Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 10 kwietnia 2012

Prolog.


--10 lat temu--

{Victoria}

To były wyjątkowe Święta. Po raz pierwszy mieliśmy je spędzić je u babci i już nie mogłam się doczekać aż tam dojedziemy. Babcia mieszkała w dużym mieszkaniu, który został jej po śmierci dziadka. Nie chciała się przeprowadzać do naszego domu, bo uznała że ma zbyt dużo wspomnień z jej poprzednim miejscem zamieszkania. Odwiedzaliśmy ją często, nawet czasami odbierała mnie z przedszkola. Tego dnia czekała na nas już z gotowym obiadem, podczas gdy my nieudolnie próbowaliśmy się przedrzeć przez burzę ciągle padającego śniegu. Płatki spadały z nieba i spadały, jakby nigdy nie zamierzały przestać. Rodzice byli zdenerwowani bo nic nie widzieli na drodze, ja natomiast patrzyłam zafascynowana na ten biały świat. Ulice były puste, drzewa ogołocone, a wszelakie żywe stworzenia szczelnie okryte, aby nie zmarznąć. Odwróciłam głowę w kierunku przednich siedzeń słysząc w radiu mój ulubiony przebój. Zaczęłam sobie podśpiewywać, gdy nagle ujrzałam na jednym z siedzeń pająka. Właściwie to był pajączek ale śmiertelnie się go przeraziłam. Wydałam z siebie cichy pisk, na co zaraz mama odwróciła się pytając o co chodzi. Pokazałam jej owe zwierzątko, a ona tylko westchnęła i odparła, że przecież jest ono niegroźne. Ja jednak nie ustępowałam i  błagałam aby go zabrała stąd. Po chwili mama wreszcie ustąpiła i przeniosła pół swojego ciała na tył samochodu w celu unieszkodliwienia mojego wroga. Odsunęłam się jak najdalej aby zrobić jej miejsce do działania. Ona zaczęła zajmować się pajączkiem a tata spoglądał tylko co chwilę na nas. Musiało mu być trochę niewygodnie, kiedy mama tak się nachylała nade mną, ale akurat nie miało to dla mnie większego znaczenia. 
W pewnym momencie poczułam gwałtowne szarpnięcie autem, tata zaczął coś tam przeklinać, mama upadła na swoje siedzenie i.... zaczęliśmy sunąć. Nie wiem po czym, prawdopodobnie po lodzie, sunęliśmy. Trwało to dosłownie parę sekund, po czym zobaczyłam dwa szybko zbliżające się do nas światełka. Usłyszałam głośnie trąbienie, a następnie nastała chwilowa całkowita jasność i.... długa ciemność. 

Obudziłam się leżąc w białym łóżku, a nade mną stała mama i parę innych pań w fartuszkach. Myślałam, że jestem w kuchni lub jakiejś stołówce, np takiej w jakiej jadałam obiady w przedszkolu. Ale gdy się nieco lepiej rozejrzałam zrozumiałam, że jestem w szpitalu. Widziałam go na wielu obrazkach, często również pojawiał się w telewizji, ale nigdy tak naprawdę nie byłam wewnątrz. Mój wzrok napotkał okno, z którego wąska struga światła wlatywała do pomieszczenia i zatrzymywała się na smutnych oczach mamy. Nie wiedziałam co się dzieje, wiedziałam tylko, że coś jest nie tak. 
- Mamusiu? - powiedziałam i uśmiechnęłam tak szeroko jak tylko umiałam, w nadziei, że mama odpowie mi tym samym. Ona jednak tylko spuściła głowę i mocniej złapała mnie za rączkę. 
- Co się dzieje? - spytałam tym razem panie w fartuszkach.
- Miałaś wypadek. Ty i twoi rodzice. - Odparła jedna z wielkim kokiem na głowie. 
- Tak, ty i pani... tzn. mamusia przeżyłyście, a .... - W tym momencie przerwała jej moja mama. 
- Wystarczy, sama jej to powiem. - Spojrzała groźnie na panie, które zaraz wyszły zostawiając nas same. Nie rozumiałam nic, nie chciałam rozumieć. 
- Victoria... Kochanie.... Myszko... Wiesz, już chyba nie zobaczymy tatusia.....
- Dlaczego? Musiał wyjechać? - spytałam wciąż z nadzieją w głosie, chociaż mój mózg podpowiadał mi prawdę. 
- Nie skarbie. Tatuś... On nie żyje. - Z oczu mamy pojedynczo zaczęły się wylewać łzy, tak samo z moich. Jednak mózg miał rację. Nie ma go. Nie ma taty. Nie ma i nie będzie. Już nigdy. Przytuliłam mamusię z całej siły, ponieważ widziałam jak cierpi i domyślałam się, że odczuwa to samo co ja. 
- Ale nie martw się.... Damy sobie radę.... Tatuś chciałby abyśmy były silne... - Rzekła i lekko się uśmiechnęła. 'No nareszcie' pomyślałam i uśmiechnęłam się też. A potem już siedziałyśmy w dwójkę wtulone w siebie dopóki nie nastał całkowity wschód słońca. 
Przez cały dzień musiałyśmy zostać w szpitalu. Co chwila przychodzili nasi znajomi składać nam jakieś życzenia, które mama nazywała 'kondolencjami'. Nie odzywałam się zbytnio, mówiłam tylko dziękuje, przytulałam wszystkich i dostawałam mnóstwo całusów od starszych pań. Każda była inaczej wyperfumowana, tak że zaczęło mi się już pomału kręcić w głowie. Nagle wśród gości ujrzałam jedynie znaną mi osobę - Louis'a. 
- Vic - podszedł do mnie łapiąc mnie za łapkę. - Czemu tu jest wszędzie tyle ludzi? Co się dzieje? Pytałem się rodziców, ale oni nie chcą mi powiedzieć. - Zrobił smutną minkę. 
- Wiesz.... Bo mojego tatusia już nie ma. 
- Jak to nie ma? - Lou starał się zrozumieć ale nie mógł. Zupełnie jak ja na początku. - Wyjechał? Porwali go kosmici? - Otworzył szeroko oczy.
- Nie głuptasie. Kosmici porywają tylko krowy, mówiłam ci już. On.... chyba umarł. Poszedł o tam - Wskazałam palcem na sufit.
- Niebo - Powiedział.
- Tak. - Odparłam i usiadłam sobie w kącie, zmęczona tym ciągłym staniem. Chłopak usiadł koło mnie przytulając jednocześnie. 
- To niefajnie. Gdybym mógł ściągnąłbym ci go z powrotem ale nie mam żadnego statku aby tam polecieć.
- Dzięki, Lou. Ja też bym go ściągnęła. To takie dziwne, nie mogę go zobaczyć i wiem, że już nigdy nie będę mogła... Ani się z nim pohuśtać, ani pobawić, zjeść kolacji....
- Będę z tobą siedział przez cały czas, obiecuje. Dopóki nie wymyślimy jak go sprowadzić na dół, dobrze?
- Dobrze. - Powiedziałam i położyłam głowę na jego ramieniu. Jednak nic nie wyszło z naszych planów bo po chwili lekarze oznajmili, że wszyscy muszą wyjść, bo czas się skończył. Byłam bardzo zła, że w ogóle jest jakiś 'czas'. Przecież ja mogę spotykać Louis'a kiedy tylko chcę i jak długo mi się podoba! I nie będzie mi jakiś pan w fartuszku i okularach tego zabraniał. Powiedziałam to wszystko na głos, za co mama na mnie groźnie spojrzała, a pan tylko się uśmiechnął i kontynuował wyganianie gości. Potem musieli nas jeszcze parę razy zbadać, a jutro pójdziemy sobie wreszcie do domku i wrócę do moich lalek. Nikt ich nie doglądał, na pewno są już brudne. Tak samo jak moja farma - boję się, że zwierzątka zachorują z głodu. Mama pozwoliła mi zadzwonić do Louis'a, który mi powiedział, że z moimi zwierzątkami wszystko w porządku. Tak uspokojona zasnęłam po dniu pełnym wrażeń w ramionach mamy. 

Obudziłam się w środku nocy i za nic nie mogłam zasnąć. Liczyłam barany na niebie i nawet sobie w myślach śpiewałam kołysankę, ale nic. Powodem był brak Pana Pandy obok mnie. On zawsze mi pomagał zasnąć. Ale teraz go tu nie było. Po chwili usiadłam na łóżku, wyswobodzona z objęć mamy. Rozejrzałam się po pokoju. Wszędzie panowały ciemności, tylko przy biurku paliła się malutka żaróweczka. Znudzona tym ciągłym nic nie robieniem poszłam w jej kierunku. Na blacie znalazłam mapkę szpitala ze wszystkimi piętrami i pokojami. Zaciekawiona usiadłam po cichutku na krześle (co nie było takie łatwe, bo krzesło było dość wysokie) i zaczęłam ją oglądać. Wszystko było takie czarno-szaro-białe, żadnych kolorów. Straszne miejsce, ten szpital. Wtedy w oczy rzuciło mi się słowo, które gdzieś już widziałam. Kostnica. Znajdowała się na piętrze -1. Szukałam w głowie jakiegoś skojarzenia, ale nic nie mogłam sobie przypomnieć. Nagle to do mnie dotarło - słyszałam to słowo w jednym z filmów, który po kryjomu oglądałam z rodzicami. Znaczy się oni mi tego nie pozwalali oglądać, dlatego siedziałam schowana za kanapą. W tejże filmowej kostnicy było dużo wózków, a na nich coś przykryte prześcieradłami. Gdy jeden z bohaterów odkrył to coś okazało się, że był to człowiek. Wtedy nie mogłam tego zrozumieć, ale teraz jakby wszystko układało się w całość. Oznaczało to, że tam jest tatuś. Strasznie chciałam go zobaczyć, ale mamusia i inne panie powtarzały, że jego już nie ma. Ale jednak był. Był tam, w kostnicy, na piętrze -1. Musiałam się tam tylko jakoś dostać. Zresztą i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Cichutko jak myszka zeszłam z krzesła i na paluszkach wyszłam z pokoju. Z prawej strony widziałam jakieś malutkie światło - to pewnie od tej pani co siedziała przy wejściu za stołem. Na szczęście ona mnie nie widziała, bo byłam za rogiem. Ruszyłam w lewo, w kierunku widny. Delikatnie nacisnęłam przycisk, czekając aż się pojawi. Dookoła mnie było strasznie ciemno, ale o dziwo w ogóle się nie bałam. Weszłam to maszyny i wybrałam piętro -1. Wiedziałam jak się to obsługuje, bo razem z rodzicami mieszkaliśmy kiedyś w takim budynku z windą. Zresztą często nią jeździłam gdy byłam u babci. Mknęłam sama na dół, w pustej windzie. Gdy już dojechałam drzwi się otworzyły a moim oczom ukazał się ciemny korytarz i gdyby nie malutkie lampki na suficie zapewne nic bym nie widziała. Szłam mijając kolejne pokoje, aż wreszcie dotarłam - wielkie drzwi z napisem kostnica wyrosły nagle tuż przede mną. Nadszedł ciężki moment - nie mogłam dosięgnąć do klamki. W końcu po wielu próbach wspięłam się na paluszki tak wysoko jak umiałam i nacisnęłam, a wrota otworzyły się ukazując samą ciemność. 'Znowu' pomyślałam, szukając po omacku czegokolwiek, co mogłoby zapalić światło. Przez te poszukiwana odsunęłam się od drzwi, które zatrzasnęły się z hukiem. Podskoczyłam ze strachu, serce zaczęło mi szybciej bić. Chyba zaczynałam się bać. Ale zacisnęłam łapki w piąstki i szłam dalej w tej czarnej otchłani, aby znaleźć tatusia i ostatni raz się z nim pożegnać. W pewnej chwili poczułam coś w kieszeni. Przypomniałam sobie, że mam tam małą grę z McDonalda. Wyjęłam ją a na ekranie pojawiło się kolorowe światełko i napis 'start'. Oświetliłam sobie tym czymś pokój i .... zamarłam. Wyglądało to jeszcze gorzej niż w filmie. Dookoła mnie leżały wózki poprzykrywane prześcieradłami. 'Jak mam znaleźć tatusia? On może być wszędzie!' myślałam. Nie pozostawało mi nic innego jak sprawdzić wszystkie. Zaczęłam pomału odkrywać pierwszy wózek i ujrzałam tylko kawałek ręki, kobiecej ręki. Szybko zasłoniłam i ruszyłam dalej. Ręka mi drżała gdy podnosiłam następny biały materiał. Tym razem była to noga. Ale nie tatusia, poznałam od razu. Gdy zabierałam się do trzeciego odkrywania usłyszałam cichy szelest. Nie zdążyłam się jednak obrócić a coś chwyciło mnie za rękę i gwałtownie pociągnęło.... 'Zombie' pomyślałam. 'Trup ożywił się i chce mnie zabić!' Krzyknęłam nie mogąc już dłużej tłumić swoich emocji i wtedy blask latarki oślepił moje oczy.
- Przestań się drzeć, dziecko - usłyszałam szorstki głos mężczyzny w garniturze. - Co ty tutaj do cholery robisz? W środku nocy, sama w kostnicy? 
- Szuu... uu...kaam tat...uu...tatusia - odparłam kuląc się i bojąc.
- Tatusia? - Mężczyzna jakby nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. - Nie ma go tutaj. Wychodzimy. - zakomendował i  nawet nie zapytał mnie o zdanie. Moja ręka cała drżała gdy ciągnął mnie w kierunku wyjścia. Tam stało już dwóch innych panów, chyba lekarzy, którzy odprowadzili mnie do mamy. Była ona cała podenerwowana i zła gdy o wszystkim usłyszała, a ja strasznie głupio się czułam, bo nie dość, że ją zawiodłam to jeszcze nie odnalazłam tatusia. Przez resztę nocy na warcie stała pani pielęgniarka a pokój był szczelnie zamknięty, abym już nic podobnego nie próbowała robić. 
Rano zjadłyśmy śniadanie i udałyśmy do domu. Przez całą drogę mama ani słowem nie skomentowała mojej wczorajszej akcji. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy nie... Gdy dotarliśmy na miejsce był tam już Louis z rodziną. Pomogli nam wszystko uporządkować w domu, co chwila przytulali mnie i mamę. W końcu pozwolili mi i Lou zostać samym w moim pokoju. Sprawdziłam wszystkie zabawki, przebrałam się w czyste ubranka i usiadłam koło przyjaciela na łóżku. Opowiedziałam mu całą wczorajszą historię a gdy doszłam do momentu z kostnicą on złapał mnie za rękę. 
- Nie bój się. Nie było aż tak źle, mówię ci.
- Znalazłaś w końcu tatę? - spytał.
- Nie. Ten dziwny pan mnie zatrzymał. - Opuściłam smutno główkę. 
- Nie martw się. Tata powiedział, że przez trochę możemy z wami pomieszkać, więc od dzisiaj będziemy wspólnie myśleć jak ściągnąć twojego tatę z powrotem na dół. Nawet narysowałem już plan naszej maszyny. - Mówiąc to wyciągnął z plecaczka rulonik papieru i rozłożył go pokazując mi jego szkic. Był naprawdę doskonały, od zawsze wiedziałam , że Louis będzie projektantem. Jeszcze przed wypadkiem zawsze to on konstruował mi całe domki dla lalek, ja tylko budowałam. Albo razem rysowaliśmy tory dla aut wyścigowych....  Składaliśmy zamki z klocków Lego.... Teraz byliśmy zajęci rozmową o rysunku, gdy nagle przerwała nam nasza mama, mówiąc że czas na obiad. Przez resztę dnia bawiliśmy się, nie rozmawiając w ogóle o moim tatusiu. Czasami tylko widząc jak tata Lou głaszcze go po głowie, napływała mi łza do oczu a w środku czułam ogromną pustkę.
Następnego dnia odbył się pogrzeb. Strasznie nas wystroili, dali mi ładną, białą sukienkę, a Louis'a ubrali w garnitur. Mówił, że jest strasznie nie wygodny i ciasny, i nie można w nim biegać. Przytaknęłam, bo ja tak samo czułam się w tej sukience. Podczas pogrzebu jakoś wcale mi się nie chciało płakać. Trzymałam tylko z jednej strony mamę za rączkę, a z drugiej babcię, która od tego czasu miała mieszkać z nami. Po całej uroczystości mama zorganizowała jakiś duży obiad dla wszystkich; Louis powiedział, że to jest stypa. Ale nie ważne jak to się nazywało, grunt, że mogliśmy się pobawić na łące która była obok restauracji. Nareszcie był trochę spokoju.... Cieszyłam się, że mój tatuś też ma już spokój, nie będzie się już musiał niczym martwić. Jak tylko robiło mi się smutno, Louie mnie przytulał i dawał łapkę na serduszko, przypominając, że tam od zawsze i na zawsze będzie tatuś. 


_________________________________________________________________________________


Witam. Wracam z nowymi siłami, nowymi pomysłami i nowym opowiadaniem.
Pojawił się już Louis, na razie jako mały chłopczyk, ale w następnym rozdziale będą już wszyscy chłopcy w dzisiejszych czasach, w normalnym dla nich wieku. Nie będzie to jednak opowiadanie o ich karierze, o X Factorze, o fanach i koncertach. Będę tu przedstawiała ich typowe szkolne perypetie, co nie znaczy jednak, że będą one mnie ciekawe.

Dziękuje Wszystkim, którzy tu zawitali i proszę komentujcie i nie zostawiajcie mnie. :)
Mam nadzieję, że Was nie zawiodę. 

Tylko ten jeden jedyny raz stawiam wymaganie :

15 komentarzy - Ciąg dalszy

ponieważ muszę mieć pewność, że jest dla kogo pisać. 
Nie zakładam nowego bloga, gdyż sądzę, że równie dobrze mogę pisać tutaj, a i wam będzie łatwiej -  nie będziecie musieli mnie szukać pod żadnymi nowymi adresami. :]

Jeszcze raz bardzo dziękuję i zapraszam do komentowania! :D
+ Piszcie co sądzicie o nowym wyglądzie bloga. ;)

Buziaki <3
Mika



Louis i Victoria. 




19 komentarzy:

  1. Ech.. Zapewniam cię, że nigdy nie umiałam pisac komentarzy i do dzisiaj nie umiem. To musi być jakiś dar od Boga, którego nie posiadam..
    Kurde, bardzo ciekawy prolog, napisałaś go z taką delikatnością tak jakbyś była tą Victorią. :)
    Louis.. Spoko, będzie projektantem, mhm. :D
    wgl. ciekawe co z Hazzą.. (wiesz,moja mania na Harolda)
    Nosz kurde! Świetnie, ale czekam na następny, bo oni już będą duzi, jea, jea! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, przepiękny prolog i nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału:)
    I nie szantażuj nas, bo to jest głupie moim zdaniem.
    Jeżeli piszesz, to piszesz dla siebie a nie po to żeby mieć jak najwięcej komentujących. To nie są wyścigi. Ale i tak Cię kocham:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem, przepraszam, nie chciałam tego robić. :( to tylko jeden raz, potem już tego nie będzie, obiecuje<3

      Usuń
  3. ciekawy prolog. ;) podoba mi sie lekkosc opowiadania :)
    wpadnij do mnie
    http://69-imagination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Super Ci wyszedł ten prolog, nigdy takiego opowiadania nie czytałam, dla mnie jest za.je.bi.ście. fajnie że wpadłaś na taki pomysł. czekam na rozdział pierwszy.

    OdpowiedzUsuń
  5. zapowiada się nieźle :D http://poland-fans-1d.blogspot.com/ zapraszam do mnie
    @karolinkaaaa1d

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no słodko tak z perspektywy takich małych berbeci :3 I te ich pomysły, że wszystko takie proste ^^ Ja nie umiem pisać z taką delikatnością, zazdroszczę ^^ I jeszcze te zdjęcia awww... :3 Rozklejam się ;) Co do wyglądu bloga to bardzo fajnie, podoba mi się :D Czekam z niecierpliwością na pierwszy rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. czad czad czad bejbe.! <333 blog wygląda ZAJEBIŚCIE tak samo napisany jest prolog :)) tak słodka ta Vic że rzygam tęczą *.* kocham Cię <333

    OdpowiedzUsuń
  8. Awh jak sobie wyobraziłam takiego małego Lou :3 Nie mogę.
    Nareszcie zaczęłaś to pisać, bo już tak długo to planowałaś :P
    I przysięgam ci na mały paluszek, że bardzo dobrze ci wyszedł ten prolog. Po prostu bosko *.*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeeeeeejkuuu jacy oni są słodcy...♥ świetnie się zapowiada ♥ czekam na rozdział 1 ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świeeetnie się zapowiada :D Ale płakać mi się zachciało od tego rozdziału. ;D Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Jaaaaaaaaaa! Masakra, świetnie się zapowiada. Biorę do obserwujących i mam nadzieję, że dalej będzie równie świetnie ;)
    zapraszam na mój drugi blog fantasy : http://gemini-blizniaki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetnie się zapowiada! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D Dodaję oczywiście do zakładek, ale znając mnie mogę zapomnieć więc mogłabyś mnie informować na tt? @KateGadek

    OdpowiedzUsuń
  13. Mam dreszcze na całym ciele... Co ty ze mną robisz? Napiszę krótko i treściwie: Zapowiada się kolejne fenomenalne opowiadanie! Chcę więcej!
    Love xx

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow, ciekawy pomysł. Trafiłam tu przez przypadek, Twojego poprzedniego opowiadania jeszcze nie czytałam, ale nadrobię to w ciągu najbliższych dni. Zyskałaś nową czytelniczkę, będę tu regularnie wpadać. Powodzenia!

    Jeśli masz czas i ochotę, to zapraszam do siebie, dopiero zaczynam.

    http://more-than-this-1d-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. ciekawy prolog. ;)
    podoba mi się opowiadanie :D
    zapraszam do mnie http://onedirection-smutnestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. DAWAJ NASTĘPNY!!!
    to tylko prolog, ale już to kocham!!!!! (:

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem ciekawa Twojego opowiadania... czekam na następny...

    Zapraszam również do siebie, sama niedawno zaczęłam. Pozdrawiam :)

    one-direction-colorful-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń