Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 maja 2012

Chapter 6


{Lena}

Czułam się lekko mówiąc niekomfortowo. Chociaż Lizzie i tak dała mi najwygodniejszą sukienkę jaką miała, była ona w ciemno malinowym kolorze, miała pofałdowane końce, bez ramiączek i z kokardą na tyle, to i tak sto razy bardziej wolałabym przyjść w zwykłych legginsach i tunice. Ale moja koleżanka twierdziła, że wszyscy przyjdą w sukienkach i tu akurat się nie myliła. Ona sama miała ubraną czarną z fałdami i koronką. Oczywiście uprzednio dałam Louis'owi znać, iż pojadę z Ben'em. Szłam właśnie z moim partnerem za rękę, starając się wyminąć ogromny tłum i dostać do stołu z napojami gdy zostałam przez kogoś lekko popchnięta. Harry. Z Amber, której suknia aż ociekała brokatem.
- Odsuń sięę. - Zapiszczała tym swoim głosikiem.
- Harry? - Spytałam niepewna czy ten zdrowo upity chłopak to dalej mój przyjaciel.
- Loollaaaa - wybełkotał.
- Lena jestem, ello!
- Dobra, nikogo to nie obchodzi, spadaj. - Amber odepchnęła mnie swoim nienagannym manicure'm, tak że poleciałam w objęcia Bena. Ten mnie odstawił i podszedł do dziewczyny.
- Uważaj jak chodzisz lala.
- Przepraszam, co? - Amber była w szoku.
- Jak nie usłyszałaś to twój problem, a teraz bądź tak miła i idź się pieprzyć gdzieś indziej. 
Stałyśmy z Lizzie jak wmurowane. Znałam Ben'a dopiero pół godziny a już podobał mi się jego stosunek do pewnych osób! Nieźle. 
Potem chłopak wziął mnie pod rękę i biorąc po drodze Victorię doszliśmy do barku, gdzie jeden z gospodarzy (prawdopodobnie Daniel) nalał nam po drinku. Następnie zawołali nas na ognisko. Nareszcie jakieś jedzenie, już tak strasznie mi burczało w brzuchu! Najedzeni usiedliśmy przy ognisku, rozkoszując się ciepłem nocy oraz lekką bryzą dochodzącą znad oceanu. Jednak gdy przekrzywiłam głowę rozglądając się dookoła mój wzrok napotkał dość niemiły widok.... Harry i Louis miziali się z jakimiś dziewczynami. Konkretnie to z Amber i Jennifer. Zaczęłam być najpierw smutna, z powodu wielkich zmian jakie zaszły w moim najlepszym przyjacielu. Kiedyś był inny, dało się z nim normalnie porozmawiać, zachowywał się jak miły chłopak z sąsiedztwa, lecz wraz z nastaniem szkolnych czasów cała jego dobra strona gdzieś się ulotniła - bezpowrotnie. Pozostał wszystkiego wiecznie pragnący Harry - dziewczyn, piwa, wódki, seksu i jeszcze więcej dziewczyn. Niestety nic nie mogłam z tym zrobić. Po paru latach starań wreszcie odpuściłam to sobie. Lecz teraz powstał we mnie wulkan złości. Rozumiem - Harry niszczył samego siebie, okej. Ale dlaczego sprowadzał też Louis'a na złą drogę? Dlaczego wplątywał go  w ten cały cholerny świat alkoholu i seksownych dziewczyn? Dlaczego znalazł sobie następną ofiarę właśnie w tym miłym i pomocnym chłopcu, najlepszym przyjacielu Victorii? Głupi gówniarz z tego Harry'ego, nie dość, iż niszczy samego siebie to jeszcze Tomlinsona! Akurat gdy się mu przypatrywałam z pogardą, on zwrócił oczy w moją stronę.
- Co tam, Lenny? - Zakrzyknął uśmiechnięty od ucha do ucha.
- U mnie świetnie, a u ciebie? Dobrze ci robi ta suka? - Posłałam mu szeroki uśmiech wraz z moim środkowym palcem. Boże, nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą zrobiłam. Musiałam naprawdę dużo wypić, aby być zdolna do wypowiedzenia takich słów i wykonania takiego czynu. Harry'emu od razu zrzedła mina, po czym ruszył w moim kierunku, rozczarowując tym samym Amber. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc pociągnęłam szybko Lizzie za rękę i wmieszałyśmy się w tłum. Chodziłyśmy ledwo trzymając się na nogach i co chwilę krzycząc niezrozumiałe słowa wraz  z innym imprezowiczami. Nagle poczułam silne szarpnięcie i ktoś mnie wciągnął do pokoju. Przestraszyłam się nie na żarty, gdyż dobrze wiedziałam co się robi na tutejszych imprezach. Jednak po kręconych włosach poznałam, iż to był Harry.
- Puść mnie! - Wykrzyknęłam wściekła.
- Nie. Co ty sobie wyobrażasz, co to miało być?!
- Co ja sobie wyobrażam?! A ty?
- Ja? Chyba mogę robić, co chcę prawda? To impreza, wyluzuj trochę!
- Nie wyluzuję! Harry, przeginasz! Zaraz będziesz miał z nią dzieci, normalnie!
Wtedy Loczek zaśmiał mi się w twarz, mówiąc:
-  Gadasz jak moja matka. Serio, przestań, aż tak głupi nie jestem. Uważam. - Puścił mi oczko.
- Jak ty się w ogóle zachowujesz? Nie poznaję cię.
- Może się zmieniłem? Może na ciebie też już czas? Zabronisz mi wyrywać lasek? A może jesteś zazdrosna, co?
- O ciebie? Nigdy! Jesteś obleśny, Styles. A zresztą, pierdolę ciebie. Gówno mnie obchodzisz. Ale lepiej zostaw Louis'a. Nie wciągaj go w ten twój chory "światek"!
- Haha, ja po prostu mu pomagam.
- Pomagasz?! Ty go niszczysz! Rujnujesz! Zrozum, on nie jest taki jak ty. Jest milszy, mądrzejszy, bardziej odpowiedzialny!
- A może on tego chce?
- A może on tego chce, bo ktoś mu to wmówił? Na przykład ty? Hazza, baw się sam, ale normalnych ludzi zostaw w spokoju.
- Dzięki mnie nareszcie znajdzie dziewczynę! Ty i Victoria staczacie go na dno, a ja go wyciągam! Będzie popularny!
- Ale to nie o to chodzi! Przestań!
- Właśnie, że chodzi, Lena. O to dokładnie chodzi w dzisiejszym świecie.
- Tak więc musisz być jak wszyscy? Musisz?
- Chcę.
- Ale Louis nie.
- On też.
- Nie wiesz tego.
- Boże, przestań dramatyzować, wszystko jest pod kontrolą.
- Nie, Harry! Zostaw Louis'a, proszę cię!
- Nara Lenny. Idź się lepiej czegoś napić.
- Harry! - Wrzasnęłam, ale on już poszedł. Stałam jak wmurowana, wściekła i osamotniona. Mój przyjaciel... To już nie był mój przyjaciel. To był jakiś pijak z zupełnie obcej planety, bez uczuć, bez manier. Stracił rozum, zaczął się powoli zatracać, a najgorsze było to, że ja nie miałam pojęcia jak mu pomóc. Wychodząc zauważyłam przy barku Zayn'a, mieszającego shake'a. Uśmiechnięty od ucha do ucha, wywijał dupą na lewo i prawo. Mój umysł zaczął intensywnie pracować - to, że nigdy nie widziałam Malik'a uśmiechającego się, to nie znaczyło, iż na dzikich imprezach on pod wpływem alkoholu nie zaczynał być nagle wesołym chłopakiem.... Zdziwiłam się, ileż to omija mnie na tych balangach. Nie dość, że Harry jest męską prostytutką, to jeszcze Zayn się uśmiecha! Niesamowite! Nie dano mi jednak dłużej pogłówkować, gdyż zostałam dosłownie porwana przez Ben'a. Wziął mnie w ramiona i śmiejąc się zaniósł na parkiet. Tańczyliśmy co chwila popijając mocne drinki, po których aż ciarki przechodziły mi po plecach, ale dawało to niezłego  kopa do następnych ruchów. Krzyczał coś do mnie, lecz moje uszy, ogłuszone muzyką z głośników, niezbyt wiele słyszały. Uśmiechałam się za to, dając mu znak, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku. Victoria również nie żałowała sobie alkoholu, co wywnioskowałam, gdy zobaczyłam ją skaczącą na rowerze do basenu z wesołym okrzykiem:
- Adios, bitches!
Zanurzyła się na pięć minut pod wodę, by potem z nieposkromioną radością z niej wyskoczyć piszcząc i ciesząc się jak pies, który dopiero co dostał kość. Wróciliśmy z chłopakiem na parkiet, tańcząc gorącą sambę, od której i mi zrobiło się już bardzo ciepło. Wszystko było wspaniale, dopóki nie pojawiła się Lizzie... Bełkotała coś pod nosem, była totalnie pijana. Podparła się na moim ramieniu, jednak już po chwili resztki z jej żołądka wylądowały w pobliskiej misce. Złapałam ją za ramiona, potrząsając, próbując nieco ocucić.
- Lizzie, Lizzie, spójrz na mnie! - Mówiłam.
- Liz, gdzie jest Niall? - Spytał Ben lub raczej wykrzyknął.
- Tuu Buuaaaałłł.... - Nie dokończyła, gdyż jej wypowiedź przerwała kolejna fala wymiotów.
- Idziemy, chodź, Lizzie. - Ben zabrał ją pod rękę, prowadząc do toalety. - A ty poszukaj Niall'a! - Zwrócił się do mnie. Chciałam zaprotestować, ponieważ odnalezienie tego blond chłopaka w tym tłumie tańczących ludzi nie było łatwą sprawą. Przepychałam się, co chwila pytając o niego, lecz wszyscy pochłonięci doskonałą zabawą raczej nie zwracali na mnie uwagi. Wspinając się po schodach minęłam mnóstwo całujących się par. I dopiero na górze mocno wymalowana dziewczyna z białą sukienką w groszki wskazała mi palcem balkon uśmiechając się przy tym głupkowato. Podziękowałam grzecznie, chociaż nie sądzę, aby jej upity mózg przyjął to do świadomości.
- Niall? - Krzyknęłam rozglądając się po dość przestrzennym balkonie z widokiem na ganek oraz ulicę.
- Hej, nie musisz krzyczeć, tutaj jest trochę spokojniej niż tam w środku.
- Hm, zauważyłam. Ben cię szukał. Lizzie zaczęła wymiotować.
- Typowe.
Zdziwiłam się. Niebieskooki nawet się nie przejął, iż jego partnerka stoi teraz nad muszlą klozetową wyrzucając z siebie resztki żywności. Troskliwy chłopak, nie ma co.
- Nie pójdziesz do niej?
- Przecież Ben się już nią zajął, tak? - Był obojętny, jak kwas względem fenoloftaleiny.
Patrzyłam na niego przez dłuższy czas, zastanawiając się skąd go znam. Byłam niemal pewna, iż gdzieś, na jakimś zdjęciu już go widziałam. Wysilałam mój umysł, co było niezwykle trudne po wypiciu tylu procentów. Nagle coś zaskoczyło. Ostatnio na przeglądając szkolną stronę natrafiłam na zakładkę ze starymi zdjęciami pochodzącymi z konkursu talentów. Widniał na nich Niall, słodki, miły Niall, grający na gitarze. Wydawał się być... artystą. Jego styl, fryzura, wszystko było inne. Wydawał się porządnym, grzecznym chłopcem, nie to co teraz. Olewający wszystko, pijący egoista. Chciałam go zapytać, dlaczego się zmienił, lecz nie wiedziałam jak. Wtem genialny pomysł pojawił się w mojej głowie.
- Niall?
- Hm? - Odpowiedział popijając piwo i patrząc w ciemne niebo usłane gwiazdami.
- Zagramy w grę?
- Co? - Aż zakrztusił się piciem.
- Zagrajmy w grę. Chyba, że boisz się przegranej...- Podziałało bardzo szybko.
- Żartujesz? Wygram we wszystkim. Dawaj, mała.
- Ale obiecujesz mówić prawdę?
- Oo, gramy w butelkę? Czyżby na rozbieranego? - Popatrzył się na mnie z rozbawieniem w oczach.
- Niee. - Odpowiedziałam mu uśmiechem. - Posłuchaj. Zadajemy sobie pytania, lecz każda odpowiedź musi być zakończona kolejnym pytaniem. Rozumiesz?
- Chyba.
- No to ja zacznę. Grasz na gitarze?
- Grałem. To jest do dupy.
Zapadła chwila ciszy.
- Twoja kolej. Zadaj mi pytanie. - Podsunęłam mu.
- Aha, no tak. - Rzekł biorąc kolejny łyk. - Hmmm... Ulubiony kolor?
Zmrużyłam oczy  rozczarowana jego błahym pytaniem.
- Niebieski. Dlaczego już nie grasz?
- Bo nie chcę być taki jak Liam, który przygrywa słodko wszystkim laskom. Nie wiem, ulubione jedzenie?
- Na serio musisz zadawać aż tak płytkie pytania? Niall, jesteś lepszy, przecież! Lubię lasagne, jeśli już musisz wiedzieć. Dlaczego... Dlaczego tak bardzo się zmieniłeś? Kiedyś byłeś inny, grałeś nawet na konkursie talentów na gitarze... Prawda?
- Nie twoja sprawa.
- Miałeś nie kłamać. Albo przegrasz.
- Okej. Grałem. Prawda. Dlaczego się zmieniłem? Haha, ja tego tak nie nazywam. Ja to nazywam wydorośleniem. Masz jakieś zwierzątko, dziewczynko? - Spytał z kpiną w głosie.
- Nie... Niall, przestań. Jesteś inny, a przynajmniej byłeś. Myślałam, że w tobie kryje się ciekawsza osobowość, że ta gra cię trochę otworzy... Myliłam się. Spróbujmy jeszcze raz. Co byś zrobił, będąc ostatnim człowiekiem na ziemi?
- Pojebało się, Lena. Jest pierwsza w nocy, a ty mi zadajesz takie pytania!
- Odpowiedz! Bo inaczej oszukujesz w grze!
- Pierdolę grę, co jest z tobą nie tak, że zadajesz mi takie pytania?!
- Jestem ciekawa? Chcę z tobą pogadać, nie musisz zaraz się wydzierać...
- Robisz mi jakiś psychotest czy co?! Zaraz mi powiesz ile będę żył, z iloma kochankami będę spał, ile bachorów będę miał?!
- Nie! Pamiętam po prostu jak kiedyś z tobą gadałam, w drugiej klasie. Rozmawialiśmy o jakiś niesamowitych rzeczach, marzeniach i ty miałeś ogromną wyobraźnię! Co się z tobą stało? Dlaczego, do cholery, wszyscy się zmieniają?
- Dorośleją, Lena! Może na ciebie też pora?!
Chciałam zaprotestować, lecz przerwał mi krzyk Victorii dochodzący z dołu. Wisząc na Liam'ie machała mi ręką na pożegnanie. Uśmiechnęłam się i odpowiedziałam jej również.
- Widzisz? On wyrywa laski na tą swoją gitarkę... Przeleci ją i już... - Szepnął mi Horan do ucha, nagle stając tuż przy mnie.
- Nieprawda. - Odparłam.
- Prawda. Nie znasz go.
- Ty tym bardziej.
- Co... co to jest? - Niall zmienił temat pokazując palcem na jakąś kulkę unoszącą się na balonach i lecącą w naszym kierunku.
- To są balony... i pies?! Kurde, pies lata? - Przetarłam oczy niedowierzająco.
- To pies! Przefarbowany! Leci! Do góry! O kurwa! - Niall zaczął się śmiać.
- EEEEJJJJ, zatrzymajcie tego kundla! - Usłyszeliśmy dziki wrzask Daniela z dołu. - No kurwa, zatrzymajcie mojego PSA!
Zareagowałam natychmiast próbując złapać oddalające się od nas zwierzę. Było już trochę daleko, zaczęłam się więc wychylać przez barierkę, nie mogłam mu pozwolić odlecieć... Zawsze bardzo troszczyłam się o takie istoty. To co ludzie z nimi robili, było... Okrutne! O mało nie wypadłam, jednak Niall złapał mnie w pasie, pomagając dosięgnąć balonów. Przyciągnęłam przestraszonego psiaka do siebie i zaczęliśmy go wspólnie odwiązywać. Biedny uciekł jak tylko wydostał się na wolność.
- Hej, Lena....  - Zaczął zakłopotany Horan, ale w tym momencie pojawili się Ben z Lizzie, która już wyglądała nieco lepiej. Zaraz przytuliła się do Niall'a, tym samym odsuwając go ode mnie. Ja natomiast podałam rękę mojemu partnerowi i wszyscy udaliśmy się na parkiet. Tańczyliśmy przez ponad godzinę, moje nogi już odmawiały posłuszeństwa. Podeszłam więc do barku, gdzie Zayn dalej odstawiał swe dziwne tańce mieszając napoje.
- Zapodaj mi coś dobrego, Malik. - Nie byłam już sobą, nie miałam siły na nic. Po dwóch kłótniach i paru drinkach....
- Ooo, witam królewnę, co tu robimy bez książek?
Zgrabnie przeskoczyłam przez ladę, po czym na niej usiadłam i pochylając głowę do poziomu chłopaka, tak, że nasze twarze dzieliły już milimetry, rzekłam:
- Dasz mi coś czy mam sama sobie zrobić?
Jego czekoladowe tęczówki patrzyły wprost na mnie, a kąciki ust uniosły się powoli w delikatnym uśmiechu.
- Z pigułką gwałtu sobie pani życzy czy bez?
- Zależy co planujesz.
Zaśmiał się, na co ja odpowiedziałam tym samym. Podając mi napój, złapał mnie za rękę i powiedział:
- Masz gdzie spać, księżniczko?
Zaczęłam się śmiać, tak gwałtownie, że cała ciecz z moje buzi wylądowała na jego koszulce bez ramiączek. Idealnie było widać jego wyrzeźbione muskuły, którymi zdobywał zapewne wszystkie dziewczyny. Spojrzał na swoje ubranie, a potem na mnie:
- Może cię odprowadzę, co? - Niesamowite, pomimo tego co mu zrobiłam, dalej miał na mnie ochotę.
- Nieee skarbie, trochę się spóźniłeś! Mój książę już tu przybył!
Podbiegłam do Ben'a, rzucając mu się na szyję, a jednocześnie widząc zmrużone oczy Malik'a, zarzucającego ścierkę na ramię. Mimo to uśmiechnął się i wrócił do swojej pracy. Wtedy do mnie dotarło, że właśnie spławiłam chłopaka moich marzeń. Musiałam być już naprawdę pijana, żeby zrobić coś tak głupiego!
Nagle dookoła wszyscy zaczęli się niespokojnie ruszać, a spod drzwi dało się słyszeć czyiś krzyk:
- POLICJA! Policja! Psy! Spierdalamy, wszyscy, no już!
- Co? - Zapytałam zupełnie zdezorientowana.
- Nie mamy osiemnastki Lena, nie możemy pić alkoholu! Jak oni nas złapią, to przesrane mamy, kurde! - Ben pociągnął mnie za rękę i wyprowadził przez kuchenne drzwi na zewnątrz. Świeże powietrze wpadło do moich płuc, które pragnęły go jak najwięcej.
- Mój dom jest dwie ulice stąd, chodź! - Zakrzyknął wesoło.  Zaczęliśmy biec, byleby być jak najdalej od imprezowiczów i policji. Chłodny wiatr rozwiewał mi włosy, jednak w połowie drogi musiałam się zatrzymać, moje szpilki nie pozwalały mi na więcej ruchu.
- Ben, ja już nie mogę! Mam dość... specyficzne buty!
- Nie ma problemu!
Chłopak tylko obrócił się, biorąc mnie na barana. W taki oto sposób dotarliśmy do jego domu. Śmialiśmy się, skakaliśmy i głośno krzyczeliśmy przez całą drogę. Paru wściekłych sąsiadów otworzyło swe okna wykrzykując niezrozumiałe słowa pod naszym adresem. Po chwili byliśmy na miejscu. Przy drzwiach Ben zaczął szukać kluczy. Wreszcie wrota się otworzyły i do moich nozdrzy dotarł dość ładny zapach lawendy. Potknęłam się o wycieraczkę o mało nie upadając na stojącą tuż obok szafkę z butami. Udaliśmy się na górę, wszędzie było ciemno, tak więc nie widziałam za bardzo gdzie idę. Mieszało mi się już w głowie, powoli traciłam kontrolę. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi, wchodząc do bardzo przestronnego pokoju, wypełnionego przeróżnymi gratami, które nieoświetlone wszystkie wyglądały tak samo. Gdy tylko zobaczyłam wygodne łóżko, zapomniałam o Bożym świecie i padłam jak nieżywa.

*      *       *

Poranne promienie słońca oświetliły moją twarz. Rozejrzałam się dookoła, badając dokładnie pomieszczenie. Skierowałam moją głowę lekko w lewo.Przy oknie, na parapecie stała paprotka, obok niej leżały niepoukładane książki. Niżej była szafka, koło niej większa szafa. Zaczęłam błądzić wzrokiem w prawo, natrafiłam na róg, a potem na drzwi. Jeszcze dalej biurko, całe zabałaganione. To musiał być pokój nastolatka. Próbowałam odtworzyć sobie w pamięci poprzedni wieczór, jednak jedynie co pamiętałam to fakt, że byłam na imprezie. Z Ben'em. I pokłóciłam się.... Z Harry'm? Tak. I z.... tym, no... Takim blondynem, którego imienia nie pamiętałam. Spojrzałam na mój brzuch, na którym znajdowała się pewna ręka, obejmująca mnie czule. Chodziłam po niej wzrokiem, aż do ramienia - jego właścicielem był chłopak leżący obok mnie - Ben. Jego nos oraz kawałek brody był wtulony w moją szyję, a on sam spokojnie oddychał. Przeraziłam się nie na żarty... Co tutaj zaszło? Co się stało wczoraj? Lub podczas tej nocy, którą spędził sama z Ben'em, w jego.... łóżku?!


___________________________________________

Z góry baaardzo przepraszam, że tak długo nie dodawałam, to chyba mój rekord. :C Nie chodzi o brak weny, wręcz przeciwnie - mam jej bardzo dużo. Moim problemem jest czysty brak chęci, motywacji. Jakoś wszystko nagle zaczęło mi się wydawać takie głupie, niepotrzebne... Ale nie będę Was zadręczać moimi problemami. x)

Kończymy z imprezami na następne pare(naście) rozdziałów, są to zbyt błahe i  przewidywalne epizody. Przyszykujcie się na coś, czego się nie spodziewaliście.... A już na pewno nie po Liam'ie! ;D

Obiecuję teraz dodawać częściej, jeśli oczywiście chcecie. :) Nawet nie macie pojęcia jak strasznie się ucieszyłam widząc tą ogromną liczbę wejść! :O Nie zasługuję na to, a już na pewno na tak wspaniałych czytelników jakimi jesteście Wy! Bardzo, ale to bardzo Wam dziękuję i obiecuję się odpłacić dobrymi rozdziałami!

Tymczasem komentujcie i szykujcie się do wakacji.
Summer 2012 nadchodzi! :D

xoxo
Mika


Ta dam! :D Oto jak wyglądają typowe domki naszych bohaterów w Australii. :)



poniedziałek, 7 maja 2012

Chapter 5

*Jeśli chodzi o Liam'a, to troszkę nagięłam prawdę, gdyż napisałam, iż nasz kolega może pić. Dużo pić. ;) Mam nadzieję, że mi to wybaczycie! *



{Lena}

- Danielle? Co jest?
Odpowiedział mi szloch i stukot łez uderzających o twardy blat.
- Przestań płakać i powiedz mi wreszcie o co chodzi... Danielle, nosz kurde! Bo zaczynam się o ciebie martwić! - Pokręciłam ze zniecierpliwienia głową i wstałam. Szatynka często robiła z igły widły także jej płacz nie oznaczał wcale jakiejś tragedii....
- Jestem w szpitalu.... - Usłyszałam jej cichy szept, a po chwili znowu płacz.
- CO?! Co się stało, co ty zrobiłaś, Danielle, do jasnej cholery! - Moja przyjaciółka zawsze miała szalone pomysły, lecz zazwyczaj kończyły się jedynie upomnieniem i małymi siniakami, ale żeby zaraz szpital... Zaczynałam się niepokoić.
- Bo byliśmy z Liam'em na molo.... I tam wiesz, obok są takie słupki ustawione. I ja zaczęłam skakać z jednego na drugi.... - Jej monolog przerywało ciągłe pociąganie nosem. - I spadłam.
- Ale co ci jest?! Coś strasznego?!
- Nieee, właściwie ja tylko mam skręconą kostkę.
Zmrużyłam oczy próbując sobie wszystko w głowie poukładać. Ta wariatka dzwoniła do mnie z płaczem, brzmiąc jakby omal nie zginęła w poważnym wypadku, ponieważ SKRĘCIŁA KOSTKĘ. Po prostu skręciła kostkę. Przecież od tego się nie strzela, to jest normalna rzecz!
- Na litość Boską, Danielle. Wiesz jak mnie przestraszyłaś! I o to tyle płaczu? O jedną skręconą kostkę?!
- Tak trochę. Ale wiesz co jest najgorsze?!
Wywróciłam oczami i zwróciłam się do słuchawki:
- Nie wiem. Uświadom mnie.
- Że nie mogę iść jutro na imprezę! Nie będę mogła tańczyć ani nic!
Okej. Czyli jeszcze raz. Ta cholerna wariatka, moja najlepsza przyjaciółka dzwoniła do mnie, ponieważ skręciła kostkę i nie będzie mogła iść na jakąś beznadziejną imprezę.
- Danielle... Proszę cię. Przecież pójdziesz na tysiąc innych imprez!
- Ja tak, ale tu nie chodzi o mnie.... Po prostu Liam będzie musiał iść jutro sam, bo jego partnerka leży w szpitalu...
- Twojemu chłopakowi nic się nie stanie jak raz pójdzie bez ciebie.
- Ale zrozum! - Moja przyjaciółka mówiła do mnie jakbym była nic nie rozumiejącym osłem. - On pójdzie sam! Jak singiel. Wszystkie laski zaczną go podrywać! One tylko na to czekają, aż mnie nie ma w pobliżu. A ta impreza to idealna sytuacja. Liam będzie pijany a one zaczną się do niego przystawiać. Nie ufam tym sukom, rozumiesz mnie?
- Yhm, chyba tak. Ale Payne cię kocha, co nie?
- Srutututu kocha, kocha, ale jak wypije pół litra wódki to mu będzie wszystko jedno którą kocha, byleby miała wielkie cycki. Tak właśnie działa męski umysł. DLATEGO on tam nie może iść sam.
- ..... - Zamilkłam, gdyż wiedziałam do czego ona zmierza.
- Lena, jesteś tam? I wiesz, mam do ciebie prośbę.... Czy nie poszłabyś z nim, zamiast mnie? Wiem, że Victoria nie przepada za imprezami, dlatego proszę ciebie. - Danielle nie owijała w bawełnę, natomiast mi wizja wspólnego wieczoru z Liam'em jakoś nie przypadła do gustu.
- Ja... Ten, no.. Chętnie bym poszła, ale wiesz...
- Ale co?
- Nie mogę. Jestem już umówiona. - To był błąd. Moja loczkowata kumpela zaczęła zaraz swoje śledztwo:
- COO! Jak to?! Z kim? Jak mogłaś mi nie powiedzieć! Jest ładny? Wysoki? Znam go?
- Szczerze mówiąc to nawet ja go nie znam....
- OO, randka w ciemno! Dobrze, takie są najlepsze! Ale wiesz, nie przechodź od razu to trzeciej bazy...
- Danielle, przestań!
- Okej, okej. Znasz chociaż jego imię?
- Ben.
- Ben? Ach, on.... Phi, spodziewałam się czegoś lepszego, ale od biedy i ten może być. On w ogóle coś robi poza jedzeniem i graniem ciągle w piłkę?
- Chodzi ze mną na imprezy. - Uśmiechnęłam się sama do siebie. Nie ukrywam, byłam zadowolona z takiego obrotu wydarzeń. Liam'a znałam jako popularnego chłopaka mojej przyjaciółki, ale szczerze mówiąc nie wydawał mi się sympatyczny. Natomiast Ben to co innego. Wiecznie uśmiechnięty, pełen energii, latał co prawda bezsensownie za tą piłkę w tą i w tamtą, ale cóż... Grunt, że to pozytywny chłopak!
- Lenaaaa, pomóż mi! To z kim ja mam Liam'a zostawić? Nikomu nie ufam w tej posranej szkole, tylko tobie i Victorii!
- Zapytaj się więc jej.
- Ale ona pewnie się nie zgodzi...
- To twoja przyjaciółka, z pewnością ci pomoże!
- Myślisz?
- Jestem pewna!
- A mogłabyś coś jeszcze dla mnie zrobić...
- Na razie nie zrobiłam nic, oprócz słuchania twoich żalów.
- H a h a h a, bardzo śmieszne. Mogłabyś jutro przyjść z Victorią do mojego domu? Wypisują mnie jutro rano, także potem całe popołudnie spędzę z miską lodów przed telewizorem.
- Hm, pewnie.
- Ale wiesz. Nie mów jej o tym wcześniej, dobra? Bo wtedy nie przyjdzie.
- Mam ją okłamywać?
- Niee, po prostu masz jej nie mówić całej prawdy. To jest różnica!
Pośmiałyśmy się jeszcze trochę, po czym odłożyłam słuchawkę życząc jej udanej nocy i obiecując, iż na pewno jutro do niej wpadniemy. Jedzenie obiadu i małe sprzątanie pokoju zajęło mi na tyle dużo czasu, że do lekcji zabrałam się dopiero grubo po dziewiątej wieczorem. Przysypiałam już nad matematyką, tak że śnił mi się Liam będącym naukowcem i badającym zależności między łyżkami oraz Ben liczący ilość pasków na bramkowym słupku. Obudziłam się jakoś w środku nocy, lecz już w swoim łóżku. Najwyraźniej babcia musiała mnie przenieść, że też ma siłę dźwigać moje ciężary.... Zamknęłam więc powieki i udałam się do magicznej krainy snów.

*Le next day*
{Victoria}

Przeciągnęłam się na łóżku spoglądając w okno. Automatycznie zapomniałam wszystkie moje sny, a niektóre były naprawdę miłe. Plusem australijskiej pogody było to, iż w większość dni świeciło słońce. Niektóre były deszczowe, jak wczoraj, ale przy dzisiejszym upale wszystko szybko wróci do normy. Sprawdzając godzinę na telefonie odkryłam sms'a od Danielle mówiącego, że dziewczyna skręciła kostkę i nie będzie jej dzisiaj  w szkole oraz, że zaprasza nas po lekcjach. Biedna, nie będzie mogła tańczyć. A taniec to definitywnie jej żywioł. Przynajmniej na zajęciach mogła się wyżyć, bo w szkole ciągle gdzieś biegała, skakała i paplała za nas trzy. Rozmyślając tak o niej, ubrałam granatową spódniczkę sięgającą nieco ponad kolana i biały t-shirt ozdobiony różnymi literkami. Zaryzykuję i pokażę światu moje beznadziejne nogi. Zeszłam na śniadanie, dzisiaj niestety musiałam sobie sama zrobić tradycyjne kanapki z łososiem, gdyż mama wcześniej wyjechała do pracy. Po zjedzeniu obfitego śniadania otworzyłam szafę szukając lekkich butów, jednak jedyne co znalazłam to trampki. Hm, cóż trudno. Nie lubiłam trampek, co dziwiło moje kumpele. Ale ja od zawsze byłam inna, nieco dziwna. Po prostu trampki mi nie siedziały i już. Zdmuchnęłam kosmyk włosów opadający na moje czoło i zaczęłam głębiej szperać w szafie. Po chwili wyjęłam z niej ciemne baleriny mamy. Rozejrzałam się dookoła czy aby nikt nie widział, że je wyciągam, chociaż właściwie byłam sama w domu. Po upewnieniu się, iż żaden nieproszony osobnik mnie nie podgląda, ubrałam je i właśnie miałam zamykać szafę, gdy moją uwagę przykuło coś dużego, schowane po prawej stronie w głębi mebla. Deska surfingowa! Oczywiście, jak mogłam o niej zapomnieć! Przez zimę było szaro i wilgotnie oraz ja, ofiara losu, złamałam nogę, także nie mogłam surfować. Ale dzisiaj lato odsłoniło wreszcie swą maskę i pokazało swe pierwsze oznaki. Moją twarz owionął delikatny powiew wiatru z okna przynosząc ciepło i zapach kwitnących kwiatów z ogródka mamy. Spojrzałam ostatni raz tęsknie na deskę, obiecując sobie w myślach, że wybiorę się dzisiaj na plażę, chociażby sama, bo pewnie wszyscy będą na imprezie. To nawet lepiej, cała plaża dla mnie. Zegarek wskazywał już dość późną porę, także szybko zebrałam się, zamknęłam dom i stanęłam przy przystanku. Dosłownie po paru minutach przyjechał autobus, a w nim była już Lena. Przywitałyśmy się i zaraz zaczęłyśmy  gadać o przeróżnych rzeczach.
- Widzisz tą pogodę? - Ekscytowała się moja przyjaciółka.
- Widzę! Pierwszy raz tak ciepło!
- Idealna pogoda na imprezę.... Na pewno nie chcesz iść? Będzie mi smutno bez ciebie.
- Przecież Danielle też idzie, w dwójkę jakoś się zgadacie. - Uśmiechnęłam się, ale w odpowiedzi otrzymałam tylko lekko sztuczny uśmiech Lenny. Normalnie bym ją spytała o co chodzi, lecz tym razem postanowiłam poczekać, aż sama mi powie.  - Poza tym mam już plany. Idę dzisiaj na fale. Wieje dość dobrze, także surfowanie będzie przednie!
- Hm, może.... A jutro też idziesz?
- No pewnie, w soboty zawsze chodzimy!
- O, to jutro wybiorę się z tobą. Hej, Vic.... Masz może matmę zrobioną?
- Aha, pewnie. Czemu ty nie masz?
- Jakoś tak nie zdążyłam.
- Nie zdążyłaś? Siedziałaś od 16 w domu i nie miałaś kiedy do zeszytu zajrzeć? - Wydawało mi się to dość podejrzane.
- Och, Vic, przestań. Zaczęłam robić, ale byłam zmęczona i zasnęłam.
- To o której tą matmę zaczęłaś niby robić?
- Musisz być taka dociekliwa? Gdzieś koło 8,9....
- Tak późno? Co ty leniuchu porabiałaś do tego czasu? Pogoda była taka sobie, więc zakładam, iż nigdzie nie wychodziłaś....
- Nie ważne, okej? Jadłam i oglądałam TV. Tyle, koniec tematu. Po prostu mi daj ten zeszyt. Zresztą zobacz, już dojeżdżamy.
Zmrużyłam oczy i zaczęłam tworzyć w głowie scenariusze dotyczące wczorajszego wieczoru Leny. Z Harry'm na pewno nigdzie nie wyszła, bo wiem, że chłopak miał wtedy korki z fizyki. A więc z kim? I gdzie? Co robiła? Być może byłam trochę ciekawska, ale to moja przyjaciółka i się o nią martwię. Hmmm..... Już wiem. Ona. Lizzie. Na bank robiła coś z Lizzie. Pewnie gadała z nią przez telefon godzinami. Fajnie. Lena już sobie znalazła nową przyjaciółkę, miło. Nieźle wkurzona weszłam do szatni a następnie w całkowitej ciszy udałyśmy się obie do klasy, na biologię.
Lekcje minęły dość szybko, bez żadnych ciekawszych wypadków. Zayn i Harry unikali się, przez co tym razem do żadnej bójki nie doszło.
Przed obiadem miałyśmy dwie godziny wfu z klasą Amber i Kimberly. Zapomniałam dodać, iż Jennifer jest w naszej klasie i muszę oglądać jej krzywą twarz ukrytą pod toną make'up'u codziennie. Często sobie żartowałyśmy, że gdyby nasze szkole laski zdjęły cały makijaż to ich waga spadłaby o połowę. Co prawda, to prawda. Zawiązywałam właśnie buty w szatni, samotnie, ponieważ wszystkie dziewczyny już wyszły, nawet Lena. Ciągnęło ją do sportów, a dzisiaj mieliśmy grać w koszykówkę, jej ulubioną dyscyplinę sportową, także na boisku stawiła się pierwsza. Siedząc tak sobie zauważyłam nieopodal leżące komórkę mojej przyjaciółki. Widocznie zapomniała jej wziąć i oddać nauczycielce. Patrzyłam na to małe, nieruchome urządzenie i nie mogłam się nie pokusić i nie zajrzeć tam. Po prostu byłam pewna, albo inaczej - chciałam się upewnić, czy Lena naprawdę mnie zdradziła i gadała wczoraj z tą całą Lizzie przez parę godzin. Oglądnęłam się dookoła (to już drugi raz dzisiaj) i delikatnie nacisnęłam parę odpowiednich przycisków, dzięki którym uzyskałam całą historię wczorajszych połączeń. Była tam mama, ja.... Ale zero Lizzie. Jednak był tam ktoś inny. Danielle. Półtorej godziny. Tak więc to z nią wczoraj Lee zmarnowała tyle czasu. Co ciekawe to szatynka zadzwoniła do blondynki, nie na odwrót. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Danielle nie zadzwoniła też do mnie, tylko wysłała mi jednego krótkiego sms'a. Czyżby wolała Lenę ode mnie? Nie miałam zbyt dużo czasu na rozmyślania bo nagle wpadła blondynka po swój telefon.
- Co robisz? - Zmierzyła wzrokiem swoje urządzenie w mojej ręce.
- Nic, właśnie chciałam ci go zanieść, powiedzieć, że zapomniałaś. - Uśmiechnęłam się, ona tak samo i w dwójkę ruszyłyśmy na boisko.
Lunch również spędziłyśmy dość miło, opalając się w ciepłym słońcu na dziedzińcu. Po skończeniu wszystkich zajęć porwałam torbę i ruszyłam w kierunku przystanku. Nagle ktoś gwałtownie mnie pociągnął.
- Nie ten przystanek, głuptasie! Zapomniałaś, jedziemy do Danielle! - Usłyszałam wesoły głos Leny.
- Mhm. - Zmrużyłam oczy, gdyż słońce zaczęło mi świecić prosto w twarz.
Po paru minutach dotarłyśmy do domu Peazer. Otworzyła nam jej mama kierując do góry.
- Dziewczyny! - Danielle strasznie się ucieszyła na nasz widok.
- Jak się czujesz?
- Już lepiej, mama ciągle do mnie zagląda i dużo innych osób też. Zobaczcie, dostałam pluszaka - jednorożca! - Wyszczerzyła się podając nam fioletowy przedmiot wypchany pluszem.
- Piękny, doprawdy. - Skomentowałam. - Oglądniemy jakiś film czy może idziemy na plażę?
- Właściwie to mam do ciebie małą prośbę, Victoria....
- Do mnie? Czy może do Leny? - Powiedziałam z małą ironią.
- Do ciebie, skarbie.
- No słucham.
- Jesteś na mnie zła czy coś? Bo jakoś nie brzmisz za wesoło.
Chciałam jej powiedzieć, że wiem o ich wczorajszych pogaduszkach, ale wtedy musiałabym również wyznać, iż zaglądałam bezczelnie w telefon najlepszej przyjaciółki, a tego chciałam uniknąć. Uśmiechnęłam się więc i rzekłam:
- Wszystko okej, przepraszam, mam jakiś dziwny dzień.
- Och, Vivi. - Przytuliła mnie. - Już lepiej?
- Taakk. - Przytaknęłam.
- A więc wracając do mojej sprawy.... Wiesz dzisiaj jest ta impreza.
- Wiem. Nie mam zamiaru iść jeśli o to ci chodzi.
- Ale właśnie... Nie mogłabyś dla mnie zrobić wyjątku? Bo chodzi o to, że ja nie mogę iść z tą kostką. Mama mnie nie puści. A Liam nie może iść sam...
- Bo..?
- Bo te wszystkie jadowite ryby z naszej szkoły go pożrą! Rozumiesz, one tylko czekają aby się dobrać do mojego chłopaka! A tobie ufam.....
- A co ja mam do tego? - Coraz bardziej nie podobała mi się ta propozycja.
- Mogłabyś iść za mnie, jako jego para i po prostu go popilnować, aby nic głupiego nie zrobił. Proooszęę!
- Chyba żartujesz. Ja?! A czemu nie Lena?
- Bo ja mam już z kim iść. Z Ben'em. - Wtrąciła się blondynka.
Spochmurniałam. Nie mówię, że to była zła oferta, tylko ja.... Ciągle lubiłam Liam'a. Prawdopodobnie za bardzo. Bardziej niż powinnam. Bo pewnych uczuć nie da się wyrzucić, uczepiają się ciebie jak korzenie ziemi. Bałam się, że zrobię coś głupiego, że utonę w jego czekoladowych oczach.... A nie mogłam tego zrobić Danielle. Nie mogłam stracić najlepszej przyjaciółki na rzecz chłopaka, który mnie nawet nie zechce.
- Hellooo, ziemia do Victorii. I co?
- Nie, naprawdę nie. To nie ma sensu.
- Ale Vic....
- Danielle, powiedziałam nie.
Zobaczyłam łzy napływające do jej ogromnych oczu.
- Ale zrozum... Ja go tak kocham.... I tak się boję.... Że ktoś mi go zabierze, sprzątnie sprzed nosa! Ja tego nie przeżyje, jak on przyjdzie i powie, że to koniec, bo na imprezie poznał lepszą....Moje serce pęknie na zawsze! - Ukryła twarz w poduszce cicho łkając.
- Przesadzasz, Dannn, proszę cię.... - Zaczęłam i spojrzałam na Lenę, ale ta tylko wzruszyła ramionami. Wywróciłam oczami i dotknęłam delikatnie jej ramienia.
- No... Okej. - Szepnęłam. Ale to wystarczyło aby jej poprawić humor. Zaraz się na mnie rzuciła obściskując i dziękując.
- Gadałam wczoraj z Leną, bo nie byłam pewna czy się zgodzisz.... Ale jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie i się zgodziłaś! - Wykrzyknęła radośnie i jeszcze mocniej nas dwie przytuliła.
Zabrałyśmy ją potem na plaże, jednak po godzinie musiałyśmy wracać, ze względu na fakt, iż za chwilę zaczynała się impreza. Ja udałam się do swojego domu, a Lenny, jak powiedziała, poszła do Lizzie.
- Lenny...  - Zatrzymałam ją w połowie kroku.
- Co?
- Ale nie zostawisz mnie samej z Liam'em na imprezie, prawda?
- Dlaczego miałabym to zrobić, kochanie?
- Bo teraz jakoś wolisz tą całą Lizzie.... - Spuściłam głowę.
- Victoria! Ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką, nie ona! Za nic bym cię nigdy nie zostawiła. - Przytuliła mnie i dała buziaka w policzek.
- Dziękuje - Szepnęłam. Pomachałyśmy sobie i udałyśmy się w dwie różne strony.

*       *       * 



{Victoria}

To było bardzo dziwne. Nie dość, że musiałam pożyczyć sukienkę od mamy, to jeszcze Liam przyjechał po mnie autem. Uśmiechał się, aż do momentu gdy nie zostaliśmy sami w samochodzie.
- Słuchaj. Nie wiem co Danielle sobie ubzdurała, ale nie zamierzam udawać z tobą pary. Jak tylko tam przyjedziemy to po prostu każdy z nas będzie się bawił osobno, okej? Żadnych romantycznych sytuacji, ani takich tam.
- Jak chcesz. - Odparłam tylko, ale w środku, we mnie coś pękło. Miałam nadzieję, że chociaż się zaprzyjaźnimy, ale siedzący obok mnie chłopak właśnie rozwiał wszelkie nadzieje. 
- Jak tam Danielle? I jej noga?
- Nie byłeś dzisiaj u niej? - Zdziwiłam się pytaniem Payne'a.
- Nie miałem czasu za bardzo. Musiałem kumplom pomóc przygotować imprezę.
- Ale to jest twoja dziewczyna...
- Wyluzuj, Victoria. To wcale nie znaczy, że muszę przy niej siedzieć 24 na dobę i ona o tym wie. Nie będę udawał jakiegoś cholernego romantyka, obsypując ją różami itd. 
- Ale do innych lasek to na gitarze zagrywasz...
- To inna sprawa.
- Nie Liam, to dokładnie ta sama sprawa. Nie próbuj ranić Danielle.
- Ojoj, ktoś tu jest wielką przyjaciółką jak widzę. Nie martw się, kocham ją i nie próbuje jej zranić. 
Resztę drogi przejechaliśmy w całkowitej ciszy. Gdy dojechaliśmy, on jak prawdziwy gentleman otworzył mi drzwi i podał rękę. Nawet się uśmiechnął. Lecz jak tylko przekroczyliśmy próg poleciał do swoich kumpli a mnie zostawił samą. Wszyscy dookoła wrzeszczeli skacząc i śpiewając dziką piosenkę wydobywającą się z głośników, a ja stałam tam przez chwilę jak kołek, aż w  końcu wzrokiem odszukałam Lenę.
- Lenny, hej! - Pocałowałam ją w policzek. 
- Oh hej! Jak się bawisz?
- Właściwie dopiero przyszłam.
- To chodź pójdziemy się czegoś napić. 
Wypiłyśmy po jednym drinku. O dziwo Lena szybko z entuzjazmem, a ja wręcz przeciwnie. Następnie ktoś zawołał nas na ognisko na zewnątrz. Z chęcią wyszłam z tego domu przepełnionego głośną muzyką i duchotą. Upiekliśmy parę pianek, śmiejąc się i dobrze bawiąc dopóki nie zobaczyliśmy Louis'a i Harry'ego obściskujących się z tymi laskami. Hazza to wiadomo, ale Lou? Mój Lou?! Z lekkim niesmakiem patrzyłam jak Jennifer siedzi okrakiem na moim przyjacielu mierzwiąc jego włosy, a on z kolei promiennie się do niej uśmiecha. Następnie Lena gdzieś wybyła z Lizzie, a  ja ponownie zostałam prawie sama, gadając tylko z Sam i Kate - dwiema dziewczynami z mojej klasy, jednymi z nielicznych, które mnie lubiły. Jednak po chwili DJ stojący na zewnątrz zapodał jakiś wolniejszy kawałek i wszystkie dziewczyny udały się w poszukiwanie swoich partnerów. Tylko ja nikogo nie miałam. Siedziałam przy barku niedaleko ogniska czując miłość unoszącą się w powietrzu i te cholerne buty wpijające się w moje pięty. Nagle tuż przede mną przeszedł mały piesek, york, prawdopodobnie należący do gospodarza, pomalowany w różowo-zielone pasy. Rozszerzyłam oczy ze zdziwienia i dotknęłam jego miękkiej sierści, sprawdzając czy aby mi się to wszystko nie śni. Ale nie. Było prawdziwe. Ci idioci go przemalowali! Następnie obok mnie, na stole wylądowała parka zachłannie się całująca, a chłopak już, już sięgał do spodenek dziewczyny. Porwałam mojego drinka i przesiadłam się gdzieś indziej, lecz 'zakochane' pary dalej mnie prześladowały. Dobra, koniec tego. Wkurzyłam się. Przyszłam tu z tym cholernym Liam'em, więc czemu on mnie teraz olewa?! Wszystkie dziewczyny mają z kim tańczyć a ja nie! Postanowiłam, że po prostu pójdę do niego i każę mu ruszyć tą wielką dupę. Na dodanie odwagi wypiłam parę kieliszków i ledwo stojąc ruszyłam do chłopaka. Siedział, a raczej leżał na trawie z innymi paląc jakieś zioło. Wyrwałam mu to i powiedziałam:
- Hm, całkiem dobre. Ale czas się ruszyć, dupku.
- Co? - Odparł całkowicie zaskoczony moim zachowaniem. - Victoria, to ty? Co się stało z dziewczyną, która tu ze mną przyszła?
- To ja! Ogarnij się i weź mnie do tańca! JUŻ! Ja chcę tańczyć! - Pociągnęłam go za końcówki koszuli, na co on automatycznie wstał. Patrzył na mnie przez chwilę ze zdziwieniem, lecz po chwili  ruszył na parkiet. Musiałam otworzyć szampana, ponieważ nikt z obecnych nie był na tyle trzeźwy aby to zrobić i korek wyleciał wprost na chłopaka stojącego przede mną. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać, a napój lał się strumieniami. Odwróciłam się, a tam chłopak lizał laskę mokrą od tego alkoholu. Zaczął od szyi,  przeszedł na ręce, lecz potem po prostu pociągnął ją do jakiegoś pokoju na górze. Co dziwniejsze ona nie miała nic przeciwko. Wzdrygnęłam się, ale Liam zaraz wybuchł śmiechem nie wiadomo z czego i znów zaczęły się nocne szaleństwa.
Jeśli mam być szczera, w tym momencie mam małą lukę w pamięci. Zaczynam kojarzyć jedynie od momentu, w którym na rowerze wskoczyłam do basenu, a tłum dookoła wiwatował na moją cześć. Byłam zadowolona jak małe dziecko - klaskałam i podskakiwałam. Po moim jakże odważnym wyczynie większość dziewczyn zaczęła piszczeć i skakać do basenu, a chłopcy wiadomo.... Byli baardzo zadowoleni z takich widoków. Oprócz papierosów walających się wszędzie, można było spotkać puste butelki po wódce, puszki po piwie oraz... Skorupki jajek, gdyż w pewnym momencie chłopcy postanowili zagrać w bejsbol. Znajdując wpierw kawałek mocnego drewna, porwali paczkę jajek i zaczęli rzucać. Wszyscy wybuchali dzikim, niepohamowanym śmiechem, za każdym razem gdy żółto - biała zawartość wylatywała w powietrze. Oczywiście skończyło się na tym, że rzucaliśmy w siebie nawzajem oraz rozbijaliśmy sobie jajka na głowie.  Pamiętam, że po paru godzinach tańca, gdy moje nogi już odmówiły posłuszeństwa usiadłam i sprawdziłam godzinę...
- O mój Boże, Liam jest już po 1 w nocy! Obiecałam mamie, że będę o północy w domu!
- Ojojojoj - Zaczął coś tam bełkotać mój kolega.  - A co ci się stanie, zamienisz się w brzydką dziewczynę czy zgubisz pantofelek? - Wystawił mi język.
- Bardzo śmieszne! - Uderzyłam go w ramię. - A co, teraz jestem ładna, hm? - Poklepałam go po policzku z  ironią.
- Piękna! - Przyciągnął mnie do siebie łapiąc w pasie.  - Chcesz jabłko? Wtedy nic ci się nie stanie i nie stracisz bucika! - Wykrzyknął uradowany biorąc owoc z leżącej obok tacy.
- Jabłko? Ale to było w Królewnie Śnieżce, młotku, nie ta bajka!
- Może... Oooooooo, jaka ty mądra! - Przytulił mnie i poczochrał włosy. - Zawieźć cię?
- A jesteś w stanie?
- Oczywiście! - Napiął dumnie mięśnie. - Batman Liam nadchodzi!
- Chyba Superman.
- Wszystkie jedno, to chcesz jechać czy nie?
- Chcę, chcę! - Zrobiłam krok, ale zaraz poczułam palący ból na obydwu piętach. - Cholera, buty mnie obdarły. Bolą mnie pięty, w dupę mocno!
- A tam, to chodź na rączki! - Przerzucił mnie przez ramię jak worek kartofli i ruszył ku wyjściu. Po drodze przytulałam się ze wszystkimi i przybijałam piątki wisząc sobie na Liam'ie, oparta o jego ciepłe plecy. Ogólnie bardzo miło, nie powiem. Następnie, gdy już byliśmy na dworze, pomachałam Lenie stojącej na balkonie z Niall'em. Swoją drogą ciekawe co oni tam robili... Wyglądali  na bardzo zajętych samym sobą oraz rozmową. Nie ważne. Do domu dojechaliśmy pół godziny później. Wyszliśmy z auta i stanęliśmy na schodach, po czym nieoczekiwanie dostałam delikatnie z liścia od Liam'a.
- Co to było?! - Oburzyłam się.
- Słuchaj, musisz udawać trzeźwą jak wejdziesz do domu i pod żadnym pozorem nie zbliżać się do nikogo, bo wyczują alkohol! Inaczej twoja matka mnie zabije, wierz mi, już to przerabiałem.
- Mogę też ci tak przywalić?
- Jak musisz. - Wzruszył ramionami.
- Dobra! - Wydarłam się i przywaliłam z całej siły z liścia Liam'owi. Szczerze mówiąc, nie chciałam żeby tak wyszło, ja po prostu już trochę nie kontaktowałam. Chłopak złapał się za policzek jęcząc:
- Stara, uspokój się! Mocną masz tą pięść, cholera... Dzisiaj ci wybaczę, bo jesteś nieźle najebana. Dobranoc!
Pocałowałam go w czerwony policzek i weszłam do domu.
- Witam kochanie. - Mama stała w szlafroku na środku pokoju. Zaczęłam ją przepraszać jak szalona, dopóki ona nie odpowiedziała: - Victoria, już spokojnie! Wszystko w porządku, cieszę się, że dobrze się bawiłaś, tylko następnym razem postaraj sie być na czas, dobrze?
- Oczywiście mamo! - Uśmiechnęłam się szeroko, zmierzając na górę.
- Czekaj, czekaj.... Możesz mi wytłumaczyć dlaczego jesteś mokra? Twoje włosy...
- Ach, złapał nas deszcz. - Powiedziałam nie będąc zdolna do wymyślenia niczego sensowniejszego.
- Ciekawe, że Liam stojący obok ciebie był suchy.
- Mamo, obserwowałaś nas?!
- Oj taak! Przecież się boję o ciebie! Tak więc wytłumaczysz mi, dlaczego twój szanowny kolega był suchy?
- Bo.... - Zatkało mnie. - Jego po prostu nie spotkał deszcz. - Machnęłam ręką, zdając sobie sprawę, jak bardzo się wkopałam.
- Doprawdy? Nie dość, że przychodzisz późno, jesteś cała mokra, i o dziwo TYLKO ty! - W tym miejscu zrobiła ironiczną zdziwioną minę. - To jeszcze w dodatku pewnie coś między wami zaszło, mam rację? - Uśmiechnęła się chytrze.
- Co?! Mamo, to jest chłopak Danielle, mojej najlepszej przyjaciółki! Oszalałaś?!
- Nawet cię nie pocałował?
- Nie?
- Żaden buziak na dobranoc?
- Mamo, NIE!
- Bez sensu, następnym razem to ja ci znajdę dobrego chłopaka! Dobrze, dobrze kochanie. - Zapadła chwila ciszy, jednak mama po chwili dodała: - Jeszcze jedno... Podejdź tu i chuchnij na mnie, proszę.
- Muszę iść spać, dobraaaanoc! - Wbiegłam szybko do góry i zatrzasnęłam drzwi, a po moim ciele spływały powoli drobinki potu.
"Żeby tu nie szła, żeby tu nie szła...." Modliłam się. Nie przyszła. Bogu dzięki. Stanęłam na wyprostowanych nogach przy łóżku, patrząc  prosto przed siebie, po czym padłam jak martwa na pościel i zasnęłam. Mam nadzieję, że Lena wróci szczęśliwie do domu. Moim ostatnim obrazem przed snem była właśnie moja przyjaciółka i blondyn gadający na balkonie. Wyglądali na nieźle wkurzonych, oby tylko Niall niczego nie zrobił Lenie...


____________________________________

Generalnie jest to dopiero pierwsza część imprezy, mianowicie z perspektywy Victorii. Ta spokojniejsza część. Jeśli chodzi o Lenę, ona pobaluje nieco dłużej, nie obejdzie się bez krzyków, kłótni i dziwnych sytuacji, ale to już zobaczycie w następnym rozdziale! :)
Ponieważ nie jestem typem stałego imprezowicza, z góry przepraszam, jeśli zjebałam ten opis balangi. Oraz za wszelkie nieodpowiednie przekleństwa, po prostu są one na potrzebny opowiadania, gdyż chyba wszyscy wiemy jakie słownictwo panuje wśród szkolnej młodzieży. :P
Aha, oraz przepraszam za to, że Zayn jednak nie dał rady przyjść. Namawiałam go, ale wiecie, on jest nieugięty. Za to potem zacznie się z nim akcja.... Ale cóż, nie zdradzam już nic więcej! :D
Proszę Was za to baaardzo o komentarze!
Oraz BARDZO BARDZO DZIĘKUJĘ! Dopiero teraz zauważyłam, iż jest tu już ponad 12 tys. wejść! :O *dead*
Thank you, thank you, thank you!
Spadam pisać dalej. Trzymajcie się i powodzenia w szkole! :)

xoxo
Mika

+ Gorąco polecam film "Project X", był moją inspiracją jeśli chodzi o pisanie tego i następnego rozdziału! Najlepsza domówka świata. Nie żartuję. ;D



Ognisko. :)


Party hard! B-)



"Oko za oko, 
ząb za ząb, 
to dlaczego dupa za pieniądze?"

czwartek, 3 maja 2012

Suprajs.

Tak więc mam do was taką małą prośbę lub może propozycję. Mam wiele pomysłów dotyczących tego opowiadania, lecz sądzę, że i wy macie jakieś domysły bądź też sugestie. :)
Podobnie jak bohaterzy codziennie zmagacie się ze szkolną rzeczywistością i jeśli tylko zdarzyły wam się jakieś śmieszne lub ciekawe sytuacje albo też macie na takowe pomysł, śmiało piszcie do mnie:

e-mail:   mika246824@gmail.com
gadu: 3715329
twitter: @itsHoranHeroin

Z chęcią je przejrzę i z dużym prawdopodobieństwem pojawią się one w następnych rozdziałach, oczywiście wyraźnie zaznaczę, kto jest ich autorem. :)

Z góry dziękuje i zapraszam do pisania!

xoxo
Mika



środa, 2 maja 2012

Chapter 4

{Lena}

Tysiące różnych zapachów uderzyły mnie w jednej chwili, tak, że mój narząd węchu po prostu zwariował. Tak właśnie wyglądają szkolne korytarze naszej szkoły podczas przerw. Niektóre zapachy były przyjemne - męskie lub damskie perfumy, lecz pojawiały się również te mniej ładne - pot. Cieszyłam się, że mogę tak po prostu zgubić się w tym tłumie, głównie dlatego, iż miałam nadzieję nie zobaczyć już Zayn'a.
- Tutaj - rzekła Victoria wskazując na drzwi z numerem 37, gdzie miałyśmy spędzić następne 2 godziny, poznając uroki chemii. Ławki były tutaj ułożone w dość specyficzny sposób, tak, że mogłyśmy siedzieć wszystkie trzy razem. Lekcje minęły dość spokojnie, najwięcej pisaliśmy w zeszytach, a nie, jak się spodziewałyśmy, robiąc doświadczenia. Wyszłyśmy z sali, a ja zaczęłam mówić do Victorii, która jak zwykle mnie nie słuchała. Zresztą to normalne. Rzadko kiedy ktokolwiek mnie słucha. Nawet moja mama ostatnio stała się jakaś dziwna. Zapewne jest to spowodowane poznaniem nowego faceta. Koleżanki często ją zabierały do przeróżnych klubów, najczęściej ze spokojną muzyką jazzową. Moja mama była wielką fanką tego gatunku. Ja z kolei byłam szczęśliwa, iż może wreszcie się rozerwać, gdzieś pójść, poznać nowych ludzi. Odkąd sięgam pamięcią zawsze się mną opiekowała, nigdy nie zostawiała samej. Poświęciła się macierzyństwu, tak więc teraz należał jej się odpoczynek. Oprócz tego ludzie pokrzywdzeni jak ona nie mają zbyt dużego wyboru atrakcji... I jeszcze jest Harry. On też mnie nie słucha. Mówię, mówię do niego, ale ten tylko patrzy na rozmiar biustonoszy dziewczyn, albo i w jeszcze inne miejsca, ale w to już nie wnikam. Mówiłam mu żeby mi przyniósł na dzisiaj jedną z jego płyt i oczywiście zapomniał. A kiedy mu o tym przypomniałam, był kompletnie zaskoczony, że ja go wczoraj o coś prosiłam. Jestem po prostu niewidzialna. Super.
- Vic? - Zaczęłam, sprawdzając czy chociaż ona mnie słucha. 
- Mhm? - Był to pozytywny znak.
- Wiesz, że mam nową sąsiadkę? Tą Lizzie w pasemkach, przyjaciółka Niall'a, tego blondyna i Bena..... - Nie dokończyłam, ponieważ było wyraźnie widać, że brunetka skupia uwagę na czymś innym niż mój monolog. Obróciłam więc głowę w kierunku, z którego dochodziły dziwne hałasy, rozpraszające uwagę mojej przyjaciółki i ujrzałam ich. Westchnęłam. Znowu to samo. Harry cwaniakował do Zayn'a, to ten mu pewnie przywalił w pysk i teraz znów się bili. Trzeba przyznać, że Hazza taki słaby znowu nie był, miał te swoje mięśnie, które sobie wyrobił w poprzednie wakacje chodząc na siłownię i surfując codziennie na pobliskich plażach. Żaden z nich nie odpuszczał, a tłum swoimi krzykami tylko ich motywował do walki. Co prawda większość była po stronie Loczka, jednak Malik i tak nie dawał za wygraną. Zayn właśnie uderzył przeciwnika w brzuch, na co ten oplótł mu swoją rękę wokół szyi przyduszając. Ruszyłam w ich kierunku, przepychając się przez tłum i mijając wrzeszczące Amber i spółkę, gdy nagle ktoś mnie wyprzedził. Był to Liam, który podszedł do chłopaków i gwałtownie ich rozdzielił.
- Pojebało was, głośniej się nie da? Zaraz przyjdzie nauczyciel i wszyscy zostaniemy w kozie, a ja już mam plany na dzisiaj. - Spojrzał znacząco na Danielle. No tak, to było do przewidzenia. Ale to co zrobił potem lekko mnie zszokowało.... Odepchnął Harry'ego, tak że ten poleciał w tłum, a Zayn'a lekko poklepał po ramieniu coś tam szepcząc. Byłam oburzona, od kiedy chłopak mojej przyjaciółki jest po stronie tego  dupka?! Szybko podeszłam do Hazzy patrząc, czy aby gdzieś nie leje mu się krew, ale na szczęście oprócz paru siniaków i zadrapań wszystko było w porządku. 
- Możesz przestać z tym Zayn'em? Wiesz jak ja się zawsze o ciebie boję? - Od najmłodszych lat próbowałam okiełznać jego dziki temperament, ale niestety nigdy jeszcze nie osiągnęłam zamierzonego celu.
- Nie wierzysz w moje mięśnie? - Zaśmiał się i odwrócił wzrok, patrząc z podziwem na kogoś za mną. Jak zawsze mnie nie słuchał, gdy w pobliżu pojawiały się lepsze okazy. Mam oczywiście na myśli Amber. Największy lachon w szkole musiał być jego, przecież. Miała na sobie dzisiaj krótką spódniczkę i przewiewną bluzkę. Ona uśmiechnęła się słodko, odpychając mnie i przybliżając się do mojego przyjaciela. 
- Ładny pokaz Styles. - Zaakcentowała mocniej ostatnie słowo.
- Podobało ci się, hm?
- I to bardzo. Coś tu chyba masz.... - Swoimi anielskimi opuszkami palców z paznokciami długości muru chińskiego dotknęła jego policzka. Widziałam zachwyt w oczach Loczka, także postanowiłam im nie przeszkadzać, zresztą, i tak by mnie zignorowali. Wśród rozchodzącego się tłumu jako pierwsze ujrzałam wielką szopę kręconych włosów, za którymi kryła się Danielle. 
- Hej, co to miało być? Od kiedy twój chłopak jest po złej stronie mocy? - Miałam tu oczywiście na myśli   Zayn'a.
- Odkąd on i 'zła strona mocy' chodzą razem na kosza.
- Zayn robi coś z własnej woli? - Byłam zszokowana.
- No co ty! - Zaśmiała się Danielle. - Kazali mu grać, żeby się 'wyżył' i poprawił ocenę z wf'u. 
- Hmm, ciekawie.... 
Potem dołączyła do nas Victoria i wszystkie trzy ruszyłyśmy na lekcje języków. Ja z brunetką na hiszpański, a szatynka na francuski. Danielle kochała modę i wszystko co z nią związane, a co za tym idzie Paryż.
Siedziałam i tępo wpatrywałam się w zegar, odliczając razem z nim minuty to przerwy obiadowej. Strasznie mi burczało w brzuchu a dzisiaj serwowali mięso z ryb tropikalnych a na deser lamingtons - jest to ciasto biszkoptowe w formie kostki, oblane warstwą czekolady, dżemu i gęsto obsypane wiórkami kokosowymi.
Nauczycielka po raz setny powtarzała z nami odmianę przez osoby:
Yo - ja
Tu - ty
El - on
Ella - ona
Ello - ono
Usted - Pan/Pani
itd...
Zawsze mnie śmieszyło to 'ello' , przez co często tak wołałam na Harry'ego. Wreszcie upragniony dzwonek się odezwał a my wszyscy wybiegliśmy z sal. Zaczął się prawdziwy wyścig - każdy chciał jako pierwszy dostać się do stołówki, aby nie musieć potem stać w kolejce. Dzięki temu, że byłam dość zwinna i szybka, wyminęłam nieco większych uczniów i jako piąta dostałam się na stołówkę. Po chwili pojawiła się reszta towarzystwa i jak to zawsze bywa, każdy chciał stać ze mną jako 'mój znajomy'. Typowe, teraz to mnie zauważają, ale normalnie to nie.
Po zjedzonym obiedzie wzięliśmy ciastka i wyszliśmy na zewnątrz, na boisko. Pogoda wyraźnie się poprawiła - wyszło słońce i jedynie nieliczne chmurki zasłaniały piękne niebo. Pożerałam moją porcję obserwując co robią inni. Dziewczyny ściągały swetry ukazując swoje chude brzuchy ubrane w skromne odzienie, a chłopcy rozglądali się za tymi najpiękniejszymi. Nie muszę chyba mówić, że w naszą stronę nawet nie spojrzeli. Jedynie na Danielle, ale wszyscy wiedzieli, iż ona należy do Liam'a, a jego lepiej nie wkurzać. Niall z Benem grali w piłkę, po chwili dołączyli się do nich Harry i Louis. Cała czwórka była razem w klasie, także znali się. Co prawda Hazza nigdy za Horan'em jakoś bardzo nie przepadał, ale możliwe że już zmienił zdanie. Pamiętam jak raz, jeden jedyny raz ze sobą współpracowali uruchamiając alarm przeciwpożarowy w klasie, aby tylko nie pisać sprawdzianu. Wszystko było doszczętnie zmoknięte, tak że test pisali dopiero dwa tygodnie po zdarzeniu. Kimberly pokazywała Jennifer najnowszą kolekcję ubrań od Prady, Derek, Rick i Zayn siedzieli oparci o murek wypalając jednego papierosa za drugim, a Liam zagrywał na swojej gitarze porywając tym dziewczyny. Danielle wstała żegnając się z nami i podeszła do niego odprowadzana paroma wściekłym spojrzeniami zazdrosnych dziewczyn. Pocałowała go w policzek i usiadła obok, obejmując chłopaka w pasie i przytulając się do jego ramienia. On w przerwie na szukanie nut pogłaskał ją po kolanie i przyciągnął bliżej siebie, na co dziewczyna   zaczęła bawić się jego lekko kręconymi włosami.
Odwróciłam się gdyż nagle słońce zasłoniła mi pewna ciemna postać z okularami marki Ray Ban. Zayn. Znowu. Kucnął przy nas i zaczął mówić:
- Tu się chowasz. - Zwrócił się do Victorii, mnie kompletnie ignorując. Tradycyjnie.
- Nie chowam. - Odparła moja przyjaciółka.
- Pogadamy?
- Mów, słucham.
- Przy niej? - Skinął głową na mnie.
- Spadaj Zayn.  - Na nic lepszego nie było mnie stać, jak zwykle. Odwróciłam głowę, nie chcą aby oni widzieli małą łezkę w moim oku. To tak boli gdy chłopak twoich marzeń podrywa twoją najlepszą przyjaciółkę. Chociaż z drugiej strony wiem jak się czuła kiedyś Victoria, podczas gdy Liam, jej miłość całował się z Danielle. Nie rozumiałam jej wtedy, kazałam przestać rozpaczać, bo szatynka to nasza przyjaciółka i jeśli jest szczęśliwa to my też powinnyśmy. Teraz to wszystko do mnie dotarło. To jest strasznie ciężkie, masz ochotę coś zrobić, ale wiesz, że nie możesz. Wzięłam moją torbę wstając powoli, lecz Victoria pociągnęła mnie gwałtownie w dół.
- Mówisz przy niej, albo nie mówisz wcale.
- Haha, okej, widzę, że jesteście jak dwie słodziutkie siostrzyczki Olsen. Chciałem tylko powiedzieć abyś nieco ogarnęła swój język i nie paplała na lewo i prawo o wszystkim.
- Ojej, znam coś czego znać nie powinnam? Coś dla ciebie.....
- Niekorzystnego? - Podsunęłam jej brakujące słowo.
- Dokładnie. Niekorzystnego? - Widać było, że Victoria czuje się niezwykle pewnie.
Zayn zaśmiał się i zaciągnął papierosem chuchając nam prosto w twarz.
- Ty mi grozisz? Chyba sobie żartujesz. Mogę was zniszczyć jednym skinieniem palcem. Te wszystkie laski tylko na to czekają. Jedna plotka i po was, siostrzyczki. Uważaj sobie, wplątujesz się w niebezpieczne sprawy. Może ci się coś stać... przypadkiem.
- Nie jesteś zbyt pewny siebie?
- Mam ku temu powody. - Zdjął okulary i znowu się uśmiechnął. Nagle podeszła do nas ( a raczej do Malik'a) Amber, siadając chłopakowi na plecach.
- Zaynster, z kim ty się zadajesz? - Poczochrała go po włosach a nas zmierzyła kpiącym wzrokiem.
- Z nikim. Te kujonki czegoś ode mnie chciały, więc z dobrego serca tu podszedłem. - Rzucił nam ostatnie spojrzenie po czym założył okulary i objął Amber w pasie przyciągając bliżej. Nawet nie miałyśmy czasu zaprotestować bo obydwoje szybko odeszli śmiejąc się z czegoś.
- Nie wiem co o tym wszystkim sądzić. - Cała pewność siebie nagle uszła z Victorii, która patrzyła teraz na mnie lekko przerażonym wzrokiem.
- Nic a nic. Olej go, to debil.
- Nie podoba ci się już? - Spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Nie wiem... To znaczy chyba tak, ale nie wiem. Jego wielkie ego mnie zniechęca.
- I dobrze! - Skwitowała Victoria uśmiechając się
- Haha, patrz... - Pokazałam jej na Harry'ego, który widząc Amber i Zayn'a razem, natychmiastowo przestał grać i stanął jak wryty.
- Uuu, Loczek się wkurzył! - Zaczęłyśmy się śmiać czekając na reakcję naszego kolegi. Po chwili namysłu zdjął on swoją koszulkę, usprawiedliwiając się panującym zewsząd gorącem i z wielkim bananem na twarzy podszedł do dziewczyny.
- Hej bejbe. Z Malikiem, serio? Zniżasz się do palącego plebsu?
- Harry, skarbie wszędzie cię szukałam! Uhu, komuś tu gorąco, co? - Zarzuciła mu ręce na szyję by po chwili przenieść je na jego nagi tors.
- Muszę spadać, Zayn... - Posłała mu słodki uśmiech odchodząc wpatrzona w klatę Styles'a. Nie mogłam w to uwierzyć jak sztuczna ona jest. To mnie przerażało. Chociaż, co było najgorsze, była jednocześnie w miarę mądra. Na lekcjach dużo się udzielała, zdobywając przy tym pozytywne oceny.
Mina Malik'a była naprawdę epicka. Zacisnął zęby, a niedopalony papieros wylądował gładko na ziemi, zgnieciony jego czarnym butem.
- Amber! - Zakrzyknął po czym zdjął swój czarny t-shirt i zaczął iść w jej stronę.
To było coś. Nawet mnie zatkało. Nigdy nie widziałam go bez koszulki z tak bliska.... Jego imponujących rozmiarów mięśnie poruszały się w jednakowym rytmie a chytry uśmieszek nie schodził z twarzy. Na boisku na dosłownie sekundę zapadła cisza. Zayn Malik jeszcze nigdy, przenigdy nie zrobił czegoś takiego publicznie. Po jego budowie widać było, iż intensywnie ćwiczył. Szedł z napiętym kaloryferem, a bicepsy dumnie prezentowały się tuż obok. Chłopak uniósł lekko podbródek, mając świadomość, że jest obserwowany przez prawie wszystkich. Doszedł do zszokowanego Harry'ego i Amber, a następnie złapał dziewczynę za jej chudy nadgarstek, przyciągnął i szepnął coś do ucha. Laska momentalnie puściła Hazzę i odeszła z Zaynem. Mulat na pożegnanie pomachał do Loczka, a ten tylko zmrużył oczy puszczając wiązankę przekleństw pod nosem.
Zaczęłyśmy się śmiać jak głupie, o mało nie włożyłam ręki w niedojedzone ciastko. Cała ta scena wyglądała jak z filmu klasy B, źle wyreżyserowanego, którego jedynym plusem są aktorzy wyglądający jak sam Ashton Kutcher.  Harry stał przez chwilę w ciszy, a potem ruszył szybkim krokiem w naszą stronę. No tak, jak zawsze byłyśymy drugim wyborem.
- Widziałyście to?! Widziałyście?! Co on sobie wyobraża, ten cholerny idiota, myśli, że jest ładny, umięśniony czy co?! Bo nie ma NIC! NIC! Jest beznadziejny, głupi i wkurwiający! Niech się odpierdoli od mojej dziewczyny, bo...
- Styles uspokój się! - Musiałam mu przerwać. - To nawet nie jest twoja dziewczyna....
- Jeszcze! - Tupnął ze złości nogą, na co oberwał w łeb od właśnie nadchodzącego Louisa.
- Ogarnij swoje hormony, Harold! Masz pełno dup dookoła, znajdź sobie jakąś inną. - Uśmiechnął się otrzepując swoją czarodziejską, nigdy nie niszczącą się grzywkę.

- Ale ja chcę akurat tą! - Znowu tupnął. Jak dziecko. Przy dziewczynach zgrywał dorosłego, pokazywał klatę i wszystkie swoje wdzięki, a przy nas.... To taki mały chłopczyk, który złości się, kiedy ktoś (czytaj Zayn) zabierze mu jego zabawkę. Bo tak naprawdę to on te wszystkie laski traktował jak rzeczy, nic nie znaczące maszyny do wykorzystywania. Problem polegał na tym, że one również go tak wykorzystywały. Nasz świat, szkolny świat nie był taki jak kiedyś - teraz liczy się wygląd, marka jaką nosisz, długość paznokci a u chłopców długość nie powiem czego. Wszystko się zmienia, nic już nigdy nie będzie takie samo. Dla niektórych z korzyścią, lecz dla nas - dokładnie odwrotnie.
- Heeej, mam dla Was niespodziankę, moi drodzy... - Mrugnął do nas porozumiewawczo Louis czym zdobył nasze natychmiastowe zainteresowanie.
- Jaką?! - Zakrzyknęliśmy wszyscy chórem.
- Wkręciłem was na imprezkę, wy no life'y.
- No ekhem, ja co tydzień na jakieś chodzę... - Zbulwersował się Hazza.
- Ale dziewczyny niekoniecznie, co?
- Hej, my po prostu tego nie potrzebujemy! - Zaprzeczyła Victoria. Ona nigdy nie lubiła tego typu rzeczy.
- A co konkretnie masz na myśli? - spytałam zaciekawiona jego propozycją.
- Ha, i takie nastawienie właśnie lubię, Lenny! Victoria bierz z niej przykład.! A więc tak, Daniel i Luke organizują imprezę jutro wieczorem, w domu tego pierwszego....
- Luke? - wytrzeszczyłyśmy oczy. - On? Serio, zaprosił nas?
- Hehe, jakby wam to powiedzieć... Zaprosił dziewczynę kolegi mojego przyjaciela, która może wziąć znajomych, którymi jesteśmy my. - Pokazał nam swoje równiutkie, białe ząbki.
- Czyli tak w sumie to nie jesteśmy oficjalnie zaproszone?
- No niby nie, ale jak już się wszyscy najebiemy to będzie nam wszystko jedno kto tam jest.
- O nie, ja nie idę. - Powiedziała Victoria.
- Przestań, trochę alkoholu nic ci nie zaszkodzi! - Zbulwersowałam się. Jeśli mam być szczera, od dawna chciałam iść na dobrą imprezę, ale głupio mi było się wpraszać do znajomych Harry'ego.
- Nie o to chodzi, ja po prostu nie lubię takich klimatów.
- Vic, no chodź! - Zaczęliśmy ją namawiać, ale moja przyjaciółka jak zawsze pozostała nieugięta.
- Nie, przepraszam was, ale uszanujcie moje zdanie.
- No skoro tak poważnie się wyrażasz.... - Odparł zasmucony Hazza.
- Tylko właśnie jest taki jeden myk. - Zaczął Tomlinson.
- Jaki myk? - Przeszło mnie niemiłe uczucie gdy zrozumiałam, że moje wyjście na imprezę może być zagrożone.
- Boo.... tak jakby trzeba przyjść z kimś.
- Z koleżanką?
- Bardziej chodzi o takiego partnera, wiesz chłopak i dziewczyna.
- No to może ja jestem homo, hm?
- Ale nie jesteś homo, skarbie. - Lou się uśmiechnął. - Chyba, że czegoś nie wiemy....
- Dobra, dobra. To ..... - Popatrzyłam na nich błagalnym wzrokiem.
- Sorry, ale jestem już zaklepany. - Harold dumnie wypiął pierś.
- Amber? - Burknęłam.
- Hmmm, najlepsza dupa moja.
- A ty? - Zwróciłam się do Louis'a.
- Idę z Jennifer.
- Chyba sobie jaja robisz. - Popatrzyłam na niego jak na wariata.
- Nieeee, Hazza mi załatwił drugą dupę. - Obydwoje się zaśmiali.
- Aha, więc tak sobie teraz pogrywacie. - Skomentowałam. - Już wiem, zapytam się Lizzie czy nie ma kogoś.
- Lizzie? Jakiej Lizzie? - Victoria jakby nagle się obudziła.
- Mówiłam ci, ale jak zwykle mnie nie słuchałaś. - Westchnęłam.  - Lizzie to moja nowa sąsiadka, wprowadziła się po wyjeździe państwa Jonas'ów.
- Twoja nowa przyjaciółka, hm?
- Przestań, Vic, ostatnio stałaś się za bardzo drażliwa. Louis, zadzwonię do Lizzie i potem dam ci znać czy przyjdę.
- Spoczko. Mogę cię zawieźć jak coś....
W tym momencie przerwał na dzwonek kończący jakże uroczy lunch. Wszyscy udaliśmy się do klas, ale podczas lekcji moje myśli wypływały daleko poza mury naszej szkoły. Marzyłam o imprezie, mnóstwie tańca i zabawy.... Dopiero głos Danielle wyrwał mnie z krainy snów.
- Lenny? - Szepnęła.
- Tak?
- Burczy mi w brzuchu.
- Przed chwilą był obiad! - Odezwałam się nieco za głośno, bo nauczycielka automatycznie zwróciła swoją głowę w naszą stronę.
- Peazer, będziesz tak miła i przestaniesz wreszcie zajmować się niepotrzebnymi rzeczami?
- Dlaczego zawsze wszystko jest na mnie? To.... To Derek! - Danielle zawsze wiedziała na kogo zwalić.
- Cco cco? - odezwał się śpiący sobie smacznie na ławce chłopak.
- Nie ważne, wróćmy do lekcji. - Stojąca tuż przed nami kobieta teatralnie przewróciła oczami i wróciła do swoich nudnych wywodów na temat zależności między dwoma stojącymi ciałami.
- Nie jadłam obiadu. - Usłyszałam cichy głos Danielle.
- Czemu?
- Nie.... Nie mogę. Cheerlederki nie mogą tyle jeść. - Uśmiechnęła się nieśmiało pokazując na swój brzuch.
- Ale ty nic nie jesz.
- Jem, trochę.... Dzisiaj zjadłam sałatkę i odtłuszczony jogurt.
- Hej, wiesz, że i tak jesteś piękna i chuda? Musisz coś zjeść. Idziemy po lekcjach na pizzę, okej?
- Nie mogę.... Umówiłam się.
- A tak, Liam...
Potem do końca lekcji mój pusty wzrok wpatrywał się uporczywie w okno, jakby oczekując cudu. Ale cud nie nadszedł aż do godziny 15, kiedy to wreszcie zadzwonił ostatni, upragniony dzwonek. Dopiero w szatni udało mi się złapać Lizzie, która uśmiechnięta od ucha do ucha wiązała ciemno szare buty na koturnie.
- Liz? - Zagadałam do niej.
- Lenny, skarbie! Jak wracasz dzisiaj? Może wrócimy razem? - Jej wielkie, mocno podkreślone kredką oczy patrzyły teraz wprost na mnie.
- Jasne,  pewnie. Właśnie o to samo miałam cię spytać. - Uznałam, iż o wiele lepiej będzie z nią pogadać w autobusie niż w szkole pełnej egoistów czekających na odpowiedni moment aby cię obrazić.
- Jedziemy z nią? - Szepnęła Victoria odciągając mnie na bok.
- Taak, ale ona jest naprawdę miła, nie przejmuj się.
Czekając na przystanku Lizzie ciągle paplała, a my tylko potakiwałyśmy przyznając jej rację we wszystkim co mówiła.
- Widziałyście jej buty? A tą bluzkę.... Boże, ona chyba nie ma lustra! Albo ten jej chłopak.... Poorażka!
- Lizzie? Idziesz na tą imprezę, wiesz.... - Spytałam w końcu nieśmiało.
- JASNE! - Podskoczyła jak małe dziecko. - Jejku, ty też?! Tak się cieszę! - Zaczęła skakać wokół mnie a Victoria tylko mierzyła wzrokiem jej lekko dziurawe legginsy i sweter w długie pasy.
Gdy przyjechał pojazd od razu wsiadłyśmy aby uniknąć tłumów. Ruszyłyśmy w dwójkę do przodu jak zawsze, ale Lizzie pociągnęła mnie za rękę:
- Żartujesz sobie? Przód jest dla loserów! - Rzekła kształtując literę L na czole z dwóch palców.
- Ah, tak. - Udałyśmy się więc z nią na sam tył,a ona zaczęła:
- Tak więc masz z kim iść?
- Właśnie w tym problem....  Nie mam.
- Och to super! Znaczy się źle dla ciebie, ale nie przejmuj się bo mam dla ciebie idealnego partnera! To super, że pójdziecie razem, tak się cieszę, idealnie do siebie pasujecie...
- Ekhem, a kogo?
- Co? A taak, mam na myśli Bena. Ja idę z Niall'em, a ty pójdziesz z Benem! Ojej, to będzie takie romantyczne, podwójna randka! - Ekscytowała się za nas dwie, a jej kolorowe pasemka wplątane w jasne włosy podskakiwały wesoło. Po chwili stanęła w miejscu wlepiając wzrok w Victorię.
- A ty.....Hm, też idziesz?
- Nie. - Vic się lekko uśmiechnęła.
- Hm, to nawet dobrze.
- Dlaczego to? - Mojej przyjaciółce od razu zrzedła mina.
- Po prostu byś tam nie pasowała. - Machnęła ręką i zaczęła mi coś tłumaczyć, ale ja jej za bardzo nie słuchałam. Chciałam zwrócić się do Victorii, lecz w tym momencie dotarłyśmy do jej przystanku, więc ona wyszła. Ujrzałam tylko jej szybko poruszającą się sylwetkę, lekko zgarbioną i zrobiło mi się strasznie smutno.... Nie chciałam aby tak to wyszło, nie wiedziałam, że Lizzie taka jest.... Przez całą drogę w uszach miałam tylko głos mojej nowej koleżanki ale przed oczami wciąż widniała postać Victorii. Rozumiałam i szanowałam jej zdanie, lecz teraz nasza przyjaźń lekko się zachwiała. Mamy po prostu różne charaktery. Nie wyglądam za zbytnio żywą dziewczynę, nie chcę taka być. Opcja ukrywania się w cieniu znacznie bardziej mi odpowiadała niż wersja bycia taką Lizzie. W ręce trzymałam już telefon, gotowa zadzwonić do Vic jak tylko przekroczę próg domu.
- Pasuje?
- Ale co? - Ocknęłam się nagle.
- Jutro wpadniesz do mnie i wybierzemy jakąś sukienkę, bo.... zgaduję, że ty ich za wiele nie masz.
- Nie mam. - Przytaknęłam. Nie chodziłam na imprezy, w ogóle ludzie mnie nigdzie nie zapraszali. Parę razy nawet chciałam iść, ale wtedy Victoria nie miała ochoty, a ja bez niej nigdzie się nie ruszałam. Ale pojawiła się Lizzie.... A wraz z nią okazja nie do odrzucenia. Raz kozie śmierć, nie zaszkodzi spróbować. Liz ucałowała mnie na pożegnanie i udała się do swojej furtki w podskokach. W jej domu od paru dni był wieczny hałas, remont szedł pełną parą, jednak ona najwyraźniej lubiła głośne klimaty. Weszłam po cichu do mojego skromnego budynku. W pokoju leżał nowy obraz namalowany przez mamę, przedstawiał pojedynczą różę na tle jeziora.
- Już wróciłaś. - Babcia przytuliła mnie.
- Taak, cześć babciu. Gdzie mama?
- Wyszła. Wiesz, dawno nigdzie nie była, całymi dniami siedziała i malowała czarno-białe obrazy smutku.... To jej pierwsze kolorowe dzieło. - Wskazała palcem na przedmiot leżące na mojej śnieżno-białej pościeli. Uśmiechnęłam się. Cieszyłam, że nareszcie coś się w niej przełamało....
- Na dole jest lasagne, masz ochotę?
- Jasne! - Takiego dania nie mogłam ominąć, uwielbiałam tą mieszankę sera, mięsa i makaronu oblaną pomidorowym sosem. Jutro zapowiadał się naprawdę ciekawy dzień.... Moja pierwsza prawdziwa impreza w życiu z ludźmi, których ledwo znam....
Nagle zaczął dzwonić telefon, szybko kliknęłam zieloną słuchawkę, lecz zamiast głosu usłyszałam tylko cichy szloch Danielle....

_____________________________________________


Napisałam pierwszą połowę i stwierdziłam, iż jest za dużo opisów, tak więc w drugiej dałam z kolei dużo dialogów i teraz już sama nie wiem jak wyszło.... Liczę więc na wasze komentarze!
W następnym rozdziale pojawi się pierwsza dobra imprezka, przyjaźń Victorii i Leny nieco się skomplikowała, a co do Danielle.... Zresztą, zobaczycie sami! :)
Także, proszę, proszę KOMENTUJCIE i życzę wam udanej majówki, abyście jak najwięcej wypoczywali!


xoxo
Mika




Danielle i Liam w nieco innej wersji. <3