sorry, ale spędzam z Louis’em całe dnie, czasami i noce i wierzcie mi, że bym zauważył gdyby ćpał. Serio.
- No, on ma rację – poparł kolegę Zayn.
- Poza tym jedynie co on by umiał ćpać to marchewkowe zioło – po tej wypowiedzi Carol, wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Taaak, miłość Lou do marchewek była nieskończona.
- To jak powiemy im? – spytałam się reszty pokazując palcem na płynących w naszym kierunku Tomlinsona i Horana.
- Nie – zadecydowała Carol. – Poobserwujmy ich najpierw. Może wieczorem, jak wrócimy do domu. Żeby przypadkiem nie próbowali zabić naszej małej Stacy – uśmiechnęliśmy się wszyscy oprócz blondynki która wytrzeszczyła oczy ze strachu.
- Nie pozwoliłbym mu na to – mruknął Zayn po czym objął ją czule ramieniem i pocałował w policzek.
Postanowiliśmy zostawić ich samych. Ja usiadłam sobie nieopodal czytając książkę, a reszta poszła nazbierać drewna na ognisko.
- Zayn…. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem ci wdzięczna, że mnie uratowałeś… Boże, gdyby nie ty…. Dziękuje – z oczu zaczęły jej płynąć łzy gdy przytuliła wciąż mokrego chłopaka. Nawet ja siedząc te parę metrów dalej nie mogłam się nie wzruszyć. Chcąc nie chcąc nieco ich podsłuchiwałam. To było zdecydowanie ciekawsze niż moja książka.
- Hej, nie ma za co – uśmiechnął się. Przypominam, że wciąż siedział bez koszulki i , cholera, t-shirty zdecydowanie nie zostały stworzone dla Zayn’a Malika. Jego bicepsy i tors… Pokiwałam z uznaniem głową.
- Ale ty boisz się wody.
- Przecież wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko – podniósł jej podbródek tym samym patrząc w oczy. Stacy dotknęła delikatnie dłonią jego policzek a on zamknął jej dłoń w swojej. Teraz oczywiście zaczęli się całować. Co za porno, normalnie.  Dobra, tego już nie oglądałam, przecież nie będę jak jakieś paprazzi… No może raz ukradkiem spojrzałam. Ale tylko raz. Tymczasem moje myśli znowu nieszczęśliwie popłynęły w kierunku Liam’a…. Czy on by mnie uratował gdybym tonęła? Czy może pomógł się utopić? Trudno mi było sobie wyobrazić nasze spotkanie  tej chwili. Te nasze szczere rozmowy zamieniły się w ciche dni, uśmiechy w gniewne spojrzenia a miłość… w nienawiść. Przynajmniej z jego strony. Ja wciąż go kochałam, tego nie da się tak po prostu wyrzucić z siebie. Pamiętałam każdy szczegół z naszych wieczorów, każde jego słowo. Był śmiały, odważny, zupełnie nie taki za jakiego go zawsze uważałam. Ale to właśnie mnie w nim pociągało. Odwaga, męskość, a jednocześnie nutka romantyczności. Zawsze mnie przytulał, nawet bez powodu, pocieszał gdy tego potrzebowałam…. Pomyślałam sobie, że teraz pewnie mizia się z Katy…. Ma mnie głęboko w dupie. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy… Po policzku zaczęła mi spływać drobna łza.
- Hej, wszystko dobrze? – spytała Carol.
- Taak – westchnęłam. Powiedziała mi parę miłych słów, ale wtedy podeszli do nas Louis z Niall’em porywając na ognisko. 
Ściemniło się, a Harry nie wiadomo skąd wyciągnął butelkę szampana. Broniłyśmy się nie chcąc skończyć jak ostatnio, ale Loczek był bardzo przekonujący. A tym razem nie było naszego daddy direction Liam’a, który by nas przypilnował. I dobrze. Mam go w nosie. 
Po jakiejś godzinie szalonego tańczenia usiadłyśmy z Emmą sam na sam i zaczęłyśmy rozkminiać dlaczego Harry ma loczki. Nie byłyśmy w stanie myśleć, więc wymyślałyśmy jakieś głupoty. 
- Liam mu kręci łyżkami!
- Ale nooo, on nie lubi łyżek! - zaprzeczyłam.
- Widelcami! Hahaha, jak makaron! 
- Nieee, to Louis nawija te jego lokersy na marchewki, wiesz, że niby robi z nich takie papiloty! 
- Dlatego tak dużo czasu spędzają razem! 
- W nocy! Hahaha
- LOL, jesteśmy przekomiczne, po prostu.
- Ale wiesz, to ciekawe bo Harry jest takim romantykiem, jak się o ciebie bił na tej plaży…. A z kolei Liam, ten dupek, zostawia mnie dla pierwszej lepszej laski…. Zupełnie na odwrót niż zawsze myślałyśmy – Potrząsnęłam z niedowierzaniem głową. Po chwili spostrzegłam, że moja przyjaciółka już śpi. Pochrapywała sobie cichutko. Chciałam ją jakoś zanieść do jednego ze śpiworów, który był w namiocie. Próbowałam wziąć na barana, ale niestety nie miałam takich mięśni jak 1D, więc odpada. Pociągnąć za ramiona? Nie…. Spostrzegłam jakieś wiewiórki na drzewie i zaczęłam na nie gwizdać pokazując na moją przyjaciółkę, żeby pomogli mi ją zanieść. Serio, nie wierzę że tak robiłam, ale niestety z tego zmęczenia, smutku, no i może trochę szampana, zaczęło mi się mieszać w głowie. Gwizdała i wołałam :
- Wiewióreczki, chodźcie no tutaj, proszęę! Dam wam orzeszka, co? 
Wtedy Niall i Harry podeszli do mnie.
- Ja ją może wezmę – zaproponował Styles , na co uśmiechnęłam się. Zostałam sama z blondynem. Widziałam tylko odchodzącego chłopaka z moją przyjaciółką na rękach. Tak romantycznie. 
- Jakaś taka smutna jesteś. Liam? – Horan zgadł od razu.
- No. – odparłam jakoś tak bez przekonania. Nie wiem czy z akurat z tego powodu czy może z powodu sekretu Louis’a. Miałam idealną okazję spytać się siedzącego obok mnie chłopaka o całą prawdę, ale ustaliliśmy z resztą, że zostawimy to do jutra.
- Wszystko mnie dobija, Niall, dosłownie wszystko. Nie wiem czy mam płakać, czy się śmiać. Udawać twardą czy poddać się. Kochać czy nienawidzić… – wtedy zaczęłam płakać. Ale on nie odrzucił mnie tylko przytulił. Trzymając głowę opartą na jego ramieniu, mogłam się przynajmniej spokojnie wypłakać. Louis niebezpieczny narkoman, Liam skończony dupek? Nie, nie tacy oni są! Nie tacy są 1D! Zaprzeczałam sobie w myślach. Ale fakty mówiły co innego. Gdy już całe łzy ze mnie wypłynęły Niall próbował mnie pocieszyć opowiadając przeróżne żarty. Nawet te nie śmieszne mnie rozbawiły. Potem leżeliśmy oparci o drzewo oglądając gwiazdy na niebie. Nawet parę samolotów przeleciało. Gadaliśmy o naszych marzeniach, planach – gdzie chcielibyśmy polecieć, jakie kraje zwiedzić. 
- Ameryka - powiedziałam zdecydowanym głosem. - Te wszystkie duże miasta.... jej.
- Żartujesz? Kicz! Kicz. Jedziemy w busz, Sam! 
- Busz? Serio? Chcesz wyrywać murzynki?
- Spadaj - szturchnął mnie lekko w ramię. - Nie, ale tam jest inaczej.... Wiesz, natura, spokój....
- Walka, o przetrwanie, ZERO jedzenia...
- Hm. To mnie właśnie martwi.
- Hahaha - śmiejąc się oparłam głowę na jego ramieniu, na co on też zaczął się śmiać. 
Objęłam go jakoś tak odruchowo przytulając się do jego piersi. Było mi tak wygodnie, dobrze…. Bezpiecznie. Wszystkie problemy zdawały się uciekać ode mnie, zostawiając wolną. Po paru minutach ciszy, na wpół zasypiając wyszeptałam:
- Kocham cię Niall, wiesz?
- Tak, tak wiem. Ja ciebie też. – Uśmiechnął się do mnie. On mnie nie brał na poważnie. Ale ja naprawdę go kochałam. Był sto razy lepszy od Liam’a.
- Ja mówię serio – popatrzyłam buntowniczo w jego błękitne oczy.
- Haha, ależ wiem! – zaśmiał się.
- To dobrze – odparłam, podnosząc się i przykładając moje usta do jego. Początkowo chciał mnie odepchnąć, ale potem najwyraźniej mu się spodobało.
- Co ty robisz? – spytał po chwili zdziwiony.
- Mówię, że naprawdę mi na tobie zależy – odparłam. – Proszę, nie zostawiaj mnie samej, takiej bezsilnej…. Potrzebuję cię Niall. Chyba, że mnie nie chcesz…. – podparłam się jedną ręką powoli wstając, ale wtedy poczułam silne szarpnięcie i znowu wylądowałam na chłopaku.
- Chcę cię….. – wyszeptał znów delikatnie całując. 


_________________________________________________________________________________

Ta dam! :D
Epicko zjebałam 10, która powinna być dobra, bo to przecież 10! : <
No ale trudno, z góry przepraszam. Aha i przepraszam, że długo nie dodawałam, miałam jakiś głupi szlaban na internet. -.-

Będziemy chyba powoli kończyć z tą telenowelą. Znaczy się jeszcze tak może ze 3, 4 rozdziały. :)
Ale dziękuje Wam wszystkim, którzy to czytacie, piszecie mi co myślicie, albo chociaż przez przypadek wchodzicie. :)
Komentujcie, błagam! :{)

Buziaki
Mika <3



Zbiorowy gif, bo.... NASZE MORDKI WYGRAŁY!
TAAAAAAAK! <3




poniedziałek, 20 lutego 2012

Rozdział 9



{Louis}
Rano obudziłem się, totalnie wyczerpany. Zacząłem być na siebie wściekły, gdy przypomniały mi się wczorajsze wydarzenie. Zaraz, co ja powiedziałem…  A tak, że kocham Carol. Czy ją kocham? No tak, tak, oczywiście, że tak. Nie miałem wątpliwości. Śniadanie minęło w miarę dobrze. Znaczy się tylko Harry gadał jak najęty, bo nie miał pojęcia co się stało wczoraj. Zayn i Niall rzucali jakieś pojedyncze uwagi, a ja i Liam siedzieliśmy w ciszy. Zrobiłem sobie kanapkę z masłem i właśnie chciałem sięgnąć po dżem gdy mój nowy wróg mnie wyprzedził i porwał sprzed mojego nosa. Takich małych, chamskich incydentów było więcej. Nie wiem tylko co on chciał mi przez to udowodnić. Gdy już odświeżyłem się i zjadłem coś postanowiłem wybrać się do Sam, zobaczyć jak się czuje. Nie mówiłem oczywiście gdzie idę, bo to by jeszcze pogorszyło sytuację.
Delikatnie zapukałem do bramki, ale okazało się, że jest otwarta, więc wszedłem. Sanny siedziała w ogrodzie, myśląc nad czymś.
- Hej, co tam u ciebie? Słyszałem, że Liam…
-  Tak, tak, ale mam nadzieję, że to jest tylko przejściowe. Że może coś mu odbiło, no wiesz…
- Rozumiem.  A gdzie Emma?
- Poszli z Harry'm nad morze. A Carol i Stacy póki co są w domu. Wcześnie jesteś. Nie wiedziałam, że z ciebie taki ranny ptaszek.... - starała się uśmiechać, ale przychodziło jej to z trudem. 
- Wstałem , bo wszyscy wstali... Wiesz u nas jest trochę napięta atmosfera... 
- A no tak. Ale to nie twoja wina, Lou. naprawdę. Ja to wiem, ty to wiesz...
- Ale Liam tego nie wie.
- Dowie się, ja wierzę, że on to zrozumie. Jest mądry.
- Oczywiście - przytaknąłem. 
- A jak tam z jego tatą? Polepszyli stosunki? - Sam starała się zmienić temat.
- Taak, naprawdę bardzo mu pomogłaś. Posłuchał twojej rady, skontaktował się z nim i bardzo długo gadali na skype. Mistrzowsko to załatwiłaś.
- Staram się pomagać jak tylko mogę! Po prostu mam wrodzony talent
- Phi, co za skromność! - parsknąłem i zaczęliśmy się śmiać. Cieszyłem się, że poprawiłem jej humor, ona potrzebowała teraz jakiejś radości w życiu.
- Ja myślę, że Liam po prostu nie lubi kiedy ktoś nad mi panuje. Rodzice mu mówili co ma robić, aż w końcu się zbuntował...
- Tak?
- Nie mówił ci? Uciekł z domu. Od tego czasu oni zapisali go do psychologa i tak jakby.... starali się unikać. Wiesz, chyba się go trochę bali albo coś? No nie wiem, ale w każdym razie mało czasu z nim spędzali. Musiał zajmować się sam sobą. - Jak sobie przypomniałem to wszystko zrobiło  mi się go trochę żal. Bardzo, ale to bardzo pragnąłem się z nim pogodzić. Był jak jedna piąta mnie. Był mi bratem, przyjacielem.
- Hej, Sam, ale między nami nic nie ma, prawda? – Musiałem się upewnić, że ona myśli tak samo jak ja.
- Oczywiście! Jesteśmy przyjaciółmi i tyle.  – Uśmiechnęła się.
- Myślę, że powinniśmy to w dwójkę powiedzieć Liam’owi – stwierdziłem.
- W sumie masz rację. Chodźmy go poszukać.
Byliśmy na plaży, odwiedziliśmy wszystkie pobliskie sklepy i nic. Nigdzie go nie było. W końcu odnaleźliśmy go… W parku. Siedział na ławce z… nią. Z Katy. Miziali się. I to bardzo. Widziałem jak moja przyjaciółka pobladła. Sanny zatrzymała mnie gwałtownym ruchem ręki.
- Wiesz, myślę, że moglibyśmy poczekać aż będzie sam. Bez… niej.
- Zostań tu, a ja pójdę z nim pogadać – ja zepsułem, ja muszę naprawić. Ruszyłem w ich kierunku, a kiedy mnie  ujrzeli przestali się śmiać i umilkli.
- Liam, Katy – uśmiechnąłem się. – Co tam u was słychać?
- Czego chcesz? – On nawet nie raczył być miły.
- Porozmawiać z tobą – odparłem spokojnym głosem .
- Teraz? – Przewrócił oczami.
- Teraz.
- Nie wydaje mi się, żebym miał teraz czas.
- Nie obchodzi mnie to. Katy, skarbie, mogłabyś na chwilkę iść pozrywać kwiatki albo coś? – ona spojrzała na mnie, wstała, po czym pocałowała Liam’a w policzek i oddaliła się.
- Proszę, proszę, ładnie zbyłeś moją dziewczynę – skomentował Liam.
- Sam jest twoją dziewczyną.
- Już nie. Od kiedy ktoś mi ją ukradł. – Spojrzał wściekle na mnie.
- Stary, tłumaczę ci, że ja nic do niej nie czuje! Ona za tobą tęskni, jest smutna….
- To może ją pocieszysz?
- To twoje zadanie, proszę cię, nie odrzucaj jej.... Ja i ona kumplujemy się i nie pozwolę ci jej skrzywdzić.
- Spadaj - powiedział tylko i zniknął po drodze zabierając swojego plastika. Pocałował ja w usta na naszych oczach.... Był podły, bardzo podły. Jego serce było nieczułe. Ale przecież kiedyś był takim romantykiem... Co się stało? Tak jakby Królowa Śniegu oziębiła jego serce.... I teraz my musimy znaleźć na to lekarstwo....
Byłem wściekły, naprawdę wściekły. Ale jednocześnie smutny. Rozwaliłem ich związek, a nawet nie miałem takiego zamiaru! Wróciłem do Sam.
- On zwariował. Serio. Nie martw się, przejdzie mu  - uśmiechnąłem się. 
- Nie przejdzie... Ale wiesz co? Nie będę rozpaczać. Udowodnię mu, że jestem od niego silniejsza. Chce mieć sobie tą dziewczynę? Proszę bardzo! Ja sobie znajdę lepszego ... chłopaka... - widziałem z jakim zapałem to mówi, miała jakiś plan.... Tylko jaki? Bałem się o to spytać. 
- A tak w ogóle to dzwoniła Carol... Mówiła żebym do niej wpadła, ale sądzę, że bardziej by wolała widzieć ciebie...
- Mnie?
- No tak głuptasie! - klepnęła mnie mocno w ramię, aż zabolało.
- Myślisz, że ona coś do mnie czuje? - na samą myśl zrobiło mi się cieplej na sercu. 
- Oczywiście! Ale teraz zależy czy ty coś czujesz do niej...
- No tak.... jasne, że tak! Carol jest inna, taka .... niesamowita - stwierdziłem.
- To ruszaj Romeo i kup Julii jakieś kwiaty! 
- Chyba marchewki! I.... dziękuje ci Sam. Za to, że wybaczyłaś mi to co zrobiłem tobie i Liam'owi....i po tym wszystkim masz jeszcze ochotę mi pomagać... Dziękuje - przytuliłem ją.
- Ależ przestań. To Liam jest dupkiem, nie ty. I nie martw się, już ja mu pokażę... - pogroziła palcem. - Leć teraz do niej.... - pomachała mi na pożegnanie a ja poleciałem znaną mi już drogą do domu Evansów. Mimo iż droga była krótka tym razem dłużyła się godzinami.... Gdy już dobiegłem, byłem tak zmęczony, że nie zauważyłem Carol biegnącej w moim kierunku. Problem tylko polegał na tym, że ona nie zauważyła też mnie.... Z wielkim impetem wparowaliśmy w siebie i upadliśmy na ziemię. To znaczy ona na mnie, więc ja miałem twarde lądowanie. Pomogła mi wstać i chciała coś najwyraźniej powiedzieć ale zamknąłem jej usta pocałunkiem. Początkowo była zdziwiona ale już po chwili oddała mi go z jeszcze większą namiętnością. Staliśmy tak parę minut po czym oderwaliśmy się od siebie aby spojrzeć sobie w oczy. Jej świeciły. Jak gwiazdki. Piękne gwiazdy na tle nieba. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i zarumieniła. Następnie pochyliła głowę lekko w dół, ciągle zawstydzona.
- Hej piękna, coś się stało? - rzekłem podnosząc palcem jej podbródek.
- Nie... - próbowała znowu uciec od mojego wzroku ale jej nie pozwoliłem. - Znaczy się tak. Jesteś kłamcą!
- Dlaczego?
- Bo ja nie jestem piękna! - zaśmiała się cudownym, perlistym śmiechem. 
- Haha, oczywiście, że jesteś! Najśliczniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem!  - podniosłem ją i okręciłem dookoła. Zaczęliśmy tańczyć na środku jak zakochani. Nagle zaczęło padać. W mgnieniu oka na niebie pojawiły się czarne chmury. Runęło jak z cebra, a deszcz lał się strumieniami.
- Chodźmy do domu! - krzyknęła Carol.
-Nie! Chcę cię pocałować w deszczu! - odkrzyknąłem jej.
- NO to całuj! - odparła i znowu przywarła do mnie. Objąłem ją mając nadzieję nigdy nie puścić. Czułem się ... jak w raju. Wszystko tańczyło, byliśmy sami w ogromnym wszechświecie, ja i ona....Gdy odsunęła się ode mnie, zatrzymałem ją jedną ręką a drugą pochlapałem wodą.
- Jesteś głupi! - zakrzyknęła piszcząc i śmiejąc się.
- Ale kochasz mnie? - zapytałem.
- Kocham! - odparła.
- Więc mogę być głupi! Tak głupi jak tylko chcesz! Bo ja kooocham Carol! A Carol kocha mnie!!! - zacząłem się drzeć.  Byliśmy szczęśliwi. I mokrzy, ale bawiliśmy się wyśmienicie! Ona się śmiała, ja wrzeszczałem a woda dalej lała się z nieba. W takiej mniej więcej sytuacji zastali nas Zayn i Stacy, idący przytuleni pod parasolem.
- Dość dziwny sposób na okazywanie miłości, no ale dobrze, Tomlinson. Ty nigdy nie byłeś normalny - mój kolega poklepał mnie po ramieniu. W przeciwieństwie do Stacy, która podbiegła do Carol i obie teraz piszczały w deszczu. Postanowiłem, że czas iść się ogrzać, bo nie chciałem aby moja piękność się przeziębiła.
- No księżniczko, lecimy do domku! - porwałem ją w ramiona i położyłem dopiero na kanapie w domu. Nie mogła przestać się śmiać.
- Marchewko... Lekarzyku... Ty durniu... - wykrztusiła tylko. Usiadłem obok niej, a ona położyła mi głowę na kolanach. Zacząłem bawić się jej czarnymi włosami zakręcając je w.loczki.
- Chcesz ze mnie zrobić drugiego Hazzę? - spytała patrząc na mnie z miłością w oczach a ja pogłaskałem ją po głowie. 
- Nieee, kocham cię taką jaką jesteś - odrzekłem całując ją. 
Następnie do domu weszli Zayn i Stacy, po czym dziewczyna dała nam jakieś ręczniki do wytarcia. 
- Idę się umyć! - powiedzieliśmy z Carol jednocześnie. Malik i blondynka spojrzeli na nas po czym wybuchnęli głośnym śmiechem, a ciemnowłosy wykrztusił tylko:
- No dobrze.... HAHAHA, tylko nie zapomnijcie o kondomach! Cokolwiek tam chcecie robić... RAZEM...
Dobre żarty. Rzuciłem w niego ręcznikiem ale ten ciągle się śmiał. Stacy aż musiała podpierać się stolikiem aby nie upaść.
- To co jakie wolisz? Różowe czy niebieskie? - wyszczerzyłem się do Carol.
- Hm, ale że co?
- Prezerwatywy! Hahaah 
Spojrzała na mnie, po czym zamknęła mi drzwi łazienki przed nosem. Już miałem odchodzić gdy otworzyła je ponownie, przyciągnęła mnie do siebie i złożyła dłuugi pocałunek na moich ustach. Pomału się rozpływałem i naprawdę zachciało mi się wejść do tej łazienki. Ona się uśmiechnęła i teraz już na serio zamknęła się. Pukałem i pukałem, ale nie otwierała, więc zszedłem na dół. Przebrałem się. Zjedliśmy coś z Zaynem i Nialle'm, który do nas dołączył oraz pogodziliśmy się - zrozumieli, że to co zaszło między Sam i Liam'em nie było moją winą. Po chwili zadzwonił Styles i wydarł się do telefonu, iż mamy przyjść na wysepkę, bo wyszło już słońce i on z Emmą tam na nas czekają. Robią piknik. Gdy Carol wyszła z łazienki klepnąłem ją lekko w pupę na co ona tylko się odwróciła i szeroko uśmiechnęła. Siedziałem obok niej i ciągle obejmowałem, tak bardzo potrzebowałem jej bliskości. Czułem się spokojny a zarazem podekscytowany. Parę razy ją pocałowałem na oczach wszystkich, ale im to najwyraźniej nie przeszkadzało - Zayn i Stacy byli zajęci sobą, a Nialler jedzeniem. Po chwili wszyscy wyszli aby się spotkać na pikniku - wszyscy oprócz mnie, wszystkożercy i Carol. Blondyn poszedł o czymś pogadać z moją dziewczyną, ale nic nie słyszałem. Ja spakowałem parę potrzebnych rzeczy. Carol przyszła do mnie oburzona.
- Coś się stało? O czym gadaliście z Horanem, skarbie? 
- Ach, on jest głupi, ostrzegał mnie przed tobą.
- Przed mną? - Zesztywniałem. 
- Tak. Ale mu nie uwierzyłam - rozjaśniła się, pocałowała mnie i wyszła mówiąc - czekam na wyspie, kochanie!
Uśmiechnąłem się, ale wtedy podszedł do mnie na maksa wkurzony Niall.
- Co ty robisz, stary? - zaczął.
- Co? Przeszkadza ci, że się miziam z moją dziewczyną? Zazdrosny?
- Ja? Odwaliło ci? Ja się staram ją chronić... Przed tobą. Wiem do czego jesteś zdolny, Louis... Znam twój sekret...
Moje ciało nagle się wyprostowało, nasłuchując uważnie. Skąd.... skąd do cholery ten mały blondyn wie? Przecież, przecież....
- Nie powiem nic, bo i tak mi nie uwierzą... Ale widzę... widzę wszystko. To co robisz. Ogarnij się. Nie chcę abyś kogoś skrzywdził tym co robisz....
- Nie skrzywdzę. Niall, o co ci chodzi?
- Używasz... czegoś czego nie powinieneś. Posuwasz się za daleko.
- Nic nie robię, uspokój się. Mam wszystko pod kontrolą.
- Masz to zakończyć, a nie mieć pod kontrolą! Najstarszy z nas, a taki głupi.... - przewrócił oczami. 
- To nie twoja sprawa - nie będzie mnie szantażował, postanowiłem. Nie dam się przestraszyć. - Chyba czas iść, przyjacielu? - uśmiechnąłem się kpiąco.
- Uważaj, Louis. Mam cię na oku. Zakończ to co robisz teraz. Zanim ją skrzywdzisz.
Wyszliśmy nie odzywając się do siebie i ruszyliśmy w kierunku morza.

{Stacy}

Jeziu, Boziu, matko kochana.... Ja.... ja.... Musiałam się wrócić po jedną rzecz.... Zayn czekał już przy łódce , ja się zawróciłam i po drodze  minęłam w drzwiach wychodzącą Carol... Uśmiechnęłyśmy do siebie i ruszyłam do środka... Wtedy usłyszałam podniesione głosy dwóch chłopaków.... Louis'a i Niall'a... Kłócili się.... A ja niechcący podsłuchałam.... Za dużo.... Za dużo to dla mnie..... Ja nie powinnam znać takich sekretów.... Ale teraz już wiem.... Louis może skrzywdzić moją Carol..... Moją małą przyjaciółkę.... Tylko dlatego, że jest.... Że on jest.... Robi coś, używa środków jakich nie powinien..... Bo jest.... aż nie mogę o tym pomyśleć.... Louis jest.....

_________________________________________________________________________________

Nie umiem ocenić czy jest długi czy nie, ale mam nadzieję, że odpowiada Waszym wymaganiom. :)
Dziękuję z całego serca 10 osobom, które to obserwują i wszystkim innym, którzy czytają. <3
Uwielbiam każdego z Was oddzielnie! Jesteście wspaniali. :')

Czytajcie, komentujecie i piszcie czy wyszło dobrze czy źle. :) Mam nadzieję, że was nie zawiodłam tym razem.... : '( 

Buziaki
Mika<3




"Don't count your chickens before they are hatched"


(Nie chwal dnia przed zachodem słońca)


Louis..... winny czy niewinny?








piątek, 17 lutego 2012

Rozdział 8


{Sanny}
Gdy się obudziłam leżałam na plaży. W głowie mi szumiało, jedyne co wiedziałam to to, że jestem bezpieczna, bo Louis mnie wyciągnął z wody. Tak, tyle pamiętałam. Upadek do wody a potem silne ręce mojego przyjaciela wyciągającego mnie na ląd…
- Sam? – teraz usłyszałam także jego głos. –Słyszysz mnie? Powiedz coś.
- Mhm – odparłam pocierając głowę. – Co się stało?
- Puściłaś mnie gdy byliśmy na skuterze, dlaczego do cholery to zrobiłaś? Wiesz jak się bałem o ciebie?
- Przepraszam – tylko na tyle było mnie teraz stać. Louis pomógł mi usiąść, a następnie nie wiadomo skąd pojawili się Emma i Harry. Chłopcy wzięli mnie pod ramiona i pomogli dojść do domu, a dziewczyna szła cały czas obok nas, pytając się ciągle czy aby na pewno wszystko dobrze. Po paru minutach całkowicie otrzeźwiałam i byłam nareszcie zdolna do rozmowy.
- Co się stało, dlaczego go puściłaś? – pytała się zmartwiona Emma.
- No bo… Bo zobaczyłam nagle na plaży paparazzi….  I przeraziłam się, że nam zrobią zdjęcia a potem wszystko będzie w gazetach, że niby jesteśmy razem…. I te wszystkie plotki… I Liam byłby zły….
- Och, kochanie, przecież Liam by nigdy nie uwierzył w takie bzdurne plotki! – moja przyjaciółka zaprzeczyła gwałtownym ruchem głowy.
- Dokładnie! – poparł ją Louis. – Nie przejmuj się tymi ludźmi, oni zawsze będą nas śledzić. My się z Harrym nabijamy z tych wszystkich rzeczy co o nas piszą.
- Takk – potwierdził Hazza. – Wiesz co oni czasem potrafią wymyśleć? A brzmi to tak wiarygodnie, że czasem nawet nasi najbliżsi się zastanawiają czy to przypadkiem nie jest prawda…
- Haha, dziękuje wam, poprawiliście mi nieco humor. – Uśmiechnęłam się szeroko na znak, iż wszystko już w porządku. Emma wzięła mnie za rękę, ucałowałyśmy chłopaków i poszłyśmy do domu.

Następnego dnia Liam wpadł do nas z samego rana, przywitał się z moimi rodzicami i jak gdyby nigdy nic usiadł sobie obok mnie na kanapie. Następnie rzucił mi na kolana poranną gazetę a kto był na jej okładce? Louis. Ale nie sam. Razem ze mną. Na skuterze. Moje przypuszczenia okazały się słuszne.
- Powinienem się martwić? – spytał Liam.
- Nie. Nudziło mi się wczoraj, więc poszliśmy z Louis’em na skutery.
- Tak, ale nie wspominałaś, że on musiał cię ratować przed utonięciem.
- Ojej, to chyba dobrze, że mnie uratował, prawda? Przez przypadek wpadłam do wody, ale teraz wszystko jest już dobrze – usiadłam mu na kolanach i korzystając z okazji, że rodzice poszli do ogródka zaczęłam go całować. Byleby tylko  nie poczuł się zazdrosny, bo wiadomo przecież, że ja tylko jego kocham, a nie żadnego innego. On od razu się uśmiechnął obejmując mnie jednocześnie w pasie. Spojrzałam w te jego głębokie, brązowe oczy i poczułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
- Mmm, o wiele lepiej – mruknął Liam.
- Kocham cię – odparłam.
- Ja ciebie też, skarbie – powiedział chłopak.
Następne dni minęły wręcz wspaniale. Każdą wolną chwilę spędzałyśmy z chłopakami, bawiąc się wyśmienicie. Chodziliśmy po plaży, graliśmy w różne gry, byliśmy nawet w kinie i w wesołym miasteczku. Raz poszłam z Liam’em na jakieś pastwiska, aby urządzić sobie piknik, ale oczywiście wszędzie wypasały się krowy. Lecz nam to nie przeszkodziło i spędziliśmy urocze popołudnie w ich towarzystwie. Co prawda pożarły nam połowę zapasów, ale najważniejsze było to, że mieliśmy siebie. Leżałam głową na jego torsie i śmialiśmy się oglądając przelatujące chmury. Taka letnia sielanka.
W końcu także zorganizowaliśmy upragnione ognisko. Harry i Em wiecznie przytuleni, Stacy i Zayn gadający o czymś zawzięcie i oczywiście… moja kochana Carol z Louis’em. Byłam taka szczęśliwa widząc ich razem. Byli jednymi z moich najlepszych przyjaciół i zależało mi na ich dobru. Świetnie się dogadywali, ciągle coś do siebie szeptali, raz po raz wybuchając głośnym śmiechem. On nawet nazrywał dla niej kwiatków i włożył jej we włosy. Carol się niesamowicie zarumieniła, a Lou się uśmiechnął i znowu zaczęli gadać. Niall oprócz pysznego jedzenia załatwił też dobrą muzykę. Aha i przyszedł z laskami.  Taki blondynek Casanova. A DJ Malik pokazał ponownie swój talent. Nawet uczył tego Stacy. Założył jej słuchawki i stojąc za nią, trzymał swoją rękę na jej, pokazując prawidłowe ruchy. To był chyba najromantyczniejszy wieczór ze wszystkich, tak że potem w nocy wszystkie cztery siedziałyśmy w pokoju w ciszy, każda przeżywając to jeszcze raz. Muszę przyznać, że trochę się napiliśmy, ale Liam szybko opanował sytuację wrzucając nas wszystkich do wody. Krzyczałyśmy i piszczałyśmy jak wariatki. W końcu jacyś sąsiedzi zaczęli wychodzić i nas ochrzaniać. Chłopcy zaczęli się z nim wykłócać, ale jak jeden pogroził nam kosiarką to wszyscy zwiewaliśmy gdzie pieprz rośnie. A ponieważ Lou i Carol ciągle żartowali, śmialiśmy się też i po minucie już brakowało mi tchu. Natomiast inne wieczory… one należały do mnie i Liam’a. Pewnego razu, o zachodzie słońca Liam łódką zabrał mnie na małą wysepkę, która była niedaleko brzegu i zaśpiewał mi piosenkę, którą sam ułożył. Kawałek szedł jakoś tak:
‘Baby, you light up my world like nobody else, you are my Sun, you’re the reason of my existence… ‘
W każdym razie było to przepiękne. Tak minął mój ulubiony wieczór z nim.  Prawdopodobnie ostatni miły przed tym co miało się wydarzyć….
Liam stał się chorobliwie zazdrosny. Był zły gdy tylko spojrzałam na Louis’a, chociaż tłumaczyłam mu, że on jest dla mnie jak straszy brat. Że jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi, to wszystko. Ale on mi najwyraźniej nie wierzył…
{Louis}
Hm, więc sytuacja między mną a Liam’em stała się bardzo napięta. Nie odzywał się do mnie chyba, że musiał, omijał mnie szerokim łukiem. To, że spędzałem dużo czasu z Sam nie znaczyło zaraz, że ją kocham. Przecież tyle samo czasu spędzałem z Carol, która nawiasem mówiąc jest zajebista, serio, po prostu rozumiemy się bez słów. Normalnie taka cicha i spokojna, ale jak jestem z nią sam to jest rozgadana i wiecznie uśmiechnięta. Plus jej żarty też są niezłe. No, ale wracając do mojego kumpla, sytuacja mająca miejsce dzisiaj była kroplą, która przepełniła czarę  …
Dziewczyny spędzały czas razem, a my siedzieliśmy w domu. Liam bawił się na PS3, Niall grał sobie na gitarze śpiewając jedną z naszych piosenek, Zayn przeglądał czasopisma od czasu do czasu spoglądając na Liam’a i każąc mu ściszyć, a Harry nakładał żel na włosy, szykując się na randkę z Emmą. Ja tymczasem wszystkich obserwowałem.  Po chwili loczek powiedział, że musi się zbierać, pożegnał się z nami i wyszedł, a za nim Liam, mówiąc, iż pójdzie do Sam. Ucieszyłem się, bo może się jakoś pogodzą i on przestanie być na mnie wiecznie zły. Na ten moment czekała reszta chłopaków. Zayn odruchowo przestał czytać magazyn i skinął do Niall’a, który podniósł głowę i odłożył gitarę. Usiedli wokół mnie jak na jakiejś rozprawie.
- Louis – zaczął brunet.  – Musimy z tobą pogadać.
‘No nie gadaj. Myślałem, że tak dla jaj sobie usiedliście wokół mnie’ pomyślałem.
- Zauważyłem – powiedziałem.
- W naszym zespole najważniejsze jest zaufanie. Nie możemy się kłócić, bo źle skończymy. A ty i Liam od paru dni zachowujecie się… nieprzyjacielsko – Niall wygłosił swoją kwestię.
- Hej, to nie moja wina! – próbowałem się bronić.
- Louis…. Bądź z nami szczery, bo musimy to wszystko jakoś zakończyć. Czujesz coś do niej? Kochasz Sam? – spytał Zayn.
- N… - nie zdążyłem dokończyć, bo w przedsionku dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi. Wszyscy jak na komendę rzuciliśmy się do okna. Stamtąd można było zobaczyć idącego drogą (znów) wściekłego Liam’a.
- Cholera – powiedziałem i złapałem się ręką za głowę, gdyż zaczynało do mnie docierać to co się przed chwilą stało. On musiał usłyszeć  słowa Zayn’a…
- Przynajmniej poznał prawdę. Lou, nie możesz tego ciągnąć dalej – skomentował Niall.
- Co? Jaką, kurde, prawdę?! Ja jej nie kocham, czy to do was nie może dotrzeć? Ona  jest dla mnie jak młodsza siostra!
-  Na pewno? Bo spędzasz z nią podejrzanie dużo czasu – stwierdził Zayn.
- Hej, z wami też spędzam ‘podejrzanie’ dużo czasu, a to nie znaczy, że was kocham!
- Nie? – spytał Nialler z żalem w oczach. – Nie kochasz nas? – żartował sobie jak zawsze. Szkoda, że wybrał złą sytuację.
- Wiesz, o co mi chodzi, no. Ja… ja… - trochę spanikowałem widząc wpatrzone we mnie oczy kolegów – kocham Carol. Taka jest prawda. Jak więc mogę kochać Sam, skoro kocham Carol?
- No wiesz, może idziesz na dwa fronty… - zaśmiał się Zayn.
- Spadaj – odparłem. 
- No dobra, ale co z Liam’em? Musisz mu wyjaśnić….
- On mu przecież nie uwierzy – rzekł Nialler.
- Przez was, pajace – dodałem.
Wtedy dostałem sms’a od Liam’a ‘Twoja Samusia jest wolna, frajerze. Bierz się za nią.’
- Zerwał z nią…? - rzekł Zayn spoglądając mi przez ramię.
- Brawo, stary, teraz skrzywdziłeś dwie osoby… - rzekł blondyn i obydwoje udali się na górę.
Schowałem głowę w rękach, załamany. Nie chciałem, nie chciałem….. Cholera.

_________________________________________________________________________________

Takiego dobrego piątku to nie miałam od baaardzo dawna. :D
Mam nadzieję, że wasz również był udany. :]

Ósemka. Lubię. A jak wy ją oceniacie? :)

WAŻNE!
Obok, po prawej stronie widzicie sondę. Bardzo proszę zagłosujcie, ponieważ mam wrażenie, że nikt tego nie czyta, że wam się ogólnie tak średnio podoba i chcę wiedzieć co robię źle. Jest to anonimowe, więc jeśli tylko macie jakieś zastrzeżenia do bloga to błaaagam, głosujcie i pomóżcie mi go ulepszyć. : ) Jeśli ktokolwiek to czyta, mógłby chociaż coś napisać w komentarzu? Jakiś mały ':)' albo coś takiego. Dla was to sekunda, nic takiego, ale dla mnie znaczy wszystko. <3
+ Zmieniłam TWITTERA ---> @itsHoranHeroin . oraz tutaj macie moje gadu, bardzo chętnie piszę ze wszystkimi: 3715329. 

Buziaki
Mika <3


"All good things come to an end" 
(Wszystko co dobre, szybko się kończy)


Oto Horan rzucający gazetą w dupę Liam'a, za to jak potraktował Sam. 



wtorek, 14 lutego 2012

Rozdział 7


{Sanny}
Następnego dnia obudziłam się dość późno, prawdopodobnie to przez wczorajsze wydarzenia. Nadmiar emocji. Umyłam się, uczesałam, ubrałam. Potem zjadłam szybkie śniadanie i przystąpiłam do działania. Przemknęłam przez ogród do domku na drzewie. Spojrzałam na zegarek – była dokładnie 10.45 i rodzice mieli aktualnie wizytę u mechanika, gdyż wczoraj jak powiedziała mama ‘ wracali dość późno do domu i murek w nich uderzył’ co w tłumaczeniu oznaczało, iż to oni nie trafili w bramę i uderzyli w owy murek. Nie pytajcie dlaczego. W każdym razie mieli wrócić około 11.00 i na to właśnie czekałam wtedy, siedząc sobie i wymachując radośnie nogami, które swobodnie zwisały z podłogi domku. W jednej bowiem ścianie było wyjście na taki jakby ‘taras’, gdzie ja właśnie byłam. Koło bramy ujrzałam Emmę, uśmiechnęłam się do niej a ona do mnie. Po około 10 minutach usłyszałam przeciągły gwizd przyjaciółki oznaczający przyjazd rodziców. ‘No, czas się zabrać do działania’ pomyślałam. Zaczęłam sobie wolno spacerować wzdłuż krawędzi tarasu domku. Od ziemi dzieliło go niewiele metrów. Mama wysiadła z samochodu chcąc otworzyć bramę. Emma się z nią przywitała a następnie zamachała do mnie na co ja się gwałtownie odwróciłam i widząc śmiejącą się mamę ucieszyłam się tak bardzo, że nie zauważyłam końca podłogi. Poślizgnęłam się i zaczęłam spadać, i spadać…. Aby wylądować w ciepłych ramionach Liam’a.
- Bałaś się? Czyżbyś nam nie ufała, że wszystko wykonamy zgodnie z planem? – spytał szczerzący się Harry, stojący obok niego.
- Jasne, że wam ufałam. Przecież wszystko dokładnie ustaliliśmy, a wy staliście tu już od jakichś 15 minut, nie?
- No ba, że tak. Nie pozwoliłbym aby mojemu misiowi coś się stało – powiedział Liam i dał m całusa.
- Huh, jak cholernie romantycznie – spojrzał na nas z ukosa Hazza.
Będąc ciągle w ramionach mojego chłopaka (tak, tak, chodzimy ze sobą) spojrzałam na przerażone twarze mamy i taty. Liam już, już zamierzał mnie postawić na ziemi, ale stojący obok nas loczek rzekł:
- Nie, nie. Lepiej zanieś ją pod ich nogi, będzie wyglądało bardziej bohatersko!
- Serio stary myślisz, że ona jest taka lekka? – spojrzał z uśmiechem na mnie.
- Dzięki za komplement – odparłam sarkastycznie.
- Przecież żartuje. Mógłbym cię zanieść ‘na koniec świata i jeszcze dalej’! – zacytował swojego ulubionego bohatera z Toy Story – Buzz’a Astrala.
Tak więc na ziemi znalazłam się dopiero gdy doszliśmy pod samochód moich rodziców. Mama natychmiast złapała mnie w ramiona:
- Och, kochanie, nic ci się nie stało?! Tak mnie przestraszyłaś, spadłaś! Mogłaś się zabić!  - Oczywiście było to bardzo przesadzone, bo domek znajdował się blisko ziemi.
- Tak, echem…. Dziękujemy ci chłopcze za pomoc. – Tata wyciągnął rękę w kierunku Liam’a. Jak na razie dobrze szło. – Tak właściwie co ty tam robiłeś? Szpiegowałeś ją? – Zaraz jednak przeszedł do ataku.
- Nie, proszę Pana. Próbowałem przeprosić za to co się wydarzyło podczas imprezy, ale ona nie chciała mnie słuchać, ponieważ Państwo zakazali jej się ze mną spotykać.
- A ja bardzo przestrzegam zasad – dodałam.
- Nagle Sanny się odwróciła ucieszona na Wasz widok i wtedy nieopatrznie poślizgnęła się a ja ją złapałem. Resztę już Państwo widzieli. Chciałem również bardzo przeprosić Państwa za szkody wyrządzone podczas tej imprezy. Była to moja wina, ja byłem z nią wtedy odpowiedzialny. Przyszedłem prosić o wybaczenie oraz o pozwolenie zabrania Państwa córki oraz jej przyjaciółki na bezpieczny spacer po plaży. 
Spojrzałam na niego dumnie – bardzo ładnie wyrecytował mowę, którą mu wszyscy razem wymyśliliśmy. Taaak, a co do tej kolacji… Wczoraj Emma i Lou pomogli mu to zorganizować. Siedzieliśmy z Liam’em aż do północy. Śmialiśmy się, żartowaliśmy, jedliśmy a nawet śpiewaliśmy. Oczywiście wytłumaczyliśmy też sobie wszystko i…. no i od tego czasu tak jakby jesteśmy razem. Potem przez całą godzinę (była już chyba 1 w nocy) opowiadałam mojej najlepszej kumpeli dokładnie całą naszą randkę i przy okazji ona przebaczyła mi to, że tak na nią naskoczyłam. Ogólnie wszystko ułożyło się zaskakująco dobrze. Mam naprawdę wspaniałych przyjaciół.
- No cóż…. Myślę, że możemy się zgodzić abyście razem wychodzili ale tylko w bezpieczne miejsca i dziewczynki mają być w domu przed zmrokiem – zadecydowała mama a tata jej przytaknął.
- Dziękuję bardzo i jeszcze raz przepraszam za wszystkie kłopoty – uśmiechnął się chłopak. Ja i Em z wdzięczności rzuciłyśmy się na ich szyje i uściskałyśmy, a Styles, które ciągle tylko stał i potakiwał… On tylko wyszczerzył te swoje zęby i potakiwał dalej. Jak tylko rodzice wjechali do garażu Liam porwał mnie za rękę i udaliśmy się w kierunku plaży. Tak samo zrobił Haz z Emmą. Szczerze mówiąc to ja dalej jakoś nie widziałam sensu tego ich związku, ale skoro obydwoje byli szczęśliwi….
Na miejscu czekała już reszta – Zayn z Niall’em coś tam zajadali, Stacy z Carol oglądały czasopisma a Louis z niecierpliwością tupał nogą. Jak tylko go zobaczyłam podbiegłam do niego i przytuliłam dziękując za całą pomoc. On bardzo się ucieszył na mój widok - że rodzice pozwolili mi się ruszyć z domu. Dziewczyny też były mega happy, iż możemy się znowu razem spotykać, tak że wszystkie w czwórkę odtańczyłyśmy jakiś dziki taniec szczęścia ( pomińmy fakt, że pół plaży patrzyło się na nas jak na wariatki). Zaczęła się zabawa. Chlapaliśmy się w wodzie i pluskaliśmy przez dobrą godzinę. Pogoda bardzo na dopisywała – słońce świeciło wysoko a na niebie nie było żadnych chmur. Emma ze swoimi złocistymi lokami po wyjściu z wody wyglądała jak jakaś grecka bogini, nie dziwię się, że Harry był w nią wpatrzony jak w obrazek. Zresztą nie tylko on. Pojawił się dawno nie wspomniany Pan Sraczka (nie żeby mi go brakowało czy coś), ale tym razem był sam. Podszedł do Em, zaczęli gadać i się śmiać. Wyszłam akurat z wody i skierowałam się do leżącego na ręczniku Liam’a, a idąc kątem oka spostrzegłam wściekły wzrok Harry’ego skierowany na kolegę jego dziewczyny. Usiadłam obok mojego chłopaka i zaczęłam:
- Hej, Liam, patrz jak loczek zazdrośnie patrzy na swoją dziewczynę… A ja myślałam, że on tak wyrywa każdą laskę, a Emmą się po prostu bawi….
- Harry? – spytał zdziwiony Liam. – Nie, on taki nie jest. Jak już ma kogoś to na poważnie. Po ostatnim zerwaniu dochodził do siebie z miesiąc.
- Serio? – teraz to ja byłam zaskoczona. – Zawsze on wydawał mi się taki mały flirciarz…
- Bo po części taki jest, ale nigdy żadnej laski nie zranił. Dużo dziewczyn na niego leci, ale on utrzymuje jedynie przyjazne stosunki. Tak jakby…. Boi się nowych związków. Teraz jest już dużo lepiej, w ogóle fakt, że jest z Emmą nas wszystkich mocno zaskoczył…
- Właśnie. Dlatego ja uważam, że blefuje.
Liam chciał coś dodać, ale naszą uwagę odwróciło coś innego. Sraczka zaczął się niebezpiecznie zbliżać do mojej przyjaciółki na co Harry patrzył jeszcze ze spokojem. Ale gdy ten objął ją a następnie klepnął w pupę…. Coś nagle w loczku drgnęło…. Ruszył w ich kierunku pewnym krokiem z wyraźnie wściekłą miną. Podszedł do nich odepchnął Sraczkę i powiedział:
- Ej, stary co ty sobie wyobrażasz?
- Coś ci nie pasuje? – ten drugi oddał Harry’emu. Ale nie po to Styles wyrobił sobie te bicepsy i kaloryferek żeby teraz tego nie wykorzystać.
- Tak, owszem. To moja dziewczyna i nie masz prawa jej tak dotykać. – Po czym przywalił z pięści Sraczce w tą jego buźkę. To był dla nas niemały szok. Ja aż się podniosłam z miejsca, chłopcy stali zdziwieni nie wtrącając się w sprawy między przeciwnikami, dziewczyny kurczowo trzymały się siebie nawzajem, a Emma stała osłupiała. Z jednej strony była zszokowana zachowaniem Harry’ego, ponieważ ich związek miał być przecież bez zobowiązań, a z drugiej mile zaskoczona, iż nazwał ją ‘swoją dziewczyną’. Sraczka podniósł się i zaczęli się bić. Tak na poważnie. Tylko że Styles był owładnięty furią i ten drugi nie miał zbyt wielkich szans. Po chwili Louis ich rozdzielił coś tam krzycząc, tak że w końcu Sraczka wściekły odszedł. Wszyscy staliśmy nie wiedząc co zrobić, aż w końcu zaczęliśmy się pytać Hazzy czy wszystko ok. Stwierdził, iż tak, tylko go trochę boli ramię w które oberwał od przeciwnika. Potem zaczęliśmy komentować, nawzajem się przekrzykując,  a tymczasem nikt nie zauważył (oprócz mnie, ha, moja spostrzegawczość nie zna granic) Emmy odciągającej swojego chłopaka na bok.
- Co…. Co to miało być? – spytała żądając wyjaśnień.
- Jak to co, ten frajer obmacywał cię! Miałem tak po prostu stać i patrzeć się jak gdyby nigdy nic? – Harry był oburzony.
- Hej, ale przecież mogę sobie flirtować z kim tylko chce, co nie? Nasz związek jest bez zobowiązań, zapomniałeś?
- Ta, niby tak, ale nie przeginaj może? Poza tym mogłabyś sobie znaleźć kogoś lepszego, a nie tego kolesia w gaciach jakby je sam wysrał.
Nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Miło, że ktoś podziela moje skromne zdanie. 
Emma przypatrywała mu się przez chwilę z namysłem, po czym rzekła:
- Tu nie chodzi o to, że on wyglądał jak wyglądał, prawda? Ty byłeś…. Zazdrosny? O mnie?
Harry stał zmieszany i aż się zarumienił nieco.
- Trochę…. No dobra, może byłem.  Bo wiesz… Ja cię naprawdę lubię. I troszczę się o ciebie i nie będzie cię tu jakiś debil dotykał nie tam gdzie powinien… Myślę, że chciałbym być z tobą tak wiesz… - Pierwszy raz widziałam jak loczek się jąkał. – Tak bardziej na poważnie niż na niepoważnie… - Emma zaśmiała się z tej  nieposkładanej wypowiedzi a Hazza stał tylko,  czerwony jak burak. –Dobra, nie ważne, zapomnij. – Machnął ręką i obrócił się, ale ona go zatrzymała.
- Harry… Ja też bym wolała taki prawdziwy związek niż ten teatr co tu odstawiamy. Wiesz, że niby jesteśmy razem a niby nie... – Spojrzała mu w oczy. Wtedy on ją pocałował, a następnie wziął na ręce i wrzucił do wody. No i zaczęło się. Boże, jak ja tego nie cierpię. Jak tylko Harry tak zrobił reszta chłopaków poszła w jego ślady i po chwili wszyscy byliśmy mokrzy, krzycząc i chlapiąc się nawzajem. Nie wiem czemu chłopcy myślą, że to fajne jak laski są całe w wodzie i wtedy włosy kleją nam się do szyi. Fu. Znaczy się, może na przykład taka Emma, która zawsze wygląda jak top modelka, to  lubi, ale ja, która zawsze wygląda jak ogromny ogr, tego nie lubię. Chociaż potem mi się humor poprawił, bo Liam stwierdził, że wyglądam bardzo sexy w moim stroju ( co oczywiście było wierutnym kłamstwem, ale to i tak miło z jego strony).
Gdy już skończyliśmy te wodne ‘rozrywki’ usiedliśmy na plaży aby trochę wyschnąć i przy okazji poopalać się. Gadaliśmy cały czas, aż w końcu Niall oznajmił, iż czas na obiad. Wszyscy się z nim zgodziliśmy i udaliśmy się do naszych domów aby coś zjeść. Nadszedł wieczór i jakoś tak każdy gdzieś wybył, a ja zostałam sama. Tak więc przełożyliśmy ognisko na następny dzień. Emma z Harry cieszyli się sobą nawzajem, Stacy i Carol udały się z mamą do miasta, a do Liam’a przyjechał brat i zabrał go na spacer, bo dawno się nie widzieli. Siedząc sobie na leżaku w ogródku rozmyślałam co mogę robić aby zabić nudę, gdy nagle zadzwonił mój telefon. To był Louis. Odebrałam, a on zaproponował mi spacer na plażę. Stwierdziłam, że to będzie nudne, bo przecież cały dzień byliśmy na plaży, ale on powiedział, iż ma dla mnie jakąś niespodziankę. Ponieważ bardzo lubię takie rzeczy, od razu się zgodziłam. Szybko się odświeżyłam i wyruszyłam drogą na plażę. Gdy doszłam Lou już tam czekał. Zaprowadził mnie na molo i wskazał palcem na stojący obok skuter wodny.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz, Tomlinson – oceniłam sytuację.
- Chyba jednak nie – odparł z cwaniackim uśmiechem.
 - Mam na to wsiąść?
- Powiem nawet  więcej – jak nie chcesz spaść to musisz się mnie trzymać!
- Serio? – zmrużyłam oczy pod wpływem zachodzącego słońca, które mnie raziło.
- Aha! – odparł i pomógł mi usiąść na tym czymś. Pomyślałam, że to będzie dobra zabawa, nowe doświadczenie. W końcu co mogło się stać?
Założyliśmy kamizelki i ruszyliśmy. Na początku wolno, spokojnie, ale potem zaczęło się. Rozcinaliśmy wodę z niesamowitą prędkością, mknęliśmy jak szaleni. Darłam się wniebogłosy ale głównie dlatego, iż była to naprawdę niezła zabawa. Louis tylko się ze mnie śmiał, ale widać było, że też bawi się nie najgorzej. Nagle, w ułamku sekundy, w chwili gdy akurat woda nie chlapała prosto na mnie, dostrzegłam na plaży zaciekawionych gapiów. Na początku nie wiedziałam o co im chodzi, ale potem to do mnie dotarło: paprazzi. Przez moją głowę przemknęły tysiące fotografii moich z Louisem, plotki, że jesteśmy parą i rozczarowanie w oczach Liam’a – tak się stanie gdy nasze zdjęcia trafią do gazet. Oszołomiona puściłam na chwilę talię chłopaka, ale to wystarczyło by morskie otchłanie porwały mnie w głąb. Wprost z rozpędzonego skutera wpadłam do wody. Niby miałam tą kamizelkę ale byłam tak wystraszona i przemoczona, że nie mogłam się skupić i pomału zaczęłam iść na dno. Oczy się zamykały, widziałam tylko czerń, a umysł powoli opustoszał z jakichkolwiek myśli. Ciemność i pustka…

_________________________________________________________________________________

Taaaak, oto mamy siódemkę. : )
Mam takie pytanko, czy chcielibyście więcej romantycznych sytuacji czy może więcej akcji? :]
Jakoś tak nie wiem co mogę więcej napisać. Rozdział taki dziwny wyszedł, ale niech będzie.
Komentujcie & oceniajcie .

Buziaki
Mika <3



"Actions speak louder tha words."

(Czyny mówią za słowa)


oto nasz Harry, bohater rozdziału:
(mruży oczy jak coś. x) )






niedziela, 12 lutego 2012

Rozdział 6




Never say never.

{Liam}
Właściwie to mogłem się domyślić, że ona ma tylko jakąś karę. Zamiast tego bałem się,  iż Sam się na mnie obraziła, po… no wiadomo po czym.  Chciałem z nią porozmawiać, ale nie mogłem się dodzwonić ani nic. I wreszcie dzisiaj jakaś kompletnie nieznane mi laski przekazały nam, że ona ma po prostu szlaban, lecz i tak czeka na mnie w domku na drzewie. Swoją drogą ciekawy pomysł z tym miejscem spotkania, no ale dobra. Biegłem tak szybko jak mogłem i jednocześnie uważałem czy aby nigdzie nie widać jej rodziców. Podszedłem pod furtkę, którą opisały mi Carol i Stacy, i zapukałem cichutko. Potem nieco mocniej. W końcu po parunastu minutach czekania, zamierzałem już naprawdę mocno walnąć w te drzwiczki gdy nagle oberwałem czymś, co spadło z góry. Była to drabinka zawieszona na linie. Spojrzałem na nią, a potem na górze zobaczyłem owy domek, z którego czujnie obserwowały mnie oczy dziewczyny. Piękne oczy należy dodać. Miały taki niebanalny kolor oraz biły od nich ciekawość i spryt. Wpatrywały się we mnie uparcie aż w końcu musiałem złapać się tej drabinki i wspiąć do góry. Na końcówce poczułem dotyk silnej dłoni Sam, która złapała mnie i podciągnęła tak, że aż na nią upadłem.  Miała na sobie luźne, krótkie spodenki, które odsłaniały jej wysportowane nogi oraz bluzkę w biało – niebieskie paski. Ona szybko się podniosła i otrzepała, a ja rzekłem:
- Dzięki, ale poradziłbym sobie sam.
- Ciebie też miło widzieć.
- No tak, zapomniałem. Czeeść! –przywitałem się po czym ją uściskałem. Ona jednak była jakaś sztywna. – Wszystko ok? Coś się stało?
- Oprócz tego, że mam szlaban do odwołania i rodzice mnie sprawdzają co sekundę, to tak wszystko okej.
- Ale to nie moja wina, że tyle wypiłaś – uśmiechnąłem się. – Ja i tak nie mogłem pić.
- Nie mówiłeś, że będzie tyle ludzi.
- Ojej, to impreza, wiadomo, że zawsze jest dużo ludzi.
- Nie zawsze. No ale nie ważne. – Odparła naburmuszona.
- Heeej, jesteś na mnie zła czy jak? – złapałem ją od tyłu w talii i przyciągnąłem do siebie. Starała się wyrywać, ale jej nie pozwoliłem.
- Puść mnie. – Wtedy zacząłem ją łaskotać, a ona zaczęła chichotać. Potem zmieniło się to w śmiech i po chwili oboje leżeliśmy na podłodze śmiejąc się i łaskocząc. Rozejrzałem się nieco po domku w kształcie prostokąta, który był dość duży, zbudowany ze zwykłych desek, jednakże bardzo starannie. Na dwóch ścianach były jakieś rysunki, a jedna była całkowicie zamalowana. Idąc od dołu można było zobaczyć jasno-zieloną trawę, następnie pień drzewa i wreszcie jego koronę. Mimo iż było to zapewne malowane dziecięcą ręką, wydawało się aż nadto prawdziwe. Jedynym magicznym przemiotem była tu postać jednorożca lecącego po barwnej tęczy tuż nad drzewem. „Ciekawe postrzeganie świata”  pomyślałem. Nagle Sam wzięła poduszkę i zamachnęła się aby mnie uderzyć, ale ja w porę ją złapałem i podniosłem do góry wraz z jej rękoma, dzięki czemu nasze twarze znów spotkały się niebezpiecznie blisko. Uśmiechnąłem się i ona zrobiła to samo. Jednak wtedy zadzwonił telefon.  Jakbyśmy grali w jakimś filmie normalnie. Myślałem, że Sam to oleje, ale zadziałało to na nią jak porażenie piorunem. Gwałtownie się podniosła i niemalże wyskoczyła z domku. Biegnąc przez ogródek potknęła się wpadając do sadzawki. Wyszła z niej cała mokra, ale to nie zatrzymało jej w biegu. Następnie poślizgnęła się wpadając w błoto. Zacząłem się śmiać, bo była cała brudna, podczas tego biegu z przeszkodami. Rzuciła mi wściekłe spojrzenie ale ruszyła dalej. Jak w jakimś maratonie, gdzie do wygrania są… złote majtki albo coś takiego. Kurczę, ten telefon musiał być naprawdę ważny. W końcu odebrała. Wymieniła parę słów, po czym wściekle rzuciła słuchawką i zniknęła w głębi domu. Ruszyłem za nią, aby sprawdzić czy nie potrzebuje pomocy…. No i to naprawdę nie moja wina, to co się po chwili stało. Bo skąd ja mogłem  wiedzieć… Wszedłem do domu, rozejrzałem się i w jednym z pokoi usłyszałem krzątanie. Otworzyłem więc drzwi a tam stała Sam… w samej  bieliźnie. Stanęliśmy naprzeciwko siebie i żadne z nas nie mogło się ruszyć. Właściwie to nie widziałem zbyt wiele, bo była cała z błota, ale to co zobaczyłem spodobało mi się. Miała zgrabne ciało, chude nogi, no i…. wcale nie małe piersi. Nie żeby mnie to interesowało, rzecz jasna. Po prostu jakoś tak odruchowo tam spojrzałem. W końcu po tym mały rekonesansie zniknąłem z jej pokoju z uśmiechem pod nosem. Usłyszałem tylko parę oburzonych krzyków, a potem dziewczyna szybko przeleciała do łazienki mrucząc do mnie ‘zboczuch’. Siedząc w kuchni postanowiłem jej zrobić ciepłą herbatę. Pomieszczenie było spore, a w środku stał drewniany stół otoczony dużą ilością szafek dookoła. Z jednej z nich wyciągnąłem kubek ale szukanie herbaty zajęło mi nieco więcej czasu. Po znalezieniu zaparzyłem wodę i nalałem do kubka jednocześnie wsadzając tam herbatę.  
- Masz szczęście, że akurat lubię owocową – usłyszałem za sobą znajomy mi głos.
- Nie szczęście tylko intuicja. Dobrze cię znam.
- Taak,  niech ci będzie – uśmiechnęła się biorąc kubek z moich rąk.
- Kto to dzwonił? Ktoś bardzo ważny jak widzę? Może twój chłopak? – ostatnie pytanie zadałem bardzo ostrożnie.
- Moi rodzice. Sprawdzają nas co chwilę czy jesteśmy w domu.
-  Ale Emmy tu nie ma….
- Umiem podrabiać jej głos -  powiedziała i dała mi mały pokaz swoich umiejętności.
- Nieźle – oceniłem. Ja też spróbowałem, ale wyszedł z tego jakiś kwik, a Sanny omal nie zakrztusiła się herbatą.
- A co do chłopaka, to akurat go nie mam. A ty? – zaczęła.
- Ja aktualnie też go nie mam, bo wiesz jakoś nie myślałem o zmienieniu orientacji seksualnej…
- Haha, nie o to mi chodzi, głuptasie! – zaśmiała się.
- Jesteś taka słodka jak się wściekasz, a dzisiaj już parę razy miałem okazję to zobaczyć.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie – Sam uparcie dążyła do celu.
- A cóż to z ciebie za fanka, nie śledzisz na bieżąco portali plotkarskich o nas? – puściłem oczko. Szczerze mówiąc nienawidziłem tego gówna, zawsze jakieś głupoty wymyślą. Mnie to niesamowicie denerwuje ale na przykład Harry i Louis zawsze się z tego nabijają.
- Śledzę, ale nie wiem czy mówią prawdę. Dlatego pytam się ciebie.
- A co one piszą? – spodobała mi się ta gra.
- Że sypiasz z Zayn’em – okej, nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Trochę mnie przytkało, ale zaraz opanowałem sytuację uśmiechając się:
- No dobra, to akurat prawda… - zażartowałem.
- Wiedziałam!
- Ale laski żadnej nie mam. Zresztą nie wiem czy zauważyłaś jak jedna zrywała ze mną na plaży..hm…. tak tuż przed twoim nosem.
- A taak, faktycznie, coś tam było.
Siedząc sobie przy herbatce opowiedziałem jej nieco o mojej rodzinie – tata mnie często mnie ignorował, wyjeżdżał sobie gdzieś. Mama gadała ze swoimi przyjaciółkami, też rzadko kiedy miała czas dla mnie. Ja sam sobie śpiewałem jakieś piosenki, bawiłem się z kumplami…. Teraz jestem wiecznie zły na tatę, za to wszystko. Jak stałem się sławny on chce nagle naprawić nasze relacje. Sanny doradziła mi abym dał mu drugą szansę. Spróbował naprawić przeszłość, ale też nie pozwalał mu na za wiele. Pomyślałem, że spróbuję. Zaproszę go na jeden koncert, ale nie zabiorę go limuzyną ani nic. Nie będzie na mnie zarabiał, o nie.
Potem zaproponowałem, żebyśmy poszli do domku na drzewie, bo spodobało mi się tam. Był obszerny i miał ładny widok. Sam się zgodziła i po chwili mknęliśmy środkiem jej ogródka. W pewnej chwili złapałem ją za rękę, ciekawy jej reakcji. O dziwo nie odsunęła się ani nic, tylko złapała moją mocniej. Tak razem dotarliśmy do naszego celu. Dziewczyna weszła pierwsza, a ja za nią. Poszperaliśmy trochę w  środku, ale nie znaleźliśmy nic nowego. Zmęczeni po prostu położyliśmy się na plecach.
- Patrz, co jest tam wymalowane – rzekła Sam pokazując palcem na sufit. Faktycznie było tam całe niebo nocą! Wszystkie gwiazdozbiory, wow, podziwiam autora tego dzieła! Musiał się sporo napracować.
- Niesamowite – odparłem. Wodziliśmy teraz palcem po całym niebie, gadając o przeróżnych gwiazdach. Gdy skończyliśmy nastąpiła chwila ciszy, podczas której po prostu leżeliśmy i myśleliśmy. Nagle Sanny odwróciła się na boku w moją stronę i łapiąc mnie za rękę wypowiedziała te 6 dziwnych słów…
- Liam…. Co będzie teraz z nami?
- Z… jakimi nami? – spytałem zdziwiony. Przecież nie było żadnych ‘nas’. Na imprezie po prostu dobrze się razem zabawiliśmy, owszem, może trochę za dobrze, ale… to wszystko tylko po przyjacielsku. Przynajmniej takie było moje zdanie.
- Bo to wszystko tak wygląda jakbyśmy  byli razem…
- Co wszystko? – byłem coraz bardziej przerażony.
- Najpierw mnie pocałowałeś…
- Byliśmy pijani.
- Konkretnie to ja byłam. Ty nie. To co, nie mogłeś mnie po prostu odsunąć, odepchnąć jak byłam zbyt nachalna czy coś? Przecież jesteś wystarczająco silny – odparła pokazując na moje bicepsy. Zerknąłem na nie dumnie, bo w końcu opłaciło się te codzienne chodzenie na siłownię.
- Dziewczynom się nie odmawia – wyszczerzyłem zęby w  uśmiechu.
- Dobra, a potem wszedłeś tak po prostu to mojego pokoju….
- Przypadek.
- A następnie idąc przez ogródek złapałeś mnie za rękę…
- Tak robią przyjaciele.
- Nieprawda!
- Ależ tak!
- Okej, a więc ja nic dla ciebie nie znaczę? – podniosła się i usiadła.
- Znaczysz. Jesteś wspaniałą przyjaciółką. - Bałem się czegoś więcej. Nie wiedziałem nas razem. Ja w trasie, ona wiecznie na mnie czekająca? Nie chciałem ranić jej, ale także siebie. Nie wiem, czy bym zniósł to nasze rozstanie. Innym dziewczynom zależało tylko na mojej sławie….  Albo chociaż po części. Sam jest inna. Przyjacielska. Mogę z nią pożartować lub pogadać poważnie. Po prostu świetnie się rozumiemy.
- Tylko przyjaciółką? – spytała z nadzieją w głosie. Wtedy uderzyła we mnie fala rozczarowania, złości. Ona była taka sama jak reszta tych bab – wykorzystuje mnie, chce być moją dziewczyną aby zyskać rozgłos, sławę. Wykrzyczałem jej to prosto w twarz, a ona się obruszyła.
- Jak możesz tak myśleć?! Ja cię strasznie lubię i myślałam, że ty czujesz to samo co ja. Nie mogłeś mi tego normalnie powiedzieć?! Zamiast mnie oskarżać…. Obwiniać, oceniać! – była wściekła i to strasznie. Już miałem coś odpowiedzieć, kiedy zauważyłem na jej policzku spływającą powoli łzę. Wahała się czy opaść, czy może gdzieś skręcić. Była niepewna jak ja. Zmiękczyło to moje serce, pomyślałem, że naprawdę teraz przesadziłem. Jednego byłem pewien – to nie była udawana łza. Jej naprawdę było przykro i to przeze mnie. Zamilkłem. Ona się odwróciła wycierając spływającą kroplę.
- Sam…. Ja nie chciałem cię oceniać… Po prostu… - pomyślałem, że teraz sobie wszystko wyjaśnimy i znów będziemy przyjaciółmi, ale ona rzekła:
- Mógłbyś sobie już pójść?
- Hej, przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło. Ja się po prostu boję takich związków na odległość, nie chcę się zranić.
- Tak, tak, zawsze każdy nie chce nikogo zranić, znam to, Liam.
- Po co mnie tu w ogóle zaprosiłaś? Żeby sobie poflirtować? Powrzeszczeć?
- Pogadać. Ale ty najwyraźniej nie chcesz.
- Chcę, tylko nie o ‘nas’. Zrozum, jesteśmy przyjaciółmi. To mi wystarcza.
- Dla ciebie całowanie drugiej osoby nic nie znaczy? To był taki zwykły wakacyjny flirt czy jak?!
- Nazywaj to jak chcesz.
- Fajnie, fajnie – powiedziała sarkastycznie. – Sądzę, że nie bylibyśmy dobrymi przyjaciółmi, za bardzo się różnimy. – Starała się mnie pozbyć, wyrzucić mnie.
- Nie chcesz się ze mną kumplować tylko dlatego że ja nie chcę z tobą być? – wyłożyłem kawę na ławę.
- Nie. Po prostu jesteśmy inni!
- Okej, ja sobie w takim razie idę. Ale wiedz, że to głupie, zrywać z kimś znajomość, dlatego bo nie robi tego co tych chcesz! Jak jakaś królowa,  kurde! – odparłem wstając i zaczynając schodzić po drabince. Co ona sobie wyobrażała, że ja jak na zawołanie będę jej chłopakiem? I będziemy żyli długo oraz szczęśliwie jak w bajkach?
- Nie robi tego co ja chce?! Ten ktoś nie szanuje czyichś uczuć, miota sobie nimi! Idź, wynoś się, zdrajco.
Nie miałem zamiaru jej odpowiadać, zresztą to było bez sensu. Wybiegłem przez furtkę nawet się za siebie nie oglądając, wściekły nie tylko na nią, ale też na siebie, bo właśnie straciłem najlepszą przyjaciółkę. 

{Emma}
Wyjrzałam tylko na chwilkę z pokoju, w którym siedzieliśmy z Harrym, ponieważ usłyszałam trzask drzwi. Okazało się, że to Liam wściekły wparował do pokoju, nie odzywając się do nikogo. Postanowiłam mu nie przeszkadzać, zresztą Hazza już mnie ciągnął z powrotem do środka. Nie robiliśmy nic nieodpowiedniego, jedynie się trochę całowaliśmy, śmialiśmy i jeszcze słuchaliśmy muzyki. On próbował mnie uczyć śpiewać, ale nic z tego nie wyszło. Dwoje ludzi dobrze się ze sobą bawiących, to wszystko.  Nasz związek był w pewnym sensie bez zobowiązań. Mam na myśli, że jak on wyjedzie i znajdzie jakąś inną to będzie wszystko w porządku, tak samo ze mną. W końcu prowadzimy zupełnie inne tryby życia. To co się tutaj zdarzyło, było tylko miłym wakacyjnym flirtem. Oboje się z tym zgadzaliśmy.
Parę minut później zeszliśmy na dół, gdzie poznałam Carol i Stacy, bardzo fajne dziewczyny, no może jedynie ta blondynka trochę nadpobudliwa ale nadrabia to swoim urokiem. Oglądnęłam kawałek filmu, siedząc na kolanach Hazzy, a potem stwierdziłam, że należałoby wreszcie pójść do domu. Po pierwsze zaraz wrócą rodzice Sam, a po drugie moja przyjaciółka będzie potrzebowała wsparcia po kłótni ze swoim ‘prawie’ chłopakiem. Pożegnałam się ze wszystkimi, Harry’ego pocałowałam namiętnie aby mnie na długo zapamiętał (a widząc jego duże zadowolenie raczej tak będzie) i ruszyłam w drogę powrotną. Weszłam cichutko do domu, gdzie zastałam Sam siedzącą na kanapie a obok telefon.
- Hej, wszystko w porządku? – zaczęłam.
- Tak, szkoda tylko, że wybywasz sobie na pół dnia, a ja muszę się tu użerać sama ze wszystkim.  - Czyli jednak była wściekła o to , że ją zostawiłam.
- Przepraszam. A co się stało z Liam’em? Był taki jakiś zły….
Wtedy Sanny wybuchła. Jakby tylko czekała na ten moment, żeby móc to wszystko, co ją dotąd dręczyło, na kogoś zwalić…
- Zły?! Zły?! To ja powinnam być zła! On sobie jakieś żarty ze mnie robi, wyrywa mnie jak każdą inną laskę! Frajer! Najpierw się zachowuje jakbyśmy byli razem a potem mówi, że on nic takiego nie miał an myśli…
- Może nie miał… - chciałam dokończyć, ale nie zdążyłam, bo następna fala potoku słów Sam mnie zalała:
- Jak możesz go bronić?! Zranił mnie! Zresztą ty tego nie rozumiesz. Twój chłoptaś jest jeszcze większym Casanovą, bawi się tobą jak marionetką i pewnie chce cię tylko przelecieć! Zastanawiam się czy ty nie chcesz tego samego…. – Teraz to przegięła.
- Przestań, jak możesz tak mówić?! My jesteśmy dobrymi kumplami, ja przynajmniej swojego chłopaka nie odstraszam jak ty!
- A spadaj! Wszyscy jesteście przeciwko mnie! – krzyknęła i zamknęła się w swoim pokoju. No pięknie.

{Carol}
Hmm, sytuacja wyglądała wtedy co najmniej dziwnie. Otóż Liam wściekły siedział w swoim pokoju, Emma poszła do domu sprawdzić co się dzieje z Sam, a my… to znaczy ja, Stacy, Zayn, Lou, Harry i Niall dalej tam siedzieliśmy. Przerwaliśmy film i teraz zapadła krępująca cisza. W  końcu Stacy wypaliła:
- Hej, Caro nie musimy już czasem wracać? – I zaczęła mrugać jak szalona, co w jej języku miało znaczyć puszczenie oczka, ale ona nie umie mrugać tylko jednym, więc mruga dwoma. A żeby mieć pewność, iż ja to odpowiednio odczytam, robi tak parę minut.
- Taaak – odpowiedziałam byle by tylko ona przestała  już z tymi oczami. – Mama będzie się o nas martwić, bo cały dzień nie byłyśmy w domu.
- Ale było warto – dodała Stacy uśmiechając się wdzięcznie do Zayn’a. On wziął ją delikatnie za rękę i zaprowadził do drzwi. Ja sama musiałam tam dojść. Wtedy Louis zaproponował, że nas odprowadzi, na co oczywiście od razu się zgodziłyśmy. Zayn chciał jeszcze pokazać mojej przyjaciółce morze wieczorem, ponieważ są wtedy duże fale a dookoła wszystkie lampy świecą, co stwarza niesamowitą atmosferę. Ja nie chciałam się w nic takiego mieszać, bo już i tak było mi zimno, a nie zamierzałam być chora przez resztę wakacji . Oni udali się więc na plażę. Szliśmy tak z Lou alejką przez park i nagle on zaproponował, iż pożyczy mi swoją bluzę, bo widzi, że marznę. Byłam niesamowicie skrępowana gdy ten zakładał ją na mnie. Przebyliśmy tak parę minut w ciszy, aż w końcu Louis klepnął mnie przyjacielsko w ramię i powiedział:
- Coś taka sztywna jesteś. Wszystko ok? Moja bluza strasznie śmierdzi czy jak?
Uśmiechnęłam się i odparłam:
- Wszystko w porządku, a twoja bluza jest super, naprawdę ciepła. Ale tobie nie jest zimno tak w krótkim rękawku?
- Pff, no co ty, ja jestem gorący facet! – Po czym oboje zaczęliśmy się śmiać. Nastrój się nieco rozluźnił. Gadaliśmy o wielu rzeczach, o tym co lubimy i czego nie. Obiecałam mu, że dla niego zacznę jeść marchewki, chociaż przedtem nie za bardzo przepadałam za warzywami.
- Ogólnie bardzo fajnie, że się poznaliśmy. Miło się spędzało z tobą czas – powiedział.
- Dziękuje, panie Tomlinson, z panem również – wykonałam piękny ukłon.
- Ależ przyjemność po mojej stronie, panno…. – nie wiedział jak mam na nazwisko, więc szybko mu pomogłam:
- Evans. Carol Evans.
- Panno Evans – dokończył. – Mam nadzieję, że będzie nam dane jeszcze się spotkać, haha – zaczął się znów śmiać, ponieważ zachowywaliśmy się jak idioci gadając w ten dziwny sposób. Lou odprowadził mnie pod sam próg po czym przytulił i odszedł. Ja już zaczęłam pukać do drzwi, gdy on nagle wrócił pytając o numer telefonu. Z chęcią mu go podałam.
- Hej, a Carol czy…  - zaczął Louis ale w tym akurat momencie moja mama musiała oczywiście się pojawić.
- Eee, cześć mamo…. – zaczęłam zmieszana, ale ona powiedziała:
- Carol?
- Pani Evans? – To był Lou.
- Louis?
- No tak mamo, ten z One Direction… - próbowałam jej przypomnieć, że to właśnie o nim i o reszcie zespołu zawsze gadam.
- Ale zaraz ten Louis to Louis, którego kiedyś poznałam… - Mama wyraźnie próbowała kojarzyć jakieś fakty marszcząc czoło. – No oczywiście, że też wcześniej tego nie spostrzegłam! – klepnęła się w czoło.
- Zaraz czego? Wy się znacie? – Teraz to ja czegoś tu nie pojmowałam.
No cóż, okazało się, iż Louis uczył się u mojej mamy pierwszej pomocy. Nie mogłam się powstrzymać i nie szepnąć mu do ucha ‘Lekarzyk’ na co on tylko się szeroko uśmiechnął słuchając dalszych wspomnień mojej mamy. Ja już jej nie słuchałam wpatrzona w ten jego uśmiech. Tak się strasznie cieszyłam gdy pojawiał się on z mojego powodu.
- A pani Evans… Czy mógłbym zabrać jutro wieczorem Carol na ognisko na plaży? Oprócz mnie będzie jeszcze 7 naszych przyjaciół.
- Hm…. Na ostatniej imprezie moja mała dziewczynka nieco przeceniła swoje możliwości…. Jeśli chodzi o alkohol, oczywiście. – Mama spojrzała na mnie groźnie.
- Co w wolnym tłumaczeniu znaczy, iż najebałam się w 3 dupy – szepnęłam znowu do  Lou, a ten tym razem wybuchł niekontrolowanym śmiechem.
- Co cię tak śmieszy? To poważna sprawa! – rzekłam już głośno. -  Tamta impreza to była pomyłka mamo, teraz jestem już bardziej odpowiedzialna, a poza tym to będzie tylko małe ognisko.
- Tak, tak – potakiwał w takt chłopak, ciągle się uśmiechając.
- No dobrze, przekonaliście mnie… Ale teraz nasz przyjaciel musi chyba wracać, bo  już się ściemniło… Może cię odwieźć, Louis?
- Nie, dziękuje, droga jest krótka, dojdę szybko. Do zobaczenia Pani Evans, pa Carol – znów mnie przytulił a ja prawie zemdlałam w tych jego ramionach. Ona jest taki duży, taki prawie mężczyzna… Ale wciąż mój mały lekarzyk.
Stacy przyszła parę minut później i obydwie zaraz wskoczyłyśmy do łóżek. Jednak długo nie mogłyśmy zasnąć. Ona mi opowiadała jak Zayn trzymał ją od tyłu za brzuch i położył sobie głowę na jej ramieniu, po czym zaczął jej nucić jakąś piosenkę. W końcu oczywiście musiało dojść do tego , że ją pocałował. Stacy  była cała w skowronkach, ale doskonale ją rozumiałam. Ciągle gadała i gadała. Gdy już prawie zasypiałam ona znów mnie budziła pytając:
- Ale myślisz, że Zayn… że on mnie lubi?
A ja za każdym razem coraz bardziej śpiąca odpowiadałam:
- Tak, oczywiście, że tak.
Za jakimś dwudziestym razem nauczyłam się odpowiadać z automatu – gdy ona tylko otwierała usta aby znowu zadać to samo pytanie ja mówiłam ‘ tak, tak’ i kładłam się z powrotem. Sądzę, że tak koło 4 nad ranem przestała. Jeszcze nigdy nie widziałam aby moja kochana Stacy się czymś tak bardzo przejmowała. Zaczęła bardzo dużo i intensywnie myśleć, co właściwie… nie było w jej stylu.

{Sanny}
Zjebałam. Nie ma lepszego określenia na to co zrobiłam. Wiem, że to jest nieładne powiedzenie, ale najlepiej określało moje aktualne położenie. Najpierw mnie zdenerwował Liam, tym wszystkim. Ja właściwie mogłam być milsza, ale podczas gdy tak na niego czekałam, stwierdziłam , że nie wiem o czym mam rozmawiać z nim. Myślałam, że będzie łatwiej, bo on czuje to samo co ja, ale okazało się, iż tak nie jest. Odstraszyłam go swoim natręctwem. Następnie to samo zrobiłam z Emmą. Czepiałam się jej, chociaż tak naprawdę zazdrościłam udanego związku z Harry’m. Wszystko popsułam. Wszystko, wszystko!
Z tego natłoku emocji zaczęłam płakać, musiałam wyrzucić te wszystkie brudy z siebie. Mój szloch zapewne słyszała moja przyjaciółka ale nawet do mnie nie przyszła. Zamiast tego odwiedził mnie ktoś inny – Louis. Nie spodziewałam się akurat jego. Prawie go wyrzuciłam za drzwi, myśląc, że to Liam. Usiadł na łóżku, podał mi chusteczki, a następnie zaczęliśmy rozmawiać.
Muszę przyznać, że sporo mi dała ta rozmowa do myślenia. Lou może wydawać się takim pajacem, co ciągle żartuje, ale on potrafi być także pomocny i odpowiedzialny. Był taki troskliwy, naprawdę się przejął naszą kłótnią, jak taki straszy brat. Powiedział, iż Liam także jest smutny i zły na siebie i że prawdopodobnie obydwoje nieco przesadziliśmy z emocjami.   Na pożegnanie przytuliłam go i podziękowałam, a następnie wskoczyłam pod koc i zasnęłam.
Nie wiem jak długo spałam, ale po przebudzeniu było już ciemno. Dostałam sms’a od mamy, że przyjadą później, bo zostali na chwilę u znajomych. Odświeżyłam się nieco w łazience, a następnie poszłam poszukać mojej kumpeli. Jako pierwsze chciałam pogodzić się z nią. Nie było jej nigdzie,  krzyczałam i wołałam, ale odpowiadała mi głucha cisza. Przestraszyłam się nie na żarty. Wyszłam do ogródka. Wtem w moim domku na drzewie ujrzałam jakieś światełka. ‘Boże, złodzieje!’ myślałam. ‘ Przyjdą do mnie i zabiją mnie!’ . Postanowiłam nie dać się zajść od tyłu. Złapałam stojącą w rogu łopatę i ruszyłam ostrożnymi krokami w stronę drzewa. Potem, trzymając jedną ręką drabinkę a drugą narzędzie, wspięłam się do góry i …. stanęłam jak wryta. Upuściłam łopatę, a  na ten dźwięk Liam się obrócił i ujrzałam go z bukietem róż, stojącym na środku wśród tysiąca jasnych lampek zawieszonych w domku. Z radia sączyła się cichutko muzyka, a na kocu leżała miska z jedzeniem i dwa talerze. Nie mogłam wydusić słowa, ale on najwyraźniej to wyczuł bo podszedł do mnie, objął i powiedział:
- Przepraszam. Trochę mi zajęło dojście do tego, ale teraz już wiem – kocham cię i nie zamierzam cię stracić, Sam. – Po czym pocałował mnie a w niebo znów wystrzeliły miliony fajerwerk.

_________________________________________________________________________________

Jako pierwsze chciałabym przeprosić, że nie było mnie całe dwa tygodnie. 
Ale za to przez cały czas pisałam. : )
Mam nadzieję, że rozdział nie jest za długi, jeśli tak to PISZCIE! 
Cóż, moje ferie się skończyły, ale były bardzo udane. :) Mam nadzieję, że Wasze również, a tych, których ciągle trwają niech będą zajebiste! 

Dziękuje za te wszystkie wejścia, że w ogóle macie chęć do czytania tego. : )
Mam straszny nieogar, teraz muszę te dwa tygodnie nadrobić!

Buziaki
Mika <3


"Out of sight, out of mind."

(Co z oczu to z serca)