Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Chapter 8

{Victoria}

Czy można być jednocześnie szczęśliwym i rozczarowanym? Najwyraźniej tak. Stałam ze złożonymi rękoma, mierząc Liam'a wzrokiem czy aby na pewno wszystko z nim dobrze. Jego prośba bowiem była dość nietypowa.
- Czy możesz powtórzyć? - Powiedziałam, mając nadzieję, że to tylko głupi sen. 
- Założyłem się z kolegą, o to, że mógłbym być gejem i .... pocałować chłopaka. Wiesz, o grubą kasę. Tak więc jako, iż jesteś moją przyjaciółką, mogłabyś tego chłopaka.... udawać. Oczywiście dostaniesz swoją cześć pieniędzy i tak dalej....
- Nie chodzi o kasę, Liam. Co ci strzeliło do głowy żeby się o takie głupoty zakładać?!
- Ciiii, mów ciszej Victoria. Nikt o tym nie wie i niech tak zostanie. 
- Liam! To jest głupie, nie rozumiesz? Po co o takie coś się zakładać, nie jesteś gejem i...
- Kasa. - Pstryknął mi palcami przed nosem. 
- Głupota. Zresztą poproś Danielle. Całujecie się na okrągło. - Naburmuszyłam się. 
- Ale on, mój kolega zna Danielle. Rozpozna ją.
- Liam, ale ja... Ja nie mogę. - Poczułam wielką gulę w gardle. Jeden jedyny raz miałam okazję aby pocałować chłopaka moich marzeń, lecz ja rezygnuję. Zresztą sądzę, że większość zrobiłaby podobnie. Mam udawać jego chłopaka?! Mam się bawić z nim w udawanie homoseksualistów! To jest ... jakby naśmiewanie się z tych ludzi, z ludzi innej orientacji, którzy przecież tak samo jak  my zasługują na równe prawa. 
- To by był taki niewinny żarcik, zabawa....- Złapał mnie za rękę, a moje ciało automatycznie przeszły ciarki. 
- Nie...
- Wczoraj na imprezie pokazałaś mi swoją szaloną stronę, nie chowaj jej teraz Vic. - Uśmiechnął się cwaniacko. - Proszę. Zrób to dla przyjaciela. 
- Nie.... Nie wiem, Liam.
- Victoria no, proszę cię tylko o jedną małą przysługę. Jesteś mi to winna, gdyby nie ja wczoraj byś nie doszła nawet do domu. - Spochmurniał.
- Co jeśli odmówię?
- Nic. Nie pomożesz swojemu przyjacielowi i tyle. Zachowasz się chamsko, ale to twoja sprawa.
- To co, nie będziemy już przyjaciółmi bo odmówię pomocy ci w tym cholernie głupim zakładzie?
- Może.
Nie takiego zachowania spodziewałam się po Liam'ie. Był zawsze dla mnie wzorem idealnego chłopaka, który wybaczy, przytuli, zrozumie. A teraz... On mnie szantażuje. Albo mu pomogę albo koniec naszej przyjaźni, która trwa dopiero niecałą dobę. 
- To jak?- Jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
- Nie wiem, Liam. Nie spodziewałam się tego po tobie. - Wyrwałam rękę z jego ciepłego uścisku i usiadłam na plaży, kładąc obok deskę. Odechciało mi się surfować, mimo tej pięknej pogody.
- Vic. - Usiadł obok i delikatnie mnie objął. - Proszę. - Szepnął mi do ucha, przy okazji muskając je swoimi ustami. 
- Zrozum, nie mogę ranić Danielle....
- Nie ranisz jej! Przecież nikt się o tym nie dowie.  Pomożesz mi, no proszę....
- Nie wiem, Liam. To jak zdrada. Nie mogę całować chłopaka najlepszej przyjaciółki za jej plecami...
- A nie chcesz tego? - Uśmiechnął się. Już chciałam gwałtownie zaprotestować ale on powiedział: - Żartuję no. 
- Muszę iść. Źle się czuję. Napiszę ci smsa co o tym sądzę, dobrze?
- Tylko dzisiaj. Poza tym zostań z nami, popływaj...
Nie potrafiłabym pływać spokojnie tuż obok niego... Obok jego umięśnionego, rozpalonego od słońca ciała, które teraz obejmowało mnie.... Wstałam i wzięłam deskę. 
- Muszę spadać. Do zobaczenia.
Liam także wstał i przybliżył się do mnie na odległość kilku milimetrów. Dotknął ręką mojego podbródka i powoli przybliżał swoją twarz do mojej. Oczarowana jego głębokimi oczami dopiero w ostatniej chwili odwróciłam głowę, tak, że jego buziak wylądował na moim policzku. Nie mogąc dłużej na niego patrzeć, wzięłam nogi za pas i czym prędzej pobiegłam wzdłuż plaży. Nie mogłam wrócić tak po prostu do domu, więc jedynym wyjściem było udanie się do Leny. Może ona coś wymyśli... Pomoże mi jakoś, zaradzi problemowi. W przechowalni zostawiłam deskę, moja półka czekała już, co prawda nieco zakurzona, lecz wciąż ta sama. 
- Miło, że wróciłaś. Dawno nie pływałaś. - Zagadnął do mnie Greg, właściciel .
- Ach, tak, wiem. Przepraszam. 
- Czemu deska jest sucha? - Mówił biorąc ode mnie sprzęt. - Nie używałaś jej? Zobacz jakie fale!
- Nie... Jakoś źle się czuję. Ale przyjdę jutro, obiecuję. 
Uśmiechnęłam się, po czym przerzuciłam torbę przez ramię i ruszyłam szybkim krokiem do wyjścia z plaży. Gorący piasek nagle zamienił się w suche drewno w postaci podestu, aż w końcu wyszłam na ulicę, od której aż czuć było ciepło. Szłam mijając tysiące roześmianych ludzi, aż w końcu napotkałam dom Leny.
Zapukałam i poczekałam parę sekund, aż w końcu w drzwiach ukazała się sylwetka.... babci mojej przyjaciółki.
- Ach Victoria, skarbie co cię tu sprowadza? - Spytała.
- Ja do Leny... - Przestąpiłam próg lecz zostałam zatrzymana przez staruszkę.
- Ma karę. Nie może wychodzić... Wiesz, wczoraj trochę przesadziłyście z imprezą.
- Ale... Ale chociaż na chwilkę, ja do niej mam sprawę...
- Nie, nie. Mama jest dzisiaj w złym humorze, martwiła się całą noc o naszą małą Lenę... Przyjdź jutro . Do widzenia. - Pożegnanie było o wiele chłodniejsze niż przywitanie.
Zdziwiona odeszłam parę kroków i usiadłam na krawężniku za rogiem. Wykręciłam szybko numer mojej przyjaciółki ale odpowiedziała mi poczta głosowa. Najwyraźniej telefon też jej skonfiskowali. Załamana własną samotnością schowałam głowę w kolanach. Po chwili namysłu zdecydowałam, iż pozostała mi teraz tylko jedna osoba... Danielle. Tylko ona będzie umiała mi dobrze poradzić. Jednak nie mogę jej powiedzieć wprost o co chodzi. Cóż, nie mam nikogo innego, głupio mówić Louis'owi o takich rzeczach,  a Lenny ma karę...
Wsiadłam w najbliższy autobus, który zajechał prawie pod dom Peazer. Wyszłam, wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie. Jako że pogoda była piękna, Danielle siedziała w ogródku opalając się i przeglądając najnowsze magazyny. Jej wciąż skręcona kostka spoczywała spokojnie na leżaku.
- Heej Dan. - Ucałowałam ją zaraz po wejściu przez furtkę.
- Och Vic!  Myślałam, że siedzisz na plaży. - Uśmiechnęła się. - Opowiadaj, jak było na imprezie!
Po pół godzinie historyjek, śmiechów i zażaleń wreszcie przeszłam do sedna.
- Wiesz, mam jednego przyjaciela... Który tak jakby mnie o coś poprosił. Lecz jest to dość niemiła i nie wygodna propozycja dla mnie.... I nie wiem co zrobić.
- Czy on chce cię skrzywdzić?
- Niee, on chce się po prostu zabawić.
- No cóż, skoro to jest twój przyjaciel, to zakładam, iż sobie ufacie....
- Sugerujesz, że powinnam mu pomóc?
- Ja bym tak zrobiła, ale decyzja należy do ciebie.
Przełknęłam ślinę. Już, już chciałam powiedzieć Danielle całą prawdę, ale poczułam wibracje komórki w mojej kieszeni. Liam. O wilku mowa.
- Eee, poczekaj, mama dzwoni. - Odeszłam na bezpieczną odległość i szepnęłam do telefonu: - Czego chcesz?
- Przemyślałaś wszystko?
- Takkk.
- I?
Zamilkłam na chwilę. Zgodzić się czy nie? Z jednej strony tak bardzo chciałam aby mnie polubił, chciałam mu pomóc, ale skoro ma to być zdradą....
- Victoria? Jesteś tam?
- Dobra.  - Wypaliłam w końcu.
- Zgadzasz się?! - Wykrzyknął z entuzjazmem.
- Yhm. Chyba tak .
- To wspaniale! Vic, uwielbiam cię! Jutro o 16 jest ognisko, więc wpadnę po ciebie około 15.15 i pomogę ci się ucharakteryzować. Na razie! - Rozłączył się zostawiając mnie i moje zmartwienia same.
- Danielle, uhm.... Musze lecieć, mama wzywa. - Skłamałam, gdyż nie mogłam dłużej z nią siedzieć i kłamać jej prosto w twarz. W moim wnętrzu zło wygrało walkę z dobrem, mimo iż sama tego nie chciałam. To było za wiele. W mojej głowie tysiąc myśli  na raz biło się ze sobą, a ja starałam się w tym całym bałaganie znaleźć właściwy autobus do domu. Na zegarku dochodziła godzina 3 po południu, także mama z pewnością szykuje jakiś obiadek. Nie myliłam się. Już od progu dało się poczuć zapach kurczaka, a na stole ujrzałam przygotowaną sałatkę warzywną. Po szybkich powitaniach opowiedziałam mamie o "świetnej zabawie" na plaży oraz wizycie u Dan, oczywiście słowem nie wspomniałam o sprawie z Liam'em.
Po smacznym obiedzie udałam się do nauki i tak spędziłam resztę dnia. Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi byłam tak padnięta, że po prostu padłam wyczerpana na łóżko.

(Następny dzień)

Już od 5 rano nie mogłam spać, myślałam o całym niedzielnym dniu, który właśnie się zaczynał. O tym, że nie mam żadnego kontaktu z Leną, o kłamstwie, które wcisnęłam Danielle i wreszcie o wyprawie jaka czeka mnie z Liam'em... Wszystko to razem wzięte spowodowało, iż z bezradności zaczęłam płakać, a zmęczona płaczem szybko ponownie usnęłam. Tym razem wstałam o normalnej porze, tj o godzinie 9. Po śniadaniu przejechałam się rowerem do sklepu po parę warzyw i owoców, gdyż mamie nagle zachciało się zdrowo odżywiać. Udało mi się przez to trochę odświeżyć i oprzytomnieć. Kolejne południe spędziłam zajętą nauką. Sprawdzian z chemii w najbliższy wtorek prześladował mnie już od dawna. Około 15 do domu zadzwonił dzwonek. Wyjrzałam przez frontowe okno i ujrzałam bordowego Forda Fiestę przed bramą. Liam.
- Wcześnie jesteś. - Mruknęłam na powitanie otwierając mu drzwi.
- Tak, ponieważ muszę z tobą parę rzeczy obgadać. Po pierwsze... - Zaczął.
- Hej, może nie tutaj, chodźmy do mojego pokoju. - Zaproponowałam chcąc uniknąć konfliktu z mamą. Jednak ta jak zawsze pojawiła się w najmniej odpowiednim momencie.
- Ooo, witam. Kim jesteś? - Spytała się podając rękę w kierunku chłopaka.
- Liam Payne, miło mi panią poznać. - Zachowywał się niezwykle grzecznie, wiadomo, on wie jak należy rozmawiać z kobietami.
- Jedziecie na ognisko, tak?
- Tak. Ale niech się pani nie martwi, odwiozę Victorię do domu całą i bezpieczną.
- Och, mam nadzieję. Chcecie coś do picia?
- Nie trzeba, mamo. - Odpowiedziałam za nas dwojga i pociągnęłam Liam'a na górę.
Podczas drogi przez kręte schody do mojego pokoju, chłopak cały czas przyglądał mi się z uśmiechem.
- O co chodzi? - Spytałam rozbawiona gdy już wstąpiliśmy do mojego królestwa. - Jestem gdzieś brudna czy jak?
- Wszystko w porządku. Po prostu wyobraziłem sobie ciebie w męskich ciuchach, które ci przyniosłem i stwierdziłem, iż będziesz wyglądasz bardzo przystojnie. - Puścił mi oczko a moje nogi odruchowo zrobiły się jak z waty. Usiadł na łóżku i zaczął wyciągać ze swojej torby moją dzisiejszą garderobę. Czarne rurki, biały luźny t- shirt z wcięciem przy klatce piersiowej i gustowna ciemna marynarka.
- Trochę gejowata ta koszulka. - Stwierdziłam.
- O to chodzi. - Wyszczerzył się. Nagle komórka Liam'a, leżąca do teraz spokojnie na stoliku, zaczęła gwałtownie wibrować.
- Zayn? - Przeczytałam krzywe literki z wyświetlacza.
- Ach, czego on znowu chce. - Naburmuszył się chłopak biorąc urządzenie do ręki. Drugą machnął do mnie, podając mi  jednocześnie męskie ubrania. - Masz, idź się przebrać do łazienki a ja pogadam z Zayn'em. Pamiętaj, schowaj cycki.
Zrobiłam co kazał, jednak ze względu na to, że łazienka znajduje się tuż za ścianą mojego pokoju, słyszałam każde słowo z jego rozmowy z Mulatem.
- No siema, Zayn, czego chcesz? Proszę? Tak jedziemy na ognisko, zgodnie z planem. Tłumaczyłem ci  już, że wcale jej nie wykorzystuję.... Victoria sama zgodziła się mi pomóc. Przestań dramatyzować Zayn, idź sobie coś pojaraj i zaraz ci się polepszy. Tak nawiasem mówiąc Victoria jest teraz naga w łazience... Chcesz z nią pogadać? - Usłyszałam śmiech chłopaków i zbliżające się kroki.
- Liam, pogięło cię! - Wykrzyknęłam zdenerwowana.
- Haha, widzisz, już jest podniecona. - Teraz ich wspólny śmiech stał się jeszcze głośniejszy. Ubrana wyszłam szybko z łazienki i rzuciłam Liam'owi wściekłe spojrzenie.
- Ulala, ale seksownie wygląda. - Powiedział chłopak do słuchawki lustrując mnie wzrokiem. - Żałuj , że nie możesz jej widzieć, hahaaha. Co mówisz? Ooo, czyżbyś był zazdrosny? Nie, w ogóle. Bardziej się martwisz o nią niż o swoje papierosy... Co jest dziwne. Dobra, spierdalaj Zayn, będę robił co mi się podoba. Nara. - Rozłączył się i wrzucił telefon do torby. -  Gotowa?
- Nie wiem. - Nie miałam jednak czasu na zastanowienie się, gdyż Liam gwałtownie mnie pociągnął na dół, pożegnał się z moją mamą i posadził mnie na przednim siedzeniu jego Forda.
- A więc Cody.  - Zwrócił sie do mnie, zapalając silnik. -  Zwiąż teraz włosy i schowaj pod tym. - Podał mi czerwono - czarnego full capa (czapka z płaskim daszkiem).
Nie odezwałam się słowem, gdyż coraz mniej podobała mi się ta zabawa. Te całe żarty, w ogóle ten zakład był jakimś nieporozumieniem. Po 10 minutach jazdy Liam pogłaskał mnie czule po kolanie.
- Masz ochotę poćwiczyć pocałunek? - Spytał z chytrym uśmiechem.
- Fuj, nie! Przestań, jesteś ohydny. - Strzepnęłam szybko jego dłoń.  - Daleko jeszcze?
- Nie, kochanie. - Odparł po czym przechylił się w moją stronę dotykając swoimi ustami mojego policzka. Odepchnęłam go wściekła przez co o mało nie wylądowaliśmy w rowie.
- Patrz jak jeździsz, do cholery,nie chcę zginąć! - Zaczęłam krzyczeć.
- Już, już uspokój się. Boże, Victoria zamknij się wreszcie!
- Chyba Cody. - Prychnęłam.
- O, nareszcie załapałaś. Partnerze.
- Tymczasowy partnerze.
Resztę drogi przejechaliśmy w kompletnej ciszy. Przerywały nam ją jedynie urywki radia, które bezskutecznie próbowało wydać z siebie jakiś pojedynczy chociażby odgłos przypominający muzykę. Lecz przez brak zasięgu nie udawało mu się to, nawet po tysiącach prób. Przypominał teraz trochę mnie - ja również krzyczałam bezgłośnie o pomoc. Jednak za błędy trzeba płacić. Zauroczona Liam'em zapomniałam kompletnie o moich przyjaciółkach i teraz za karę jadę na te męczarnie. Będę całować chłopaka mojej najlepszej przyjaciółki, która święcie wierzy, że wszystko jest w porządku... Przeszedł mnie dreszcz. Zapragnęłam uciec, wyskoczyć z tego auta, ale wiedziałam, że przy prędkości z jaką jechaliśmy mogłoby to być dość ryzykownym posunięciem. Siedziałam więc dalej na skórzanym siedzeniu, bezradnie wpatrując się w pustą drogę przed nami.

Z daleka ujrzałam parę domków a przy jednym z nich wkrótce zatrzymaliśmy się. Chrząknęłam chcąc poprawić nieco głos na nieco bardziej męski, chociaż według porad Liam'a najlepiej by było gdybym nic a nic nie mówiła. Z rozmachem otworzyłam drzwi i, poprawiając przy wyjściu marynarkę, z równie dużą siłą je zamknęłam. Paru gości się do mnie obróciło. Po chwili podeszła do nas grupka chłopaków, zaczęli przybijać piątki Liam'owi, po czym i ja się do tego dołączyłam. Potem zaczęło się przedstawianie dziewczyn i ciche pogwizdywania gdy któraś z nich była gorąca. Szczerze mówiąc dla mnie wszystkie wyglądały tak samo i były równie obrzydliwymi plastikami, ale cóż, różne bywają gusta.
- Siema Liam. - Podszedł do nas opalony chłopak w niebieskim t-shirtcie z DC.
- Siema stary, poznaj Cody'ego. - Podałam mu rękę.
- Oo, widzę, że naprawdę chcesz wygrać ten zakład.... Czyli będzie buzi buzi?
- Oczywiście. - Rzekł Liam i klepnął mnie w pupę, na co ja aż podskoczyłam.
- Hahah, już się nie mogę doczekać! Znajdę was potem, dzióbeczki! - Mrugnął i wtopił się w tłum.
- Liam! - Odciągnęłam go na bok.
- Co? - Odparł rozbawiony.
- Miałam cię tylko pocałować, a nie urządzać jakieś sceny miłosne! - Szepnęłam.
- Och, na tym polega związek gejów. Na obmacywaniu się! - Znów ten jego śmiech.
- Nie prawda! Liam, nic o nich nie wiesz, śmiejesz się z tych ludzi, zachowujesz jak idiota! Mam ciebie dość. - Tupnęłam nogą i odeszłam w stronę straganów z piciem. Nalałam sobie kubek coli i zaczęłam łapczywie pić.
- Hej... Cody, tak? - Podeszła do mnie szczupła platynowa blondynka i uśmiechnęła się zadziornie.
- Tak. - Odpowiedziałam niepewnie. - A ty jesteś?
- Alice. Miło mi cię poznać. Pierwszy raz tutaj?
- Tak jakby.
- Chodź, oprowadzę cię. - Uśmiechnęła się jeszcze szerzej niż przedtem i bez zapytania złapała mnie za rękę ciągnąc na przód. Zapoznawała z każdym napotkanym osobnikiem, aż wreszcie zmęczeni usiedliśmy na ławkach, nieopodal ogniska. Ja zajęłam miejsce z brzegu a ona po prostu usiadła sobie na moich kolanach, mimo iż cała reszta siedzenia była wolna. Wytrzeszczyłam oczy a po moich plecach zaczęła spływać stróżka potu. Napięcie wzrosło gdy dziewczyna zaczęła mnie ciągnąć za koszulę i próbowała zdjąć czapkę. O mało nie wpadłam! Nie mogłam uwierzyć, że... Że ta laska właśnie ze mną flirtowała! O mój Boże! Nie dość, że sama byłam dziewczyną przebraną za chłopaka to jeszcze nawet ona nic o mnie nie wiedziała... Nawet nie spytała czym się interesuję. Niektórzy ludzie są naprawdę płytcy, co bywa przerażające.
- Tu jesteś. - Usłyszałam głos Liam'a, który w tej chwili był jak zbawienie. - Hej ty! - Wskazał palcem na Alice. - To mój partner, idź sobie znajdź własnego.  - Dziewczyna aż wstała ze zdziwienia a Payne korzystając z okazji odciągnął mnie na bok i szepnął:
- Ładnie, ładnie, już mnie zdradzasz? I to z dziewczyną? Więc od teraz jesteś lesbijką?
- Nie zaczyna się zdania od więc.
- Zamknij się i chodź się całować.
- Co?! - Wydałam z siebie głuchy okrzyk, zaskoczona niespodziewanym rozkazem. Wiedziałam oczywiście, że ten moment kiedyś nadejdzie, lecz nie spodziewałam się, że tak szybko... Nim się obejrzałam znalazłam się z Liam'em sam na sam za jakimś domkiem, a obok nas równie szybko pojawił się chłopak w niebieskiej koszulce, z którym Liam się założył.
- No to patrzę, gołąbeczki. - Rzekł zadowolony.
- Rozluźnij się. - Szepnął Liam do mojego ucha, podchodząc i łapiąc mnie za nadgarstki. Nagle wszystkiego mi się odechciało, dosłownie. Ale nie było już wyjścia. Stałam tam, oszołomiona i nieprzygotowana do tego co miało nadejść... Ale Payne doskonale wiedział co robić. Na początku lekko mnie pocałował, trzymając wciąż za ręce, by potem pogłębić pocałunek, jeżdżąc swoimi ogromnymi dłońmi po mojej szyi aż wreszcie po rozgrzanych policzkach. W moim brzuchu latało tysiące motyli, a świat nagle przestał istnieć. Stałam tam ja i on, a dookoła była pusta łąka z wiecznie święcącym słońcem i kolorowymi jednorożcami skaczącymi wesoło... Mimo iż całowałam się z nim jako chłopak, jako homoseksualista, wewnątrz czułam co innego. Nie wiedziałam, czy dla niego znaczy to równie dużo ile dla mnie, lecz miałam cichą nadzieję, że tak.

Wtem tę jedną z najlepszych chwil w moich życiu przerwał czyiś wrzask. Roztrzaskał moje bębenki na kawałeczki, obijał się od wszystkiego dookoła, lecz najgorsze było to, że rozbił także moje serce.... Gdyż dobrze wiedziałam do kogo należał.

Danielle.

_________________________________________


Chujowy.
Nic innego nie może określić tego rozdziału. Nie podoba mi się. Jedynie końcówka może jakoś wyszła, ale reszta... To porażka, po prostu.
Cóż, komentarzy ubywa, a ja pomału popadam w depresję pisarką. Jeśli przeczytałeś, proszę, błagam, zostaw jakiś znak. :C

Dziękuje oczywiście wszystkim, którzy komentują i czytają, jesteście niesamowici! Piszcie kogo chcecie więcej, kogo mniej! :) Wszystkie komentarze mile widziane. <3

Tak więc wstawiam ten rozdział tak szybko z okazji moich urodzin. :) Dzisiaj w szkole wszyscy mi wyjedli całą torbę cukierków, ale nie martwcie się, zaoszczędziłam trochę dla Was! :D

Nie męczę Was już moimi głupimi  przemowami, powodzenia w zdobywaniu ostatnich ocen i szykujemy się do lata! (OMG, 2 TYGODNIE)

xoxo
Mika



PS. W następnym będzie więcej Zayn'a, obiecuję!


poniedziałek, 11 czerwca 2012

Chapter 7

{Lena}

Siedziałam przerażona, a moje serce fikało koziołki w górę i w dół. Niestety nie ze szczęścia, tym razem. Nie pamiętałam nic. Moje wspomnienia urywały się w tym miejscu, na tym pokoju. Sięgałam pamięcią jedynie do momentu gdy tu weszłam... Co działo się potem? Co jeśli.... Jeśli jeden jedyny raz wybrałam się na imprezę i skończę teraz jak nieostrożne nastolatki w tych filmach, które zawsze oglądałyśmy z Victorią? Te dziewczyny upijające się do nieprzytomności lądujące następnie w łóżkach z obcymi mężczyznami, a potem chodzące z wielkimi brzuchami przez 9 miesięcy... Moje ciało przeszyły dreszcze. To zdecydowanie nie była przyszłość o jakiej zawsze marzyłam. Podniosłam się do pozycji siedzącej, czym jednocześnie obudziłam chłopaka leżącego obok. Przejechałam ręką po szyi, rozmasowując ją i jednocześnie chcąc zmazać wszelkie ślady obecności niechcianego osobnika. Wiedziałam jednak, że się nie da. Jeśli coś się stało, to się nie odstanie. Bałam się jedynie, jak mocne piętno ta jedna, głupia, nierozważna noc zostawi na mnie. Odpowiedź siedziała obok. Wystarczyło się tylko spytać. Zadać pytanie, na które w tej chwili w ogóle nie miałam odwagi.
- Hm. - Szepnęłam cicho, starając się zwrócić jego uwagę na siebie. Tak właśnie działa nasz mózg - chcemy aby to ta druga osoba zaczęła rozmowę, gdyż sami jesteśmy zbyt dużymi tchórzami aby to zrobić.
- Lena? - Chłopak lekko przechylił głowę mrużąc przy tym oczy.
- Cześć Ben.
- Jak się spało? - Posłał mi ciepły uśmiech, który wywołał jeszcze większy dreszcz. Mogłam być w ciąży. Mogłam mieć dziecko w sobie. Mogłam mieć już zrujnowaną przyszłość, lecz on o tym nie miał pojęcia, najwyraźniej.
- Dobrze, nawet. Ben?
- Tak? - Odparł siadając na krawędzi łóżka, będąc w połowie opasanym białą pościelą.
- Czy my... - Zaschło mi nagle w gardle. - Czy coś się stało tej nocy?
- Och Lenny. - Uśmiechnął się do mnie. Znowu. - Nie. Nic a nic.
Odetchnęłam z ulgą, a do moich płuc na nowo wpadło powietrze.
- Bogu dzięki, bo tak się bałam... Że zrobiliśmy coś głupiego. Wiesz jakie by to mogło mieć dla mnie konsekwencje, nieletnia ciąża i te rzeczy...
- Jasne, że wiem. Po prostu nie chciałem na tobie nic wymuszać. Słodko sobie spałaś, taka mała, upita Lena. Wolałem... Wolałem poczekać aż się obudzisz i sama mi pozwolisz.
- Pozwolę? - Nic nie rozumiałam. Jeszcze przed chwilą czułam ogromne szczęście, które nagle zostało zastąpione przez paniczny strach.
- Pozwolisz mi na to. - Szepnął, przybliżając się do mnie z powrotem, jednocześnie delikatnie przejeżdżając swoimi opuszkami palców po moim udzie.
- Nie. Ja nie chcę, Ben.
- Dlaczego? - spytał rozczarowany.
- Ty myślisz, że ile my mamy lat? Ben, jak mówię, że nie to nie. Znajdź sobie kogoś innego, bo ja... - Nie dane było mi dokończyć, gdyż zostałam siłą przyciągnięta do chłopaka. Zaczął mnie całować po szyi a ja przestraszyłam się nie na żarty.
- Czemu drżysz? - Jego szept zakołysał mną całą.
- Zostaw mnie! - Odepchnęłam go z całej siły. Adrenalina zaczęła działać.
- Nie chcesz po dobroci? Dobrze... - Zaczął się do mnie zbliżać, a ja w jednym momencie zrozumiałam, że jestem w pokoju z gwałcicielem. Chłopakiem, który jeszcze wczoraj udawał miłego kolegę, bawił się, uśmiechał.... Z jednego oka zaczęła mi lecieć pojedyncza łza. Musiałam myśleć szybko, szybciej niż on aby znaleźć ucieczkę z tego potwornego labiryntu, w którym się znalazłam. Miałam jedną szansę - zeskoczyłam jak oparzona z łóżka, potykając się po drodze o jego koszulę,  i wybiegłam z pokoju. Gdy usłyszałam za sobą trzask drzwi i tupot stóp, automatycznie przyspieszyłam. Serce buzowało jakby chciało wyskoczyć z mojej piersi. Ze schodów niemalże zeskakiwałam, bojąc się, iż upadnę. Byłby to koniec, moja przegrana. Jeden mały błąd i po mnie, gdyż Ben ma z pewnością szybszy refleks niż ja. Dopadłam wreszcie drzwi i modląc się w duchu aby nie były zamknięte pociągnęłam z całej siły za klamkę. Jest. Udało się.

Słowo 'wolność' nabrało dla mnie znaczenia dopiero gdy pod bosymi stopami poczułam zimny asfalt, a poranne, rześkie powietrze wywiało ze mnie resztki zapachu tego chłopaka. Wtedy również spostrzegłam co mam na sobie - oprócz całego kompletu bielizny byłam w posiadaniu zielonkawo-morskiej koszulki z alfabetem wypisanym na niej. Od Bena. Jego zapach znowu mnie uderzył, zaczął palić od środka. Chciałam ją zdjąć - wyzwolić się z tego szaleńczego wspomnienia. Byłoby tu jednak niezwykle głupie - nastolatka rozbierająca się o poranku na ulicy. Zamiast tego skupiłam się na obecnej sytuacji. Chciałam sprawdzić, czy on biegnie za mną, bałam się jednak odwrócić głowę. Dopiero po chwili ciekawość wzięła górę. Skręcając lekko kark ujrzałam za sobą pustą ulicę z autami stojącymi przy jednorodzinnych domkach, jakże popularnych w naszym mieście. Słońce chowało się jeszcze nieśmiało za ich dachami, a chmury przeganiały nawzajem w ich niewidzialnym wyścigu po niebiosach. Rozmyślając tak nagle uderzyłam w coś twardego, a moją pierwszą myślą było: to on. Znalazł mnie. Przegonił mnie. Dopadł mnie.

Podniosłam głowę pełną niepokoju i strachu. Najpierw zobaczyłam blond włosy, trochę jaśniejsze niż Bena, lecz to pewnie przez to słońce. Kawałek brody, usta, nos, aż wreszcie oczy... Jednak były niebieskie. Pod słońce niewiele mogłam dojrzeć, tym bardziej, że leżałam poobijana, zmarznięta i nieomalże zgwałcona na ziemi.
- Lena?
- Zostaw mnie, Ben! - Krzyknęłam i z całej siły przywaliłam chłopakowi w szczękę, tak że automatycznie wykonał obrót.
- Chryste, Lena, co cię opętało....
Podniosłam się i ustawiłam w pozycji ninja, gotowa do następnego ataku. Lecz wtedy...
- Niall?! - Wykrzyknęłam zdziwiona.
- Tak! - Odparł.
- O Jezu, tak strasznie cię przepraszam... Naprawdę nie chciałam, pomyliłam cię z kimś innym....
- Z Benem?
- No, tak jakby.... Nie ważne, ale tobie nic nie jest? - Dotknęłam jego lekko czerwonej twarzy a on gwałtownie się odsunął.
- Wszystko okej. Ale... Ale masz zimne ręce. Lena? - Zlustrował mnie wzrokiem. - Co... Co tam się stało? U Bena? Czemu wyglądasz.... No cóż, dość skromnie?
- Nie, nic, naprawdę, wszystko okej.... - Zastanawiałam się na ile mogę mu zaufać i czy należy mu opowiedzieć o tym co chciał mi zrobić jego najlepszy przyjaciel...
- Lena. - Powtarzając chyba po raz setny moje imię złapał mnie teraz za obydwa nadgarstki i spojrzał prosto w oczy. - Czemu jesteś na wpół naga o 7 rano i wyglądasz jakbyś uciekła ze szpitala psychiatrycznego?
- To miało być śmieszne? - Starałam się wyrwać z jego uścisku ale on nie odpuszczał.
- Nie.
- W takim razie o to samo mogłabym spytać ciebie. Nie powinieneś spać teraz z kacem?
- Ja zadałem pytanie pierwszy. Czy Ben... Czy on próbował coś... Coś ci zrobić?
W tym momencie Nialler zwolnił delikatnie uścisk, więc skorzystałam z okazji i wyrwałam mu się, siadając jednocześnie na ziemi. Trzymałam głowę schowaną w kolanach, dopóki nie poczułam na sobie czyjegoś ciepłego materiału. Bluza.
- Masz. - Mruknął Niall.
- Niee, Niall. Dzięki, ale nie będę zgrywać żadnej biednej dziewczynki, okej? Nie róbmy z tego kolejnej komedii romantycznej. Wszystko dobrze, ja tylko musiałam trochę odreagować, przewietrzyć się....
- Sama robisz z tego film! Biegasz w samej koszulce po polu i kłamiesz, że nic się nie stało. - Zmierzył mnie wzrokiem.
- Dobrze. - Wkurzyłam się trochę. -  A więc twój szanowny przyjaciel o mało mnie nie zgwałcił! - Opowiedziałam mu w skrócie co zaszło w domu Bena, a on co chwilę tylko potakiwał.
- Widzę, że cię to jakoś nie dziwi? Jesteście w jakimś klubie gwałcicieli czy jak? - Spytałam.
- Nie. Po prostu Ben już taki jest... Umie być miły, pomocny, dobry z niego podrywacz... Ale dąży do celu. Wiesz... Lubi seksowne laski i już.
Wstałam i stanęłam osłupiała. Nie wiedziałam czy mam być wściekła za to, iż tak łatwo dałam się nabrać Benowi czy się cieszyć, że Niall nazwał mnie 'seksowną laską'....
- Skręcisz teraz w prawo a potem druga w lewo i po jakiś 20 metrach zobaczysz po prawej stronie mój dom.
- Mam iść do ciebie?
- Tam jest Lizzie. Pomoże ci, pogadasz z nią.... Babskie sprawy. Poza tym przydałoby ci się jakieś ubranie.
- Och, okej.. Hm.... Dzięki. - Nie wiem dlaczego, ale przystałam na tą propozycję. - A ty?
- Ja?
- Gdzie idziesz?
- Do sklepu. Zaraz wrócę.
Ruszyłam szybkim krokiem aby się rozgrzać. Po parunastu minutach stanęłam przed dużą restauracją z irlandzką koniczynką na banerze. Byłam tu może raz czy dwa ale nigdy nie skojarzyłam jej z Niall'em. Nie miałam pojęcia, że jest Irlandczykiem....
- LENA, OMFG! - Ten krzyk mógł należeć tylko do jednej osoby. Lizzie. Rzuciła się na mnie, ściskając i wykrzykując jakieś skrótowce w młodzieżowym slangu. Wprowadziła mnie do środka, ja za to padłam zmęczona na kanapę w restauracji.

Po jakiejś godzinie doszłam do siebie. Opowiedziałam jej wszystko, a ona co chwila krzyczała oburzona.
- Jejku, wiedziałam że Ben zawsze był flirciarzem ale że aż tak... Na bank wszystko okej? - Spojrzała na mnie swoimi ogromnymi zielonymi, kocimi oczami.
- Taak. - Uśmiechnęłam się a ona mnie przytuliła.
 Liz zaprowadziła mnie do góry, gdzie mieszkał Niall z rodziną. Miał dość skromne mieszkanie, aczkolwiek nowoczesne i dobrze umeblowane. Większość ścian miała jasny odcień zieleni, tylko w paru pokojach była ona niebieska lub delikatnie różowa. W kuchni kafelki były białe, podobnie jak ściany. Stół ciągnął się przez całe pomieszczenie, a na szafkach wisiało mnóstwo przypraw, dających temu pomieszczeniu niesamowitą atmosferę.
- To jest ich prywatna kuchnia. Rodzice Niall'a są świetnymi kucharzami, na dole jak już wiesz mają restaurację.Hej Lenny... Tak właściwie to co tam zaszło? Wiesz, masz na sobie t-shirt od Bena a bluzę od Niall'a.... Idziesz na dwa fronty? - Puściła mi oczko.
- Nawet na jeden front nie lecę! - Odparłam oburzona. - Mówiłam ci, że Niall'a spotkałam gdy uciekałam...
- Ach tak. Przepraszam. To był taki żarcik. Zrobię ci herbaty, co?
- Pewnie.
Lizzie zwinnie chodziła po nieskazitelnie czystej kuchni, wyciągała sprawnie rzeczy z szafek jakby była u siebie w domu. Zaparzyła wodę i zabrała się za robienie kanapek.
- Hm, a twoi rodzicie wiedzą gdzie jesteś? - Spytała zlizując masło z palca.
Wytrzeszczyłam oczy. CHOLERA! Ja przecież miałam wrócić na noc do domu, Boże, a zamiast tego byłam u Bena, potem Niall a teraz Lizzie...
- Masz może telefon? - Spytałam najspokojniej jak umiałam.
- Trzymaj. - Rzuciła mi niebiesko-białą nokię. - Phi, a mówią, że to ja jestem ta nieogarnięta.... Tak w ogóle twoje rzeczy są ciągle u Bena?
- Tak, o matko, mam przekichane! - Byłam przerażona. Rodzice pewnie umierają ze strachu, zresztą Victoria pewnie też.... Wykręciłam numer najpierw do niej.
- LENA. - Odebrała już po pierwszym sygnale.
Wylałam z siebie co najmniej dziesięciominutowy potok słów, gdzie większość z nich to było 'przepraszam'. Opowiedziałam jej całą historię, a ona chciała już dzwonić po policję lecz szybko wybiłam jej to z głowy. Victoria powiedziała:
- Słuchaj. Powiedziałam twoim rodzicom, że jesteś u mnie. Moja matka myśli, iż śpisz sobie teraz ślicznie koło mnie, a więc lepiej się pośpiesz i przyjdź do mnie zanim tu wpadnie! W ogóle wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?! Masz szczęście, jest 8.30 a obiecałam sobie, że jeśli nie wrócisz do 9.00 do zadzwonię na policję.
- O matko, Victoria kocham cię. Ratujesz mi życie! - Odetchnęłam z ulgą. Musiałam jednak szybko kończyć tę rozmowę gdyż Lizzie groziła mi palcem pokazując na stygnącą herbatę.
- Vic, wpadnę za 10 minut, ok?
- Czekam. Pośpiesz się albo obie zaraz wpadniemy!
Rozłączyłyśmy się a ja poszłam zjeść śniadanie.
- Liz, zjedzmy szybko bo muszę uciekać do domu, dobrze?
- Spoko, odprowadzę cię.
- Ale nie do mojego.... Muszę iść do Victorii, moi rodzice myślą, że tam śpię.
- Uuuu, okłamałaś starych? Szczerze mówiąc nigdy nie myślałam, iż z was takie małe kłamczuszki... - Zachichotała gryząc ogórka.
- Jakie tam kłamczuszki....
Zapadła na chwilę cisza, przerywana tylko mlaskaniem Lizzie i moim postukiwaniem palcami o blat. Stary nawyk.
- Tak właściwie... Jak blisko jesteście z Niall'em? - Przerwałam, zadając pytanie z czystej ciekawości.
Dziewczyna popatrzyła na mnie, wyraźnie zdziwiona. Poczułam się niesamowicie głupio.
- Przepraszam. To nie moja sprawa. Zignoruj to pytanie. - Próbowałam jakoś naprawić sytuację.
- Ależ nie, wszystko w porządku. Tak więc, hm... Jak wiesz Niall jest Irlandczykiem. Przeprowadził się tu jakieś 5 lat temu, bo.... Bo był prześladowany w poprzedniej szkole.
- Naprawdę? - Spytałam przerażona. Oglądałam masę filmów na ten temat i nigdy nie chciałabym być na miejscu tych ofiar.
- Tak. W Irlandii... Nie pamiętam gdzie dokładnie. Jego rodzice mają tu dobrych znajomych i znaleźli ten lokal po czym uznali, że to dobre miejsce na rozwinięcie biznesu. A ja z Benem znaliśmy się od dawna. On zaprzyjaźnił się z Niallem i potem zapoznał mnie. Ale nie martw się, łączą nas czysto przyjazne stosunki, chociaż nie powiem, nasz blondynek jest całkiem przystojny... Nie uważasz?
- Ach, tak tak. - Potaknęłam tylko przyjaźnie. Szczerze mówiąc trudno mi było oceniać, nigdy nie świrowałam na punkcie blondynów z długimi grzywkami.... To była działka Victorii. Ja bardziej gustowałam w nieśmiałych, spokojnych chłopakach, typu Zayn'a... Lecz cóż, ten wyraźnie dał mi do zrozumienia, że mnie nie lubi, tak więc chyba czas znaleźć sobie inny obiekt zainteresowań. Najgorsze jest jednak to, że to serce wybiera. Nie da się ustawić, przekupić miłości. Czy do dobrze? Opinie są podzielone. Czasami mam ochotę zakochać się w chłopaku, który jest miły, przyjazny, ach, i oczywiście nie próbuje mnie zgwałcić....  Potrafi być jednocześnie romantyczny i nieco nieokrzesany, dziki. Jednakże jest niemożliwe znalezienie ideału. Moim wydawał się być Zayn. Lecz pozory bardzo mylą - wystarczyło jedno starcie z nim twarzą w twarz i moje wszelkie wyobrażenia dotyczące tego chłopaka ulotniły się bezpowrotnie.
Siedziałyśmy w błękitnym salonie, na szaro-czarnych meblach, a przede mną leciała w TV jakaś kreskówka. Lizzie naprawdę czuła się tutaj jak u siebie w domu. Swobodnie robiła co jej się żywnie podobało, teraz zaś latała po kanałach szukając czegoś odpowiadającego jej gustom. A te, z tego co już wiem, nie łatwo było zadowolić.

Nagle do pokoju wpadł Niall trzymając w jednej ręce pączka, a w drugiej siatkę z.. moimi rzeczami.
- Gdzie ty się podziewałeś, co? - Spytała Lizzie.
- Byłem w sklepie i u Bena... Tu masz swoje rzeczy. - Podał mi je, nie przerywając jedzenia pączka.
- Dzięki. - Posłałam mu uśmiech.  - O mój Boże, jest już 8.50! Victoria mnie zabije! Zresztą rodzice też! - Złapałam się za głowę.
- Podwieźć was? - Spytał Niall.
- A masz prawko? - Byłam zaskoczona gdyż dobrze wiedziałam, iż chłopak nie powinien jeszcze posiadać prawa jazdy ze względu na młody wiek.
Lizzie i Niall spojrzeli na siebie wymownie a ja przez chwilę poczułam się jak piąte koło u wozu, jak intruz, który zakłóca im spokojny dzień.
- Wiesz... - Zaczęła dziewczyna. - Bo nie zawsze wszystko jest legalne...
- Mam prawko, zamknij się Lizzie. - Przerwał Niall. - Jedziemy?
- Nie dzięki, wolę się po chichu wślizgnąć do domu, nie chce być zauważona.
Pożegnałyśmy się z blondynem, Liz ucałowała go w policzek a ja ofiarowałam mu po prostu uścisk. Wyleciałyśmy z domu jak petarda, na szczęście tym razem miałam na sobie nieco ubrań od mojej kumpeli, przez co czułam się o wiele lepiej. Na rozdrożu rozstałyśmy się, ona do siebie, a ja do Victorii. Weszłam przez balkon, do którego prowadziła dość stroma droga po drzewie. Ale jakoś dałam sobie radę. Moja przyjaciółka nakazała mi być cicho, gdyż po jakiś pięciu minutach do jej pokoju zawitała jej mama.
- Macie tu śniadanko. - Położyła nam chyba z 10 tostów na blacie. - Macie szczęście, że dziś sobota, inaczej nie wiem jakbyście w tej szkole przeżyły. Aha i Lena - następnym razem powiadom swoich rodziców co zamierzasz robić po imprezie, dobrze?
- Aha. Dziękuje bardzo za nocleg.
- Ależ dziecko, zawsze jesteś u nas mile widziana.
Byłam już baaardzo najedzona, ale nie chciałam robić przykrości dziewczynie, więc ochoczo zabrałam się za pałaszowanie. Na szczęście to Victoria przez większość czasu jadła a ja (już po raz trzeci) zdawałam jej relację z dzisiejszego ranka. Nagle jej telefon zaczął wibrować.
- To Maya. Napisała, że razem z innymi są na plaży, fale dopisują, więc mamy brać deski i do nich lecieć.
- Maya? - Spytałam zdziwiona.
- Taaak, poznałam wczoraj jakąś laskę na imprezie, nawet nie wiem skąd ona ma mój numer. - Vic westchnęła, po czym zaczęła szukać w szafie jakiś odpowiednich ubrań.
- Hej, wiesz co, to ja pójdę do siebie, przygotuje i za godzinę do was dołączę, dobrze?
- Aha, pewnie! Jest... 10, tak więc o 11 widzę cię na miejscu! - Dałam jej buziaka w policzek i spacerkiem udałam się do domku. Po dojściu dostałam wykład od rodziców, a w zamian dostali ode mnie gorące przeprosiny. Miałam dość, po prostu dość. Byłam wyczerpana po całych tych dzisiejszych przeżyciach - tyle co dzisiaj się wydarzyło, nie miałam w całym swoim marnym życiu! Naprawdę los mógłby jakoś bardziej proporcjonalnie dawkować mi te przeżycia. Usiadłam na swoim łóżeczku i w oka mgnieniu zasnęłam.


{Victoria}

Jest 11.30 a po Lenie ani śladu. Stoję jak kołek w jednym miejscu, a konkretnie przy wejściu na plażę. Moją sukienkę co chwilę podwiewa wiatr, przez co muszę ją ciągle poprawiać aby przypadkiem nie odsłaniała zbyt dużej części moich grubych ud. Na jednym ramieniu mam zawieszoną torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami a w drugiej trzymam deskę. Już dziesiątki wesołych surferów mnie minęło a ja, mimo ogromnej chęci wejścia wreszcie do wody, wciąż stoję w tym samym miejscu. W pewnym momencie poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu....
- Hej. - Powiedział dziewczęcy głos.
Obróciłam się i ujrzałam niewysoką blondynkę w czerwonym stroju kąpielowym, dość skromnym, należy dodać.
- Heej, znamy się? - Spytałam.
- Victoria, hello, jestem Maya, tak? Z wczorajszej imprezy, pamiętasz? - Odparła niezadowolona.
Ochrzaniłam się w myślach za tak słabą pamięć. Tak, to jest więc dziewczyna od porannego smsa. Swoją drogą dobrze, że nareszcie przypomniałam sobie ową Mayę.
- Jaasne, tak tylko żartowałam! Wiesz, czekam tu na Lenę i ten....
- Napisz jej smsa, a sama chodź do nas, wiesz jak jest super?
- No właśnie, ten.... - Zaczęłam ale w tym momencie nadszedł szanowny pan Payne. Liam Payne. Liam bez koszulki Payne. Automatycznie zapomniałam o Bożym świecie na widok jego mięśni. Przywitał się z nami i rzekł:
- To jak, ruszamy?
Maya popatrzyła na mnie a ja jak odurzona potaknęłam. Następnie patrząc na zmianę to na wyświetlacz, to na klatę Liam'a wysłałam Lenie smsa, iż idę już surfować. Gdy tylko znów uniosłam głowę zobaczyłam jego uśmiech nade mną, a umięśnione ciało chłopaka szło teraz dokładnie obok mnie.
- Nie chcę ci przeszkadzać...
- Ależ nie, nie, wszystko w porządku. Piękna dziś pogoda, co nie? - Starałam się jakoś zacząć rozmowę.
- Tak, jasne, ale ja akurat chciałem o czym innym z tobą pogadać....
- Pewnie, mów! - Rzekłam uradowana, iż Liam znalazł jakiś temat do rozmowy.
- Mam do ciebie małą prośbę, przyjaciółko. - Popatrzył mi prosto w oczy, a ja nie mogłam mu przecież odmówić.
- Peeewnie. - Odparłam zauroczona. Jednak wraz z coraz głębszym zapoznawaniem się z propozycją/prośbą Liama, moje oczy robiły się coraz szersze a ja sama stanęłam w pewnym momencie jak osłupiała...
- Przepraszam bardzo, że co?!



______________________________________________________



Ugh, przez tydzień nic nie dodałam! Czuję się naprawdę podle. : (( Jak sami pewnie wiecie nadchodzi koniec roku, nauczyciele nie odpuszczają, a oceny same się nie zdobędą. :C Jednak jest to już końcówka tych męczarni, także od teraz postaram się dodawać częściej rozdziały. : )
Dziękuje wszystkim, którzy komentują, naprawdę, to tylko i wyłącznie dzięki Wam ten blog dalej istnieje. :') Mogłabym Was jednak prosić o nieco więcej komentarzy, jest to baardzo, bardzo ważne, gdyż motywuje mnie do dalszego pisania i wymyślania. Mam już pomysł na najbliższe parenaście rozdziałów, ale bez Was, moich Czytelników nic nie zdziałam.... Dlatego proszę, bardzo proszę, KOMENTUJCIE! : )

Co do rozdziału... Starałam się jak mogłam, lecz czuję, że powoli tracicie chęci do czytania, nudzi się Wam to.... Dlatego też próbowałam coś urozmaicić, nie wyszło mi jednak najlepiej. : (
Piszcie co wam się podoba a co nie, krytyka jest dla mnie równie ważna! Pomaga, i to nawet bardzo!

Dzisiaj trochę więcej z punktu widzenia Leny, nieco historii Niall'a oraz na końcówce dość nieciekawa prośba Liam'a, którą poznacie w następnym rozdziale. Wiem, że wiele z was uwielbia Zayn'a, dlatego też z góry zapowiadam, iż w pojawi się on w następnej notce, a dłuższa historia z nim już za niedługo! :D

Z góry przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam tym rozdziałem i błagam Was o komentarze! :)
Powodzenia w zdobywaniu pozytywnych ocen, trzymam za Was kciuki!

xoxo
Mika

+ Jeśli jakiegoś Waszego bloga jeszcze nie skomentowałam to bardzo przepraszam, zabieram się zaraz za czytanie! Zostawiajcie mi Wasze adresy w komentarzach.<3



Zapraszam Was na plażę! <3